piątek, 31 sierpnia 2007

Games Convention 2007 [3]

Jedną z głównych atrakcji targów było Pro Evolution Soccer 2008. Wokół stanowisk z piłką nożną od Konami ciągle było tłoczno, każdy chciał na własne oczy zobaczyć, jak w akcji sprawuje się kolejna odsłona PES-a. O dziwo, do nowego ProEvo dopchałem się całkiem łatwo, bowiem wszyscy fani serii powędrowali na stoisko Konami, gdzie wręcz przytulali się do innych wielbicieli cyklu stojąc w kolejce. Sprytniejsi okupywali część dzierżawioną przez Microsoft, gdzie w ramach promocji X360 przygotowano dwie-trzy konsole, na których hulało najnowsze - jak mówią Japończycy - Winning Eleven.

Pro Evolution Soccer 2008 doczekało się gruntownych zmian, jeśli idzie o oprawę wizualną. Miałem wrażenie, że nadal jest to ten sam, kilkuletni już silnik, lecz mocno podrasowany, dzięki czemu gra wyglądała całkiem zacnie, choć gorzej, niż jej największy konkurent - FIFA 08. Poprawiono m.in. szczegółowość wszystkich obiektów - od trybun, po murawę, na zawodnikach kończąc. Wiele osób pewnie ucieszy fakt, że twarze wirtualnych piłkarzy są teraz bardziej podobne do swoich rzeczywistych odpowiedników. Sama rozgrywka nie doczekała się już tak znaczących, rewolucyjnych zmian, choć musicie mieć na uwadze to, iż nie rozegrałem ani minuty z komputerowym przeciwnikiem, którego sztuczna inteligencja miała ulec ogromnej poprawie w najnowszym ProEvo, dzięki zaimplementowaniu unikalnego systemu Teamvision. Jeśli graliście w poprzednie PES-y, to dobrze wiecie czego się spodziewać - akcje klepie się bardzo przyjemnie, a mecz przebiega w szybkim tempie, nie tak jak w wirtualnej piłce od EA Sports.

Nie jest żadną tajemnicą, że Neversoft pracuje nad kolejną odsłoną Tony'ego Hawka. Rzecz jasna Proving Ground nie mogło zabraknąć w grywalnej wersji na lipskich targach. Pograłem chwilę i jeszcze bardziej ugrzęzłem w przekonaniu, że to już nie ten sam Tony Hawk, co parę lat temu. Nie ma klimatu znakomitej "dwójki", nie ma grywalności drugiego Undergrounda. Nic dziwnego, że EA robi swoje Skate - wielbiciele symulatora deskorolki rokrocznie wydawanego przez Activision mogą się w końcu obrazić i wybrać bardziej rewolucyjną opcję.

Kilkanaście miesięcy temu, Rockstar Games wypuściło na rynek zbierającą pochlebne recenzje symulacje tenisa stołowego. Teraz pracują nad Table Tennis w wersji na Wii, która ma - rzecz jasna - wykorzystywać żyroskopowe kontrolery next-gena Nintendo. Szczerze powiedziawszy, gra nie zrobiła na mnie wielkiego wrażenia. Nie zauważyłem, żeby jakiekolwiek znaczenie miało to, w jaki sposób wymachuję Wiimote'em. Dużo bardziej liczył się czas reakcji, dzięki czemu pingpongista mógł zaskoczyć dynamiczną ripostą lub - jak to woli - popularną "ściną". Table Tennis w wersji na Wii mnie nie porwało, gra się miło, zwłaszcza z żywym graczem, ale nie sądzę, żeby produkt Rockstar Games nadawał się na dłuższe posiedzenia.

Games Convention 2007 słabo wypadło w kontekście handheldów, liczba DS-ów i PlayStation Portable była naprawdę niewielka. A przecież przenośne konsole z każdym kolejnym rokiem zyskują na popularności, głównie dzięki wysokiej formie Dual Screena. Inną, zupełnie dla mnie niezrozumiałą decyzją było uniemożliwienie zwiedzającym zagranie w Mario & Sonic at the Olimpic Games. Tytuł jest oczekiwany przez rzeszę wielbicieli najpopularniejszego hydraulika na świecie i najszybszego, niebieskiego jeża w galaktyce - TAKIEGO crossovera nie było nigdy wcześniej! I wiecie co robili przedstawiciele Segi? Łapali za Wiimote'a i najzwyczajniej w świecie pocinali w swoją olimpijską grę - nikt oprócz nich nie mógł sprawdzić formy Mariana w biegu na 100 metrów. Pozytywnie odebrałem za to wspominkowy kącik Dreamcasta. Fajnie, że jeszcze ktoś o tej konsoli pamięta.

Tegoroczne Games Convention zaliczam do imprez nad wyraz udanych. Jeśli jak dotąd mieliście okazje zawitać jedynie do Wielkopolski na biedne Poznań Game Arena, to nawet nie wiecie czego możecie się tak naprawdę spodziewać. Wspaniała atmosfera wielkiego widowiska, ogromna ilość najnowocześniejszego sprzętu, równie wiele mniej lub bardziej urodziwych hostess i sporo innych atrakcji. Zachęcam już teraz do odwiedzenia kolejnej edycji Games Convention, która już w drugiej połowie sierpnia przyszłego roku. Warto dodać, że od polsko-niemieckiej granicy w Świecku, do Lipska jedzie się po autostradzie tylko 2,5 godziny - szybciej się chyba nie da. Jedynie w Tokio macie większe, jeszcze bogatsze targi, ale na bilet do Japonii nie stać każdego. Widzimy się za rok w Lipsku!

środa, 29 sierpnia 2007

Games Convention 2007 [2]

Atmosfera targów nie może się nie podobać. Zewsząd atakuje nas gra świateł, wielkie telebimy oraz naprawdę wypasiony sprzęt. W żadnym, nawet największym sklepie nie znajdziecie tylu egzemplarzy konsol. Jak zwykle, jedno z bardziej profesjonalnie urządzonych stoisk miało Electronic Arts. W tym roku firma zrezygnowała jednak z wielkiego, okrągłego ekranu, który w poprzednich latach stał się niemal jej wizytówką.

Na pierwszy ogień poszła - a jakżeby inaczej - nowa FIFA. Seria od lat daleko drepcze za Pro Evolution Soccer, lecz z roku na rok biegnie coraz bliżej piłki kopanej od Konami. Już przy pierwszych sekundach kontaktu z grą w oczy rzuca się mocno poprawiona oprawa wizualna (grałem na X360 i PS3). Zawodnicy, jak i elementy otoczenia prezentują się o wiele bardziej realistycznie, niż było to w latach poprzednich. Co więcej, sporych usprawnień doczekała się również animacja piłkarzy, choć ciągle mam wrażenie, że poruszają się oni za wolno. Ogólnie tempo rozgrywki w "zero ósemce" jest niesamowicie ślamazarne, ale do tego wszyscy wielbiciele cyklu zdążyli się już przyzwyczaić, prawda? Jako, że grałem jedynie z żywym przeciwnikiem, to niestety nic nie mogę powiedzieć nt. inteligencji komputera. W każdym razie, akcje klei się całkiem sprawnie i w parę chwil można stworzyć naprawdę groźną sytuację. Właśnie w trybie wieloosobowym widzę największą szansę dla FIFA 08, w ostatnich latach EA Sports pokazała, że w kwestii singla nie ma nic do zaoferowania.

Po NBA Live 08 nie spodziewałem się cudów, w poprzednią część grałem krótką chwilę i jakoś mnie nie porwało. Osobiście nie widziałem w nowej koszykówce od "elektroników" powiewu świeżości, jakichkolwiek zmian. Owszem, ulepszona została grafika, ale nie jest to też jakiś skok technologiczny w porównaniu do zeszłego roku. Co ciekawe, mojemu znajomemu, który nawiasem mówiąc trochę siedzie w tym sporcie, NBA Live 08 bardzo się podobało. Ba, był nim wręcz oczarowany! Stwierdził nawet, że EA Sports dorównało swoim kolegom po fachu z 2K Sports, tj. autorom wyśmienitego NBA 2K7. Zobaczymy jak jego opinię - za parę miesięcy - zweryfikuje prasa.

Następnie, moją uwagę przyciągnęły monitory z grą Skate, ochrzczoną jeszcze przed swoją premierą mianem pogromcy kolejnych, coraz bardziej pogmatwanych części Tony'ego Hawka. Symulator deskorolki od EA szybko mnie jednak odrzucił. Już sama kamera zawieszona jest jakoś zbyt blisko kontrolowanej postaci, grafika również nie trzyma najwyższego poziomu. Twórcy Skate całkowicie zrewolucjonizowali system wykonywania tricków. Robimy to przy pomocy gałki analogowej, a nie jak w przypadku hitu Neversoftu klepiąc określone przyciski. Żeby teraz wykonać takie proste Ollie, musimy przyciągnąć "grzybka" do siebie, a chwilę później pchnąć go w przeciwległym kierunku. Szczerze mówiąc, takie sterowanie jakoś nie do końca mi się spodobało, choć może być to wynikiem stosunkowo krótkiej zabawy - przez pierwsze 15 minut nawet najlepsze tytuły mogą zniechęcić do dalszego grania.

Pozostałe tytuły albo nie przykuły mnie na dłużej do ekranu (np. The Simpson Game), albo jedynie poświęcałem krótką chwilę na zerknięcie, co takiego przygotowali nam ludzie z Electronic Arts (m.in. Need For Speed: Pro Street, NHL 08, FIFA Manager 08, SimCity Societes, The Sim: Bon Voyage). Na Games Convention 2007 miała pojawić się grywalna wersja Spore i faktycznie tak było. Niestety, została przeznaczona jedynie dla dziennikarzy. Szkoda, że jedna z najbardziej oczekiwanych gier zmierzających na PC-ta pokazywana jest za zamkniętymi drzwiami.

Ciąg dalszy nastąpi...

poniedziałek, 27 sierpnia 2007

Games Convention 2007 [1]

Tegoroczne targi Games Convention były o wiele lepsze od tych sprzed 12 miesięcy. Pierwszy raz w Lipsku pojawiło się PS3 i Wii, a co z tym idzie liczba prezentowanych gier wzrosła znacząco. Jak pewnie wiecie, w tym roku nie było typowego E3, dzięki czemu lipskie targi zyskały na wartości. Wcześniej nie zdarzało się, aby producenci zapowiadali swoje nowe produkty na samym Games Convention (od tego było właśnie E3). W tym roku oficjalnie anonsowano dwa, naprawdę wielkie tytuły - Empire: Total War oraz Mafię 2. Wszystko powyższe to jednak ogólniki, które można przeczytać w dosłownie każdej relacji z niemieckiej imprezy, więc - nie chcąc się powtarzać - przejdę do subiektywnych wrażeń z poszczególnych gier. Miejcie tylko na uwadze, że na GC 2007 byłem ledwie jeden dzień, przez co nie miałem możliwości dokładnego zapoznania się z każdym, opisywanym tytułem.

Pierwszymi rzeczami, które wpadły w moje ręce, były żyroskopowe kontrolery Nintendo - Wiimote oraz Nunchako. Swoją drogą, zaskoczyła mnie ogromna ilość stacjonarnego sprzętu od Wielkiego N. Pojawiał się on właściwie na każdym kroku, raz na ekranie śmigały Szalone Kórliki z drugiej części Rayman Raving Rabbids, innym razem były to Miiludki z Wii Sports. Wystarczyło jednak zrobić jeszcze jeden krok i już operowaliśmy pilotem oraz gruchą do strzelania bramek i zdobywania punktów w grach sportowych EA Sports. Najfajniejszą grą na Wii była jednak inna gra Electronic Arts, Boogie.

Zabawa jest do bólu prosta. Wiimote służy do rytmicznego wybijania taktu, pomocny okazuje się znajdujący się na ekranie specjalny wskaźnik. Osobiście jednak z niego nie korzystałem - opierałem się wyłącznie na swoim słuchu i poczuciu rytmu. Okazało się, że z oboma tymi "cechami" nie jest tak źle, jak dotąd przypuszczałem. Wybijanie taktu polega na machaniu pilotem we wszystkie możliwe strony. Nie ważne czy kontroler zmierza z góry na dół, czy z lewa na prawo, liczy się tylko i wyłącznie rytmiczne wykonanie tej czynności. Przy pomocy nunchakowej gałki analogowej poruszamy daną postacią po planszy, która została "pocięta" na 9 kwadratów, co nie jest widoczne gołym okiem, lecz ten podział się po prostu czuje. Twórcy zachęcają do przemieszczania się pojawiającymi się co jakiś czas bonusami punktowymi oraz doładowaniem boosta, powoli nabijanym poprzez wybijanie taktu. Większy wynik uzyskamy po jego częściowym napełnieniu, przytrzymaniu spustu i wykonaniu konkretnej, zaprezentowanej na ekranie kombinacji (np. góra, dół, góra, dół lub prawo, lewo, góra, dół). Co jakiś czas, jesteśmy jeszcze zmuszani do operowania przyciskiem [Z] w określonych odstępach czasowych. System byłby wręcz genialny, gdyby gra lepiej wyłapywała wszystkie ruchy kontrolerem.

Doprawdy, nie rozumiem dlaczego Boogie dostaje tak niskie oceny (średnia ocen na Gamerankings ok. 60%). Nie tylko ja bawiłem się świetnie, obserwowałem ludzi - u każdego, po nawet króciutkiej sesji z programem, gościł ogromny uśmiech. Lista utworów nie budzi zastrzeżeń, blisko 30 kawałków to całkiem dobry wynik. Dominuje muzyka popularna, w Boogie pojawiło się m.in. "Baby One More Time" Britni-Fitni, "Get It Started" Black Eyed Peas, "Get The Party Started" Pink i wręcz idealnie nadające się do tego rodzaju zabawy "Y.M.C.A." The Village People. Aha, zanim zapomnę, gra EA umożliwia również śpiewanie do mikrofonu, wyszła całkiem dobra "podróbka" SingStara. Grałem może pół godziny, może 15 minut więcej, w większych dawkach pewnie nie byłoby tak wesoło, ale - gdybym tylko miał Wii - na pewno zainwestowałbym w Boogie.

Nieco później dorwałem się do nowego Ratcheta. Nie było to łatwe, bo każde stanowisko było okupowane przez wielbicieli bohatera oraz dzieciaki, które po prostu kochają wszystko co kolorowe. Spodziewałem się wiele i niestety, nie wszystkie moje oczekiwania zostały spełnione. Przede wszystkim zawiodła trochę grafika. Owszem, jest ładnie. Ba, to najlepiej wyglądający platformer w historii. Wszędzie jednak tak chwalono Tools of Destruction, głównie hype nakręcali redaktorzy Neo+, że czekałem na coś naprawdę niesamowitego. Właściwie, to wszystko jest na swoim miejscu - modele postaci są niezwykle szczegółowe, animacja płynna, tekstury otoczenia w wysokiej rozdzielczości i mimo tego rozczarowanie. Na ekranie dzieje się naprawdę dużo, na pierwszym planie walczymy nawet z kilkunastoma przeciwnikami, równocześnie z oddali atakuje nas seria wybuchów, feeria barw i inne smaczki. Nie zwalnia to jednak Insomniac Games z obowiązku poprawy grafiki, na screenach nowy Ratchet prezentuje się lepiej i mam nadzieję, że do czasu premiery programiści podrasują to i owo.

Co było do przewidzenia, gameplay mnie nie zawiódł. Do dyspozycji graczy przygotowano jeden poziom, prawdopodobnie trochę pocięty. Elementy zręcznościowe są proste do bólu. Wiecie, takie tam przeskakiwanie z rurki na rurkę, bieganie po zawalającym się moście i dużo skoków, fikołków i innych ewolucji. Wbrew pozorom, proste nie oznaczają, że nudne i niefajne. Bawiłem się fantastycznie, o czym może świadczyć to, że chwilę po skończeniu zabawy, przygody Ratcheta załączyłem po raz drugi. Walki również ociekają miodem, niezależnie od tego czy toczymy je w zwarciu, czy może na odległość. Tak genialnych i zarazem tak pokręconych broni ze świecą szukać w innych grach (na myśl przychodzą mi jedynie Wormsy). Bohater może strzelać m.in. pociskami zamieniającymi wrogów w pingwiny (dlaczego akurat one?) oraz kulą dyskotekową, która powoduje, że przeciwnicy przez krótką chwilę stają się nieszkodliwi i całkowicie bezbronni, ponieważ zajmują się... tańcem. Ratchet & Clank: Tools of Destruction zapowiada się genialnie, gdybym tylko miał na koncie te dwa i pół tysiąca, to pewnie PS3 wraz z tą grą wylądowałoby pod moim telewizorem.

Ciąg dalszy nastąpi...

piątek, 24 sierpnia 2007

Lubię włóczyć się...



[Pjus]
Wiesz, jak chłonę to miasto, robię to każdym zmysłem,
Nie szukam tu prawdy; Nie po to by Wisłę,
Poznać tu do ostatniej jej kropli,
Lubię gdzieś postać, potem wejść na swój chodnik,
Widoki - ekstaza, prawie jak przy orgaźmie,
Znów, zadzieram głowę, w bramie przy Orgazie,
Mijam właśnie tych, co właśnie się spieszą,
Na to leją; Kłaniam się powstańcom, których gościł Napoleon,
Znam ten rejon, nawet dachów poznam szczyty,
Kredytowa 3, dom jak z Gotham City; Nie ważne,
Kogo spotkam; Syty tym, co widzę tutaj,
Patrzę po oknach, szyby przy Traugutta
Mijam kilka bram z buta, znam się na skrótach,
Idę pod Akademię, może ktoś gra - posłucham,
Widzę, Nowy Świat i nie chodzi o postęp,
Mijam, gmach co straszył, teraz kusi twój portfel,
Potem, przez plac, dalej w lewo na Fraskarki
Pamiętam te poranki, słońca blask ostatni,
Uśmiecham się, do tamtych dni, do snów i uczuć,
Teraz, idę dalej, po prostu się powłóczyć.

Ref.
Znam takie miejsca, znam takich ludzi,
Znam takie miejsca, lubię czasem po prostu tam wrócić,
Znam takie miejsca, znam smak tych ulic,
Znam takie miejsca, lubię po prostu po mieście się włóczyć,

[Pelson]
Lubię włóczyć się po mieście z dobrym bitem,
Ja, wolny anonim w labiryncie cyfer,
Tu standardem jest gęste odorów powietrze,
Paraliż na ulicach i psychoza w metrze,
Przybywają tu młodzi, by swój los osłodzić,
Dla nich doba jest za krótka o dwanaście godzin,
Oni nie chcą czekać, pokornie gnić.
Będą się zapijać, by godnie żyć, swobodnie żyć.
Poczujesz się jak oni, jestem hazardzistą,
Przyszedł czas, postanowiłem na siebie wszystko.
STOP
Ludzie, którzy myślą, że będzie łatwo
Zwykle kończą w kryminale albo ze strzykawką
Stolica perspektyw, rozwija czerwony dywan
To też stolica niespełnionych oczekiwań,
W centrum zgiełku dumny bije pomnik pychy,
Znam skutki z tamtych czasów, nie pamiętam przyczyn.
Tutaj życie jest prawdziwą walką,
I często w tej walce jest za mało snu,
Za dużo alko, ej,
Jednak coś mnie tu trzyma,
Lubię włóczyć się po mieście, bo jest w tym jakiś klimat.

Ref.
Znam takie miejsca, znam takich ludzi,
Znam takie miejsca, lubię czasem po prostu tam wrócić,
Znam takie miejsca, znam smak tych ulic,
Znam takie miejsca, lubię po prostu po mieście się włóczyć,

[Eldo]
Miejsca z dzieciństwa pamięta się na zawsze,
Urodziłem się przy placu z nowego filmu Krauze,
Lubię tam wracać, patrzeć w okno nad kinem,
Chodzić po miejscach, gdzie zaczynałem życie,
Na Mokotowskiej wciąż jest cukiernia,
Aleja Róż jesienią jest wciąż tak samo piękna,
Dzieci wiewiórki ciągle karmią w Łazienkach,
Zatrzymuję się i łapie myśl: "Kiedy ten czas zleciał?",
Za rok znowu pójdziemy razem na spacer,
W skwarze lata, zapalać pamięci lampkę,
Schylić głowę przy brzozowych krzyżach,
To twoje słowa Pjus, "z sercem chodzimy po ulicach",
Mam tak samo jak ty, tyle historii,
Z miejsc, które nic nie zmieniły się od wojny,
Z Czerniakowskiej skręcam w Śniegockiej,
Wracam do domu, przy oknie skończyć tą zwrotkę.

PS Jako, że polskie serwisy z tekstami piosenek nie pozwalają na własnoręczne dodawanie brakujących w bazie danych tytułów, postanowiłem owoce wspólnej pracy z Justynką wrzucić tu. Tak poza tym, to bardzo lubię ten kawałek. Taki... hmm... klimatyczny.

środa, 22 sierpnia 2007

Elton John

Śmieszna mina Eltona Johna numer 1. Okulary kwadratowe i szeroko rozwarte usta.

Śmieszna mina Eltona Johna numer 2. Okulary okrągłe z przezabawnymi koralikami zaczepionymi na metalowych drutach.

Śmieszna mina Eltona Johna numer 3. Zdjęcie oddaje powagę sytuacji, komentarz zbędny.

wtorek, 7 sierpnia 2007

Proces starzenia

Kazik Staszewski w latach 80.-tych.
Kazik Staszewski 20 lat później.
Jak widać, starzeją się wszyscy, nawet gwiazdy. Na Staszewskim odbija się to chyba aż nadto wyraźnie. Może ograniczmy alkohol panie Kazimierzu?

sobota, 4 sierpnia 2007

Pezet nagrywa i smuci

To że Pezet pracuje nad dwoma, nowymi płytami nie było żadną tajemnicą. Jesienią ukazać ma się "Muzyka Rozrywkowa" oraz epka nagrana wraz z Ajronem. W zeszłym tygodniu w sieci pojawił się pierwszy utwór promujący ten drugi projekt. Kawałek "W Moim Świecie" jest smutny i przygnębiający. Pezet do takich piosenek zdążył już nas przyzwyczaić, ale jestem zdania, że nowym utworem po prostu przeszedł samego siebie. Jeśli poszukujecie czegoś, co momentalnie Was zdołuje - śmiało zapuszczajcie "W Moim Świecie". Tylko wsłuchajcie się w tekst.

Przy okazji przypomniał mi się inny, równie smutny kawałek Pezeta, nagrany na potrzeby składanki Road Hip-Hop 2005. "Myśl", której producentem był jakiś czeski bitmejker, posiada jednak dodatkowo - nazwijmy to - "płaczący" sampel, przygnębiający jeszcze bardziej. Co więcej utwór świetnie się zapętla, można go wręcz słuchać w kółko. Sam tak robiłem, nie bez przyczyny w kilka tygodni przesłuchałem ten kawałek blisko 150 razy. Poniżej obie opisywane piosenki Pezeta.

Pezet/Ajron - W Moim Świecie


Pezet - Myśl