piątek, 13 marca 2009

Skandaali - Kultalevy

Mówiąc o Finlandii myśli się przede wszystkim o mroźnym klimacie, świętym Mikołaju, telefonach Nokia oraz o bardzo dziwnym i pokręconym języku charakteryzującym się aż 13 przypadkami. Mi od jakichś dwóch lat kojarzy się on jeszcze ze Skandaalim - jednym z czołowych raperów (może nawet najpopularniejszym) z działających na tamtejszej scenie. Choć polecono mi kilka jego albumów, szczególnie przypodobałem sobie krążek "Kultalevy".

W rapie najważniejszy jest przekaz, tekst, warstwa liryczna - to dość obiegowa opinia odnośnie mojego ulubionego gatunku muzyki. Na ogół się z tym zgadzam, lecz czasami przesłanie staje się całkowicie nieistotne, zwłaszcza gdy sprawadzam produkcje z krajów dość egzotycznych, kiedy nie mam najmniejszych szans na zrozumienie treści albumu. Słuchając Skandaaliego szybko zajarzyłem, że mam do czynienia z raperem o prawdziwie kosmicznym skillu. Oczywiście w związku z moją nieznajomością fińskiego może mi się tylko tak naprawdę wydawać, że chłopak dysponuje znakomitym flow. Posłuchajcie sobie jednak otwierające album "Tää O Räppii" - Skandaali miejscami nawija tam z taką szybkością, że aż wydaje się to nieprawdopodobne. A trzeba przecież pamiętać, iż na jednym z dwóch urzędowych języków Finlandii można dosłownie połamać sobie język. Nie mam pojęcia, czy Skanadaali faktycznie posiada rewelacyjną dykcję, ale co najmniej sprawia takie wrażenie. Ciekawe ile zajęłoby dobrze wyszkolonemu polskiemu raperowi nauczenie się kwesti z "Tää O Räppii".

Drugim mocnym punktem "Kultalevy" są bity. Nie mam zielonego pojęcia, czy smaży je sam Skandaali, czy może robi to za niego cały sztab najlepszych fińskich producentów, co jednak nie zmienia faktu, że pod względem brzmienia albumowi dosłownie nic nie można zarzucić. Absolutnym mistrzem w tej materii jest największy przebój z płyty, kawałek "Elämä On Peli", w którym znakomicie podsamplowano skrzypce. Warto zwrócić też uwagę na numer "Mä en tee mitää" - bit oparto tu o sampel budzący skojarzenia z komedią "Va Banque". Wydaję mi się jednak, że akurat ta melodia nie została zaczerpnięta z polskiego filmu, a raczej wykorzystano jakieś klasyczny przykład jazzu z Nowego Orleanu.

Są takie albumy, których w ogóle nie rozumiem. Coś jednak przykuwa do nich moją uwagę. Tego typu krążkiem jest właśnie "Kultalevy" Skandaaliego. Nie jest to może materiał na miarę "73 Touches" i "Place 54" Hocus Pocus, a przecież - nawiasem mówiąc - francuskiego też nie znam, lecz trzyma naprawdę wysoki poziom. Jeśli jesteście ciekawi jak to wszystko brzmi po fińsku oraz chcecie się przekonać, czy naprawdę Skandaali ma tak potężne umiejętności jak pisałem, to "Kultalevy" powinniście jak najbardziej sprawdzić. Doskonałą zachętą powinny być wyśmienite bity, które nie są na porządku dziennym w tak egzotycznych dla hip-hopu miejscach.

Ocena: 8/10

1 komentarz:

  1. Dla Finów Polska to pewnie też egzotyczne miejsce, jeśli chodzi o Hip-Hop, więc... :P

    OdpowiedzUsuń