piątek, 28 sierpnia 2009

Producencka strona rapu #4: Wywiad ze Skibazem (Dawajhajs)

Powracamy po krótkiej przerwie. Na dziś przygotowaliśmy rozmowę z połową duetu Dawajhajs - Skibazem. Zapraszamy.

Noid: Tak więc siema Skibaz. Powszechnie wiadomo, że działasz razem z Amsem w składzie Dawajhajs. Co jest obecnie dla Ciebie ważniejsze: zespół czy szeroko pojęta działalność solowa?

Skibaz: Siemano. Chwilowo zarówno Dawajhajs, jak i moją solową działalność opanował delikatny zastój, gdyż kończymy solową płytę Amsa, na którą miałem przyjemność zrobić większość bitów. Chętnie zrobiłbym coś solo, nawet jakąś epkę, ale niestety dosyć opornie idzie mi zabranie się za to.

N: Skoro już zahaczyliśmy o płytę Amsa, to powiedz coś o niej. Singiel od jakiegoś czasu krąży, a kiedy premiera całości? W jakim będzie klimacie?

S: Plyta w 99% jest gotowa (wiem, wszyscy tak mówią w wywiadach), teraz trwa bezczynne oczekiwanie na dwa aranże od producentów i dwie gościnne zwrotki. Później trzeba ogarniać patronaty i całą otoczkę związaną z wydaniem. Co do klimatu płyty myślę, że najlepiej opisałby go sam Ams, dlatego niech to najlepiej pozostanie niespodzianką.

N: Na "Kalendarzu", płycie Dawajhajs, również Ty odpowiadałeś za większość bitów. Nie myślałeś o wzięciu więcej podkładów od innych producentów?

S: Oczywiście, że myślałem, ale z jednej strony to kwestia lenistwa, a z drugiej strony tego, że nie lubię się o nic prosić, a później czekać, aż za sto lat dostanę aranż, czy coś. Mieliśmy zajawkę, nie chcieliśmy wlec się z nagrywaniem dłużej niż rok, więc najszybszą opcją było zrobienie bitów samemu.

N: Czemu miało służyć wydanie spontanicznego mixtape'u?

S: Niczemu. Padł pomysł, ja stwierdziłem, że po co trzymać na dysku tyle nagranych rzeczy, lepiej to wypuścić w luźnej formie, bez bawienia się w "promocję”.

N: Na scenie jesteś znany głównie jako raper. A jakim osobom oddałeś swoje bity?

S: Nic mi o tym nie wiadomo, że jestem znany na jakiejś scenie. Rzadko się zdarza, żebym oddawał komuś bity. Znaczy tak jak mówiłem, oddałem trochę Amsowi na solo, kilka osób wzięło ode mnie jakieś bity i teraz mają problem, bo się opierdalam z kończeniem ich.

N: (śmiech) A co sprawia Ci większą przyjemność? Rapowanie czy komponowanie?

S: Przyjemność sprawia mi to i to, ale większą satysfakcję mam z rapowania, dużo więcej mogę przekazać w ten sposób. Ogólnie to jest tak, że robię bity, żeby nie było, że nie ma pod co rapować.

N: Wiadomo, że samplujący producenci często słuchają bardzo różnorodnej muzyki. Wobec tego, co, poza rapem, tolerują Twoje uszy?

S: Tolerują dosyć różnorodną muzykę, moje receptory słuchowe nie ograniczają się jedynie do rapu, nie mam nic przeciwko rockowi, soulowi, house'owi, electro, muzyce alternatywnej, natomiast zazwyczaj słucham właśnie rapu, to jest moja muzyka.

N: A zdarza Ci się wyprodukować coś nie-rapowego?

S: Zazwyczaj robię stricte rapowe produkcje, czasem natomiast mnie popierdoli i zrobię coś, co ciężko w ogóle przypisać do jakiegokolwiek gatunku. No, ale to zazwyczaj nie opuszcza mojego dysku.

N: Co, z perspektywy czasu, chciałbyś zmienić w "Nic Nie Idzie EP"?

S: Wolałbym, żeby mi wtedy wszystko szło.

N: Gdybyś miał mi polecić jedną płytę (niekoniecznie rapową), która Tobą wstrząsnęła, to na co by padł Twój wybór?

S: Twoja EP mną wstrząsnęła, ale nie poleciłbym jej.

N: (śmiech) No to kończymy. Czekasz na "Detox" Dr. Dre?

S: Nie.

N: No to kilka słów od siebie na koniec.

S: Wiecie, że jogurty w realu za złoty dwajścia dziewięć? Pozdrawiam ciebie, ciebie i ciebie.

Wywiad przeprowadził Noid: www.enoide.blogspot.com

piątek, 14 sierpnia 2009

Producencka strona rapu #3: Wywiad z Kazzamem


Uff, no to zdążyliśmy ogarnąć kolejną część „Producenckiej Strony Rapu”. Tym razem o źródłach sampli, o „Kultywuj EP” i o ulubionych producentach rozmawiałem z Kazzamem. Miłej lektury!

PS. Swoją drogą, Kazz sprawia wrażenie (mam nadzieję, że prawdziwe) strasznie uprzejmego i wyluzowanego gościa, w związku z czym wywiad wygląda jak luzacka wymiana zdań. Mam nadzieję, że Wam to nie przeszkadza...

Noid: Na początek pytanie pół żartem: Co było pierwsze, Kazzam czy Kazza aka Kazzushi?

Kazzam: Spodziewałem się, że kiedyś padnie to pytanie (śmiech). Nie mam pojęcia, naprawdę. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. O Kazzie usłyszałem przy okazji premiery płyty Bassgrou, która wyszła w podobnym czasie co Mel/Kazzam, wcześniej nie znałem tego producenta. Jakby nie patrzeć ksywki mamy podobne, ale muzycznie raczej sporo się od siebie różnimy, nie chodzi mi o to czy ktoś jest lepszy czy gorszy, ale o kwestię stylu, brzmienia, etc.

N: "Kultywuj Ep" - jak długo trwała Twoja praca nad tym wydawnictwem?

K: Praca z Melusiem przebiegała dosyć sprawnie. Na przełomie lipca/sierpnia wpadliśmy na pomysł, żeby zrobić coś wspólnie, a w listopadzie mieliśmy praktycznie cały materiał skompletowany, nie licząc gościnnych udziałów tj. mc i dj'i. Oczywiście nie obyło się bez drobnych obsuw, ale to już nie leżało w naszych rękach. Większość bitów była skompletowana wcześniej. Mało kto wie, ale część podkładów na tym projekcie została zrobiona przeze mnie nawet rok przed premierą płyty, także Mel musiał tylko dopisać swoje zwrotki, a ja musiałem doszlifować istniejące już bity oraz zrobić parę nowych.

N: Jaki był, w Twoim odczuciu, odbiór tej płyty?

K: W moim odczuciu płyta spotkała się z dobrym odbiorem, co było dla nas sporym zaskoczeniem. Nie spodziewaliśmy się tylu pozytywnych reakcji ze strony słuchaczy. Nie obyło się też bez głosów krytyki, ale sami dobrze wiedzieliśmy, że ta epka nie była idealna. Teraz po pewnym czasie słyszymy wszystkie niedociągnięcia i błędy jakie wtedy popełniliśmy, jednak w dalszym ciągu jesteśmy z niej zadowoleni. Gdybyśmy mieli w tym momencie wydawać płytę to brzmiała by ona całkiem inaczej i, mam nadzieję, lepiej.

N: Co sądzisz o podpisywaniu sampli?

K: Nie widzę w tym nic złego, chociaż nigdy jeszcze nie zdarzyło mi się podpisać przy moim bicie źródła z którego samplowałem i ogólnie raczej mało producentów tak robi.
Z jednej strony może to być pewnego rodzaju pomoc dla młodych bitmejkerów, którzy często mają problem z poszukiwaniem artystów, u których można znaleźć jakieś ciekawe dźwięki.
Pamiętam - raz dostałem pytanie, cytuję: "Czy znam jakieś fajne stronki z winylami do ściągnięcia?" (śmiech).
Z drugiej strony jest to jakaś ciekawostka dla słuchaczy, których interesują takie rzeczy.

N: Widziałem na jednym z materiałów video Twoją kolekcję winyli. Czy przy takim źródle sampli korzystasz czasem z wycinania mp3?

K: Generalnie swoją przygodę z robieniem bitów zaczynałem od wycinania sampli z mp3, bo nie spodziewałem się, że może to mnie tak pochłonąć. Z czasem coraz bardziej starałem się (i staram nadal) przechodzić na nośnik analogowy, stąd moja kolekcja winyli ciągle rośnie, ale nie będę kłamał - tnę również czasem z innych nośników. Dla mnie najważniejsze jest to, co słyszymy na samym końcu produkcji.

N: A czy zdarza Ci się wyciąć jakiś nowszy kawałek, niedawno nagrany?

K: Nie, raczej nigdy mi się to nie zdarzyło. Nowsze kawałki mają całkiem inne brzmienie i vibe, który nie do końca mi odpowiada. Sampluję głównie rzeczy z lat 70/80.

N: Stosunkowo od niedawna działa Twój oficjalny kanał YouTube. Czemu miało służyć uruchomienie go?

K: Oficjalny kanał, jak to fajnie brzmi... Generalnie miało to służyć w jakimś tam stopniu promocji moich rzeczy. Chciałem zebrać w jedno miejsce kawałki na których się udzielam i nagrać jakiś filmik pokazowy czy instruktażowy, więc postanowiłem tego dokonać tam. Na razie jest tylko jeden taki filmik, ale myślę, że pod koniec roku zrobię coś nowego.

N: No to czekamy. Zastanawia mnie, słyszałeś może płytę Fokusa "Alfa i Omega"?

K: Sprawdziłem tylko singiel, całej płyty, przyznam się, nie słyszałem. Jakoś nie bardzo interesuje mnie to, co robi Fokus w tym momencie. Nie mam na to zajawki, więc nie widzę powodu, żeby tego słuchać.

N: W jednym z wywiadów Bek-On i Dekim wspomnieli, że Twój bit wszedł na ich płytę w ostatniej chwili. Łączy się z tym jakaś ciekawa sytuacja?

K: Chłopaki odezwali się do mnie z pytaniem, czy nie zrobię bitu na ich nadchodzący projekt. Oczywiście się zgodziłem. Trochę to trwało, zanim dostali ode mnie bit, ale gdy już to się stało stwierdzili, że jest za dobry i wezmą go na ich następną płytę, żeby go nie zmarnować (śmiech). Premiera ich albumu - jak to w Polsce często bywa - też miała spore obsuwy, więc nie chcieli bezczynnie siedzieć i jednak postanowili nagrać kawałek na tym bicie. Uważam, że dobrze zrobili, bo track jest naprawdę dobry. Teraz w planach jest ich druga płyta, na której też będzie mnie można usłyszeć.

N: Twoi ulubieni producenci to... ? Tylko błagam, nie wymieniaj Premiera, Pete Rocka ani J Dilli.

K: No to nic nie powiem (śmiech).

N: (śmiech) no, trudno.

K: Naprawdę, nie mam chyba ulubionych producentów. Każdy producent może mnie czymś zaskoczyć. W takim samym stopniu będę się jarać bitem Premiera i jakiegoś nieznanego producenta X czy Y z Polski. Oczywiście trójka, którą wymieniłeś, jest lub była w światowej czołówce, każdy zna ich większość bitów na pamięć i niejeden producent ma ołtarzyki z nimi przed swoim sprzętem. Gdybym musiał wymieniać swoich ulubionych to byłaby tu spora lista.

N: Wobec tego, czy gdyby Twój ulubiony producent powiedział Ci, żebyś odszedł od rapu, posłuchałbyś go?

K: Nie ma takiej możliwości. Gdybym miał ulubionego producenta i tak by mi powiedział, to nie byłby już moim ulubionym (śmiech). Wiem, że kiedyś pewnie nadejdzie moment, w którym będę musiał przestać zajmować się produkcją i ogarniać inne sprawy, ale tylko ja zadecyduję, kiedy to będzie. Na marginesie, zaskoczyłeś mnie takim pytaniem...

N: Staram się w każdym wywiadzie zawrzeć jedno-dwa niestandardowe pytania, żeby rozmowa nabrała trochę kolorów.

K: Uczęszczasz do jakiejś szkoły dziennikarskiej może?

N: Hoho, jakby Ci to powiedzieć. Właśnie zdałem do liceum... Ale w przyszłości, niewykluczone (śmiech)!

K: Rozumiem.

N: Teraz pytanie, nie ukrywam, dosyć ważne dla mnie (śmiech). Promujesz jakoś młodych producentów?

K: Domyślam się, że pytanie pośrednio dotyczy również Ciebie?

N: Cóż. Nie da się ukryć...

K: Promować to może za duże słowo, nie mam za bardzo takich możliwości. Sam jestem tylko zwykłym producentem, więc co ja mogę? Staram się pomagać innym producentom, dostaję sporo różnych pytań na mail, myspace czy YouTube i zawsze staram się pomóc tej osobie. Oczywiście nie odpisuję, jeśli są to pytania tego typu co wcześniej wspomniałem (czy znam jakieś stronki z winylami do ściągnięcia), ale jeśli ktoś ma problem i ja mogę mu w tym pomóc, to tak robię. Jeśli Ty masz jakieś pytania odnośnie produkcji, to wiesz gdzie pisać.

N: Wiem (śmiech). Co sądzisz o elektronicznych bitach? Co prawda sam nie tworzysz nic takiego, ale może czasem słuchasz?

K: To, że nie tworzę takich bitów, to nie znaczy, że nie słucham. Często w moim odtwarzaczu pojawiają się rzeczy tego typu. Nie mówię tu o takich stricte dirty southowych brzmieniach, ale o trochę innych... Ciężko mi wytłumaczyć, co to w zasadzie jest (śmiech). Niekoniecznie można podpiąć to pod rap. Na razie tylko słucham, w przyszłości jeśli będę miał możliwości, to może spróbuję w tym swoich sił.

N: Wejdziemy na śliski temat. Ciągniesz hajs za bity?

K: Rzeczywiście śliski, niektórym w tym momencie pewnie podniosło się ciśnienie w oczekiwaniu na odpowiedź (śmiech). Powiem tak: jeśli ktoś do mnie napisze, spodoba mi się jego rap i o ile będę miał czas oraz ochotę na współpracę, to nie musi płacić. Ogólnie nie lubię sprzedawać bitów, robię to głównie z zajawki. Jeśli ktoś koniecznie chce mieć mój bit, a nie ma możliwości, żeby go dostał ode mnie za darmo – nie mam nic przeciwko... Tylko, że też musi prezentować jakiś poziom.

N: No to kończymy wywiad tradycyjnym pytaniem. Czekasz jeszcze na "Detox" Dr. Dre?

K: A co to? (śmiech)

N: (śmiech) Dr. Dre to jest producent, który album „Detox” zapowiada od... dawna. I co kilka miechów zapewnia, że już jest gotowy oraz, że lada dzień premiera.

K: Wiem! (śmiech)

N: Sprawdzałeś mnie?

K: Tak jakby. Żartowałem sobie! Dre to kolejna ikona wśród producentów, zawsze chętnie sprawdzam jego nowe produkcje. Ale i tak bardziej czekam na 6 sezon Dr House... (śmiech)

N: No to jeszcze standardowe słowo od siebie na koniec... ?

K: Pozdrawiam wszystkich, którym chciało się to czytać.

N: Jakaś aluzja sugerująca nieciekawe pytania? (śmiech)

K: Hm... Z Fokusem trochę się zaskoczyłem.

N: Aha. No to dzięki za wywiad!

K: Również dziękuję.

Wywiad przeprowadził Noid: www.enoide.blogspot.com

niedziela, 9 sierpnia 2009

"Warszawa zdecydowanie rządzi pod względem freestyle'u" – wywiad z Duże Pe

Duże Pe to raper, którego chyba nie trzeba przedstawiać. Współautor "Sinusa", połowa duetu Cisza & Spokój, frontman zespołów takich jak Senk Że i Masala. Właśnie z tym ostatnim pojawił się 12 lipca na gorzowskim Reggae nad Wartą. Spotkaliśmy się przed występem Masali, jeszcze na zamkniętej próbie zespołu. Pe zgodził odpowiedzieć na parę pytań, czego efektem jest poniższy zapis rozmowy.
Jakie nadzieję wiążesz z Reggae nad Wartą, patrząc na historię festiwalu oraz tegoroczny line-up?

O Chryste Panie! (śmiech). Szczerze mówiąc zupełnie nie śledzę historii tego festiwalu. Nigdy nie byłem wkręcony w reggae, a w polskie reggae to już zupełnie. Więc… nie mam zielonego pojęcia!

Tak jak myślałem… (śmiech). Zostawmy więc ten festiwal na boku i zajmijmy się Twoją osobą. Ostatnio wydaliście z Masalą "Cały Ten Świat". Fani wciąż czekają na drugi album Ciszy & Spokój i kolejny album Senk Że. Dobrym prezentem dla słuchaczy byłby również inny krążek hip-hopowy, niekoniecznie ze Spoxem. Kiedyś rozsiewane były plotki o płycie z Mezo. Pojawiłeś się w aż 4 utworach na płycie Racy, wyglądało na to, że dobrze się rozumiecie. Może jakaś szersza współpraca z nim się kroi? Jesteś w trakcie nagrywania czegoś większego, czy nie mamy na co czekać?

Plotkom proponuję nie dawać wiary. (śmiech) Powiem Ci tak: sporo się dzieje, planuję do końca 2010 roku wypuścić minimum trzy bardzo różne solowe płyty - niekoniecznie stricte hip-hopowe - choć na pewno mające z hip-hopem wiele wspólnego. Póki co nie chcę jednak zdradzać z kim je przygotowuję, w jakim dokładnie stylu muzycznym będą, etc. Co do płyty Cisza & Spokój - przynajmniej w najbliższym czasie raczej się nie ukaże, gdyż zdecydowałem rozluźnić współpracę biznesową i artystyczną ze Spoxem - mam wrażenie, że wyjdzie to nam obu na zdrowie.

Jeżeli idzie o nową Masalę - gdy ostatnio rozmawiałem na ten temat z Praczasem, to mówił, że raczej nie wcześniej niż pod koniec 2010 roku, gdyż ma póki co na głowie nowy album Village Kollektiv, swoją płytę producencką i wydawniczo-managementowe ogarnięcie nowego Lao Che i innych zespołów z Open Sources itd. Jest więc jeszcze sporo czasu, choć ja będę naciskał żeby działać wcześniej, bo ciągle układają mi się w głowie nowe, aktualne teksty pasujące pod masalowy klimat i żal żeby leżały i "się kurzyły". Możliwe natomiast, że wkrótce ukaże się remix-album z LP "Cały Ten Świat", bo od jakiegoś czasu nakręcamy działania w tym kierunku i mam nadzieję, że koniec końców coś z nich wyjdzie. Mamy na dyskach kilka remixów przygotowanych przez krajowych producentów i drugie tyle przygotowanych przez ludzi z zagranicy. Zapowiada się to wszystko bardzo ciekawie, chciałbym nagrać wokale do kilku kawałków na nowo, kilka przygotować w wersjach angielskojęzycznych, ogólnie - żeby było to coś więcej niż "zwykły" album z remixami.

Jeżeli idzie o Senk Że, to zastanawiamy się nad rozszerzoną re-edycją płyty "Fogga Ragga" z kilkoma nowymi kawałkami Fogga w skandalicznych wersjach, ale nie mogę nic w tej kwestii obiecać. Ogólnie, nie wiem czy w kwestii Senk Że w ogóle mogę cokolwiek obiecać… Radikal jest mocno wyjęty przez prozę życia - przeprowadził się pod Warszawę, ma mnóstwo "życiowo-rodzinnych" kwestii na głowie i nie poświęca sprawom Senk Że tyle czasu, sił i energii co na starcie projektu. Mista Pita jest non-stop skrajnie zajęty, bo artystycznie ogarnia mnóstwo kwestii. Ma swoje awangardowe, freejazzowo-noise'owe projekty, za które jest wychwalany pod niebiosa przez amerykańskich czy japońskich krytyków muzycznych specjalizujących się w tego typu muzyce. Do tego koncertuje z Gabą Kulką, z siostrami Przybysz, w kilku grupach z Macio Morettim, etc. Cały czas rzeźbi też różne projekty jako właściciel studia / realizator, instrumentalista i producent - wystarczy wspomnieć fakt, że ostatnio ogarniał całą muzykę do filmu "Wojna polsko-ruska..." wg. Masłowskiej, a swoje płyty nagrali u niego w studiu m.in. EastWest Rockers i Grubson. Piotrek jest mega uzdolnionym gościem, prawdopodobnie najzdolniejszym muzykiem jakiego dane mi było i dane mi będzie kiedykolwiek poznać. To świetna sprawa i jestem opór szczęśliwy, że mogę z nim współpracować, ale ma to tę wadę, że reszta świata też nieustannie chce wspólnie z nim coś robić... (śmiech)

A występy gościnnie? Ostatnio pojawiłeś się na "Remote Vision" Holdcuta w aż 3 utworach, w tym w rewelacyjnym, dającym do myślenia "God, Silence & Vodka". Pojawisz się u kogoś w najbliższym czasie?

Jeśli idzie o hip-hop czy reggae / dancehall nie kręci mnie twórczość 99% krajowych ekip które się do mnie odzywają z zapytaniem o featuring, a jednocześnie nie jestem tak komercyjnie nakręcony, żeby olewając to, czy coś mi się podoba, czy nie, mówić "Nie ma sprawy, przelej mi 500 PLN i się dogram do kawałka albo nagram Ci dubplate". Choć w sumie byłoby to łatwym sposobem na zarobek, bo napisanie i nagranie dobrej gościnnej zwrotki to dla mnie łącznie od 15 do 45 minut. (śmiech) Ale po prostu czegoś takiego nie czuję i pomijając wymiar etyczny takiej opcji - nie potrafię się w takich wypadkach zupełnie zmobilizować żeby coś stworzyć. Moje gościnne zwrotki będą natomiast na bank do usłyszenia na mixtape'ach i płytkach moich działających muzycznie znajomych - u MC's powiązanych ze stołeczną sceną freestyle’ową, na producenckiej płycie Praczasa, czy w remiksie nowego singla De Mono. (śmiech) Nagrałem też ostatnio kawałek z zielonogórską ekipą Knajpenterroristen, która robi zajebiste elektro-punkowe rzeczy, a wcześniej gościnną zwrotkę do singlowego kawałka ciekawej rockowej grupy Freak of Nature. Jeśli jesteśmy już w tych klimatach - gdy tylko jest okazja pojawiam się gościnnie w jednym kawałku na koncertach zespołu Muchy. Mogę powiedzieć, że jestem ich fanem, oni też szanują moje dokonania i skillsy, raz wykonaliśmy taki manewr spontanicznie i wyszło na tyle fajnie, że uznaliśmy że warto go powtarzać. Podsumowując, powiem tak - jestem mocno wybredny w kwestii featów, ale nigdy nie mówię z założenia "nie" i zawsze staram się mieć w ich kwestii konkretnie otwartą głowę.

Wspomniałeś przed chwilą o kolegach ze sceny freestyle'owej. Jesteś jedną z największych ikon polskiego freestyle'u. Jak oceniasz jego kondycje obecnie? Kto Twoim zdaniem zasługuje w tej chwili na największą uwagę?

Co do kondycji rozumianej jako poziom umiejętności - mogę wypowiadać się głównie na podstawie wolnostylowców z Warszawy, bo ich znam najlepiej. Moim zdaniem można powiedzieć, że mamy do czynienia ze stagnacją - ale dość pozytywną, tj. z utrzymaniem stosunkowo wysokiego poziomu. Na scenie pojawiło się "czwarte pokolenie warszawskiego freestyle'u", które póki co radzi sobie tak sobie i nie ma zdecydowanego lidera pod względem skillsów, ale notuje stały progres. Karty rozdają natomiast pokolenia "drugie" i "trzecie", które moim zdaniem pod względem umiejętności podbiły poprzeczkę najwyżej w historii wolnych styli - podwójne rymy na wolno są na porządku dziennym, a abstrakcyjne punchlines oparte na chorych skojarzeniach i powalające riposty zdarzają się na większych bitwach z częstotliwością wpędzającą mnie w kompleksy. (śmiech) Oczywiście nie zawsze talent do składania idzie w parze z flow, głosem czy "delivery", ale i tak poziom jest bardzo wysoki.

Co do konkretnych ksywek - Muflon wycofał się z battle'owania, więc jego nie wymienię siłą rzeczy, choć, moim zdaniem, jeśli idzie o sumę dokonań i średnią poziomu, póki co jest zdecydowanie najlepszym bitewnym freestyle'owcem w historii polskiego wolnego stylu. Na pewno bardzo mocnymi zawodnikami mogącymi nawiązać z nim walkę są Flint, Białas i Trzy Sześć – dla mnie to trójka, która zdecydowanie rozdaje karty i cała reszta ma do nich jednak jeszcze kawałek. Z tej trójki Trzy Sześć potrafi złożyć najbardziej niesamowite punche, za to trochę kuleje pod względem głosu i flow - choć i tak ostatnio to poprawił. Z kolei Flint i Białas to jak dla mnie MC kompletni, mają wszystkie cechy które wymieniłem wcześniej na bardzo wysokim poziomie, mają charyzmę na scenie, równie dobrze co we freestyle'u prezentują się na trackach, świat powinien należeć do nich. Najbliżej poziomu tej trójki jest moim zdaniem Solar, który ciągle się rozwija i w szczytowych momentach spokojnie może nawiązać z nimi walkę. Wysoki poziom na bitwach prezentuje też czasem Wiciu, który ma mega głowę do składania zabójczych wersów, tylko strasznie słabo prezentuje się pod względem głosu, flow i scenicznej charyzmy.

Jeśli odbijemy od bitewnego freestyle'u - zdecydowanie zajebiście freestyle'uje Puoć, tylko jak dla mnie brakuje mu bitewnego "zęba", skłonności do zabijania MC's za pomocą celnych linijek. Aczkolwiek, jeśli idzie o flow, głos i umiejętność rymowania na wolno jest bez dwóch zdań bardzo mocny i często wystarcza to by zjeść bardziej "punchline'owych" MC's. Jestem też fanem Gospela, który jako jedyny z freestyle'owców ma w 100% własny styl, którym nadrabia wszelkie niedociągnięcia w innych sferach wolnostylowego MC'ingu. Tyle, że jest powtarzalny, co jest jego przekleństwem na bitwach. Zwykle w pierwszej walce powala, w drugiej jest już 50/50, a w trzeciej nuży. Ale showmanem jest nieprzeciętnym, w tej kwestii cały świat jest za nim daleko w tyle i jestem w szoku, że jeszcze nie ma własnego programu na MTV lub chociaż własnego kącika u Szymona Majewskiego czy Kuby Wojewódzkiego. Nie znam za bardzo sceny spoza Warszawy, aczkolwiek wiadomo że wciąż aktywni bitewnie MC's tacy jak Pogo, Dolar, Green, Esko, Enson czy Czeski prezentują bardzo konkretny poziom. Przy dobrym dniu są w stanie zawalczyć z wymienioną przeze mnie czołówką z Warszawy. Z kolei mało bitewny styl freestyle'owania jaki opisałem przy okazji Puocia mocno reprezentują trójmiejscy freestyle'owi MC's tacy jak Raku, Tomasina czy Bośniak.

Z całym szacunkiem dla innych miast, uważam jednak że mimo wszystko to Warszawa zdecydowanie rządzi pod względem freestyle'u - wystarczy spojrzeć na ilość freestyle'owców prezentujących jakiś-tam-poziom, liczbę zwycięstw stołecznych MC w wyjazdowych bitwach i na osiągnięcia czołowych freestyle'owców z WWA. Powiem Ci, że zajebiście się cieszę, że organizacją regularnych otwartych bitew w jakiś sposób się do tego mogłem przyczynić...

Rozmawiamy w Gorzowie, mieście z którego pochodzą Brudne Serca, czyli Smarki Smark i Zkibwoy – absolutna czołówka jeśli chodzi o polskie podziemie. Śledzisz to, co dzieje się w undergroundzie? Coś Cię ostatnio zaciekawiło?

Śledzę w znacznie mniejszym stopniu niż kiedyś, z racji na mniejsze zainteresowanie hip-hopem jako takim. Staram się jednak promować co ciekawsze znaleziska w Radiu Euro, wykorzystując fakt, że mam taką możliwość. Bo zawsze fajnie jest pomóc komuś, kto wyraźnie ma talent, tylko niewielu - zwłaszcza z poza środowiska - go jeszcze słyszało i widać, że nie za bardzo wie, co zrobić, żeby być słyszanym. Staram się też wrzucać hip-hopowe kawałki na playlistę Euro, nawet rzeczy z nielegali, o ile spełniają normy jakościowe. Inna sprawa, że moralna cenzura obecna w państwowym radiu uniemożliwia zagranie wielu kawałków lub zmusza do skrajnego ich okrojenia. Nie wystarczy, że wytnę z numeru przekleństwa - w kawałku nie może pojawić się też żadna "fifka", "stuff", "jointy", etc. Nie jest lekko… Swoją drogą środowisko hip-hopowe wisi mi dobrą flaszkę za wszystkie grube godziny poświęcone na ręczne cenzurowanie numerów, które zagrałem w radiu. (śmiech)

Prawda jest jednak taka, że choć cały czas uwielbiam dobry rap i cały czas nie mogę żyć bez składania słów do bitu, definitywnie zgasła już we mnie wiara w hip-hop jako jakiś istotny ruch kulturowy, dla wsparcia którego gotów jestem wysłuchać tysiąca chujowych demówek, by wygrzebać jeden kawałek godny uwagi. Zresztą, sądzę że wiara ta zgasła w każdym człowieku, którego horyzonty myślowe i muzyczne wykraczają poza granice środowiska hip-hop'owego, a który przez kilka lat miał z nim ciągłą styczność. Oczywiście nadal staram się rzucać uchem na wszystko, co podsyłają mi ludzie, ale poświęcam temu zdecydowanie mniej czasu. Im bliżej do śmierci, tym bardziej go sobie cenię. (śmiech) W sumie druga sprawa jest taka, że ciekawe pojedyncze jointy się zdarzają, ale od "Najebawszy" nie usłyszałem żadnego LP czy EP, które by mną wstrząsnęło tak jak wspomniany przez Ciebie Smarki. A bardzo bym chciał trafić na coś, co po wrzuceniu do odtwarzacza zmusiłoby mnie bym powiedział: "Oh kurwa! Jak to możliwe, że on jeszcze nie jest w Polsce gwiazdą rapu?".

No, jeśli chodzi o Internet, to Smarki już chyba jest gwiazdą.

No tak, ale umówmy się, bycie gwiazdą jeśli chodzi o Internet jest chuja warte i zasadniczo skazane na rzeźbę w gównie, zmierzającą nieuchronnie ku upadkowi zajawki lub jej osłabieniu przez nawarstwiające się z wiekiem obowiązki, odpowiedzialność i problemy. Bo byciem gwiazdą w necie nie zarobisz na dom, dziecko i rodzinę - więc siłą rzeczy robienie muzyki będzie schodzić na coraz dalszy plan, czy tego chcesz, czy nie. Właśnie na tym polega cały smutek, że Smarki nie gra koncertów, nie wydaje płyt i nie ma go w mediach. A jak dla mnie on powinien sprzedawać od 2005 po 15 czy 20 tysięcy egzemplarzy wszystkiego, co wypuści i wydawać średnio jeden album rocznie. Umówmy się, cały krajowy rynek muzyczny można o kant dupy potłuc i tyle. W Stanach będąc "gwiazdą podziemia" masz sprzedaż na poziomie Ich Troje w Polsce w szczytowym okresie ich popularności… U nas będąc gwiazdą podziemia masz w najlepszym wypadku propsy na forach - choć równie często hejting - i czasem zwroty kosztów dojazdu za zagranie koncertu, o ile wybłagasz u organizatora, żeby łaskawie dał Ci go zagrać.

Na "Obywatelach IV Świata" mocno atakowałeś ówczesną władzę. Mamy teraz nowy rząd, premiera i ministrów. Jak oceniasz obecną sytuację polityczną w Polsce. Poprawiło się? Nie panuje już w kraju "fundamentalny pseudo-katolicyzm"?

Fundamentalny pseudo-katolicyzm panuje w naszym kraju od bardzo dawna i żadna zmiana rządu akurat tego nie ma szansy zmienić. To, co się zmieniło to fakt, że na szczycie jest w tej chwili moim zdaniem nieco mniej ludzi, którzy wyrażają otwarcie pogardę wobec obywateli myślących inaczej niż oni. To dla mnie podstawowa różnica między PiS-em a PO. Chociaż z drugiej strony jak widzę, co jak najbardziej PO-wska Hanna Gronkiewicz-Waltz robi w Warszawie, to otwiera mi się nóż w kieszeni. Dla mnie to też jest pogarda wobec obywateli, tylko wyrażona w odrobinę bardziej zawoalowany sposób - za pomocą bezczelnie nie spełnianych obietnic, wypowiedzianych w błysku fleszy i w oku kamer. Jestem jak najdalszy od pozytywnych odczuć względem niej…

Mam tu przy sobie dwie płyty z Twoim udziałem. Debiut Ciszy & Spokój to piękna poligrafia, kto wie, czy nie najlepsza w historii polskiego rapu. Z drugiej strony mamy zaś "Obywateli IV Świata", wydanych w ekologicznym digi-packu…

Założenie przy "Obywatelach IV Świata" było koncepcyjne, żeby okładka wyglądała jak wykonana na powielaczu w stanie wojennym. Oryginalnie miała być na jeszcze gorszym kartonie czy wręcz na papierze pakowym, tak by wyglądała jak nielegalne wydawnictwo. Ogólnie - jak już jesteśmy w tym temacie - "Obywatele IV Świata" to płyta, co do której mam do siebie trochę żalu. Z perspektywy czasu widzę, że przeceniłem gros odbiorców lub po prostu za mało uwypukliłem pewne kwestie, za mało wyraźnie - albo właśnie zbyt wyraźnie - je powiedziałem. Z mojej strony założeniem tej płyty było napisanie muzycznego political-fiction – pokazanie co by było, gdyby przesterować do granic możliwości wszystkie absurdy dziejące się w ówczesnej Polsce. Podkreślała to z resztą właśnie forma wydania czy wizualizacje powiązane z tym albumem. Chodziło mi o zmuszenie ludzi do pomyślenia co by było, gdyby taka linia programowa była np. kontynuowana przez 50 lat. Bo w ten sposób najłatwiej pokazać, że to, co chwilowo nie uwiera za mocno, może wkrótce urosnąć do takich rozmiarów, że niełatwo będzie z tym wygrać. Wcześnie wykryty nowotwór łatwiej usunąć bez szkód dla organizmu…

Tymczasem liczni słuchacze i krytycy ("pozdrawiam" w tym miejscu Jakuba Żulczyka i gratuluję mu "bystrości umysłu") odebrali "O4Ś" zupełnie dosłownie, w skali jeden do jednego. No i w tej sytuacji zaczęły pobrzmiewać hasła w stylu "Jaka neo-komuna, jaki teo-faszyzm, o czym on mówi?", względnie "Żadne dziecko nie zostało przecież ukarane za nie chodzenie do kościoła". No dobra, póki co nie miało to miejsca, ale pozwólmy chorym nienawiścią kretynom rządzić przez kolejne 50 lat, a okaże się, że mamy wokół setki głupich praw, według których musimy żyć ,chcąc mieć święty spokój lub wbrew którym musimy żyć, chcąc żyć jak chcemy - narażając się na szykany ze strony państwa, które mogą zrujnować nam życie. A jak pokazuje przykład prawa zakazującego w 100% posiadania marihuany czy totalny zakaz aborcji, głupie prawa dużo łatwiej ustanowić, niż później zmienić, więc warto działać szybko.

Trochę mnie to wszystko załamało. Nie spodziewałem się, że do opiniotwórczych magazynów poświęconych sztuce czy na poczytne strony poświęcone kulturze piszą ludzie, po których można się spodziewać, że odbiorą wiersz "Kot w pustym mieszkaniu" jako wiersz o kocie w pustym mieszkaniu. Jestem trochę zły na siebie - bo powinienem to przewidzieć i napisać większymi literami na okładce "co poeta miał na myśli" w razie problemów z interpretacją. (śmiech) Jestem też trochę zły na ludzi, którzy to tak bezpośrednio odbierali. Oczywiście spora część słuchaczy odczytała ten album tak, jak chciałem, ale wiadomo że negatywne zjawiska bardziej kują w tyłek, więc to nad nimi się teraz rozwodzę...

Chodziło mi w sumie o to, że dużą wagę przyciągasz do poligrafii i kwestii samego wydania. Zastanawiam się jak będą wyglądać Twoje kolejne płyty – zwykłe digipacki, czy jakieś niespodzianki w stylu albumu Ciszy & Spokój?

Niespodzianki mają to do siebie, że są niespodziankami - zdradzanie ich teraz byłoby więc bez sensu. Jeśli chodzi o Ciszę & Spokój to była to przede wszystkim idea Spoxa i to jemu należą się tutaj największe ukłony i brawa (a kolejne Sewerowi z B3 za mistrzowskie wprowadzenie tej idei w życie). Choć oczywiście też miałem jakiś swój udział w pracy koncepcyjnej nad poligrafią - żeby nie było. (śmiech) Po mojej stronie było też ogarnięcie technologii i logistyki - znalezienie drukarni, która po akceptowalnych kosztach wykona tę poligrafię w formie fizycznej. No, powiedzmy, że po akceptowalnych kosztach… Wracając do głównej myśli - kiedy gadaliśmy o formie wydania płyty Spox stwierdził: "Wszyscy wydają dziś płyty tak samo, jak najbardziej po taniości, więc my zróbmy to zupełnie inaczej". Jako, że wydawaliśmy C&S sami, mogliśmy sobie pozwolić zbankrutować na poligrafię. No więc na nią zbankrutowaliśmy. Głównie ja... (śmiech) Sądzę, że jako wydawca na bank nie zyskałem na tej płycie nawet złotówki - podejrzewam, że do niej dołożyłem. Szczerze mówiąc, wolałem nigdy tego precyzyjnie nie podliczać - jestem z tym zdrowszy… Ale i tak było warto! Gdyby płyta była wydana normalnie, miałbyś jedno pytanie mniej. (śmiech) Widziałeś może film "24 Hour Party People"?

Nie, nie.

Polecam! To film o Tonym Wilsonie, czyli człowieku, który był odkrywcą i wydawcą m.in. Joy Division i Happy Mondays, jak również założycielem Haciendy - najbardziej znaczącego klubu w Manchesterze. Kiedy po śmierci Curtisa powstało New Order i nagrali singiel "Blue Monday" - który koniec końców stał się najlepiej sprzedającą się 12" w historii - z powodu zajebistej formy jego wydania (okładka winyla imitująca dyskietkę) wydawnictwo Wilsona było na starcie - strzelam, bo nie pamiętam dokładnie - stratne 50 centów na każdym sprzedanym krążku. (śmiech) Oczywiście później to się pewnie zmieniło, bo kiedy robili wielkie nakłady, musieli mieć mniejszy koszt produkcji egzemplarza, ale początkowe wyliczenie było takie, że do każdego dokładają plus-minus 50 centów. To mniej więcej ten sam klimat. Ogólnie w "24 Hour Party People" widziałem bardzo wiele opcji z zakresu organizowania koncertów czy imprez, managementu, bycia wydawcą czy promotorem, bycia artystą, historii z życia klubu, itd. - które samemu przeżywałem czy widziałem na własne oczy. Oczywiście w "trochę" mniejszej skali. (śmiech)

Choć trochę zboczyliśmy z tematu, chciałbym jeszcze raz powrócić do kwestii poligrafii. Nie wiem czy znasz taką formację Sekaku – projekt Mielzky'go, na którym rock miesza się z rapem. Otóż ich najnowszy krążek został wydany w… pudełku od pizzy. W środku oprócz krążka dołączono m.in. ketchup, majonez oraz sztućce. Jak oceniasz takie inicjatywy?

Jak dla mnie to najlepiej wydany krążek jaki widziałem. Ever. Forin zwyciężył, słałem mu internetowe pokłony za tą okładkę i z chęcią powtórzę je przy każdej okazji. MEGA! Nie słyszałem tej płyty, nigdy nie miałem jej w ręku, ale i tak zapamiętam ją na zawsze i jeśli powiesz "Sekaku", to od razu skojarzę ich nazwę z tym mistrzowskim wydaniem. W świecie, w którym co tydzień pojawia się kilkaset utworów godnych sprawdzenia, wyróżnianie się czymś jest wręcz obowiązkiem artysty, który chce żeby jego dokonania pozostały w pamięci odbiorców. Niestety - albo stety - dziś opakowanie jest równie ważne co zawartość. Odnosi się to z resztą nie tylko do płyt, ale i do występujących na nich ludzi. Zobacz, masz tysiące popowych wokalistek, ale najlepiej sprzedaje się nie ta, która najlepiej śpiewa, a ta w najlepszym opakowaniu. Czyli najlepiej zrobiona przez chirurga plastycznego i stylistę...

Nagrałeś kiedyś z Mezo utwór "Futbol". Co sądzisz o polskiej piłce?

(westchnienie) Oh kurwa... To jest temat na osobny wywiad, bardzo długi, gorzki i smutny. O moim spojrzeniu na krajową piłkę mogą nieco powiedzieć np. felietony piłkarskie które publikowałem na portalu sport24.pl. Miało być ich więcej, ale nie znalazłem czasu, bo były działalnością poboczną i niefinansową, a pojawiły się nowe, istotniejsze sprawy do ogarniania. Ogólnie jestem mega wkręcony w piłkę nożną jako sport - do tego stopnia, że fascynuje mnie np. analizowanie taktyki, gry całego zespołu czy poszczególnych zawodników. Z drugiej strony od pierwszego roku studiów bardzo wkręciłem się w rozkminianie powiązań między sportem a ekonomią, np. w obserwację jak bardzo nieoptymalnie, w sensie ekonomicznym, funkcjonuje rynek transferowy w Polsce. Koniec końców, można powiedzieć że od 2002 roku siedzę w piłce półzawodowo. Ogarniałem - i dalej ogarniam - wspólnie z przyjacielem rozmaite działania powiązane z rolą agenta zawodników, scoutingiem czy e-scoutingiem. Zdarzyło mi się przygotowywać krytyczną analizę rozegranego spotkania dla trenera drużyny grającej w ekstraklasie. Miałem okazję prowadzić na dwóch uczelniach pojedyncze zajęcia mówiące o działalności agentów zawodników i ogólnie o powiązaniach ekonomii ze sportem. Zdarzyło mi się - i to nie żart - doprowadzić do wytransferowania ex-reprezentanta Zambii do drużyny w Malezji (śmiech).

Z ciekawostek mogę powiedzieć, że przy transferach zawodników jako reprezentant na Polskę współpracowałem m.in. z brytyjskimi, austriackimi, włoskimi czy francuskimi agentami FIFA, a w kraju - z pewnym bardzo znanym byłym zawodnikiem, który po zakończeniu kariery zajął się działaniami managerskimi. Staram się również pomagać ludziom z odpowiedniej komórki w PZPN i poszczególnym trenerom reprezentacji młodzieżowych wyszukiwać i nawiązywać kontakt z uzdolnionymi zawodnikami o polskich korzeniach, którzy piłkarsko wychowali się za granicą. Współtworzyłem też bazę danych do Football Managera 2008. Ale to nic na tyle istotnego, żeby miało wpływ na kształt wszechświata, nie ma o czym mówić, naprawdę. (śmiech)

Ogólna refleksja jest taka, że polski przemysł muzyczno-rozrywkowy i polskie środowisko piłkarskie to dwa wielkie bagna pełne skrajnych patologii, w których zdecydowałem się babrać z własnej woli. Często rano pukam się w czoło zastanawiając się co mi odpierdoliło, że się na to zdecydowałem... (śmiech)

Jeśli chodzi o piłkę, to mogłeś po prostu włączyć Football Managera. Mówisz, że współtworzyłeś bazę do "FM 2008", musiałeś więc kiedyś grać w jakąś grę z tej serii…

Wiesz, rzeczywistość jest zawsze ciekawsza niż gra… Aczkolwiek prawdą jest, że przez długie lata CM/FM był moim nałogiem o różnym stopniu natężenia - choroba ciągnęła się od "CM III" po "FM 2009". Na szczęście koniec końców dorosłem do świadomości, że życie jest na tyle krótkie, że żal je marnować na takie głupoty. Cytując klasyków: Straciłem życie przez gry komputerowe. Dobrze, że zostały mi jeszcze 2 życia... (śmiech)

A co do samego Meza, jak oceniasz współpracę z nim z perspektywy czasu i jak patrzysz na jego teraźniejsze dokonania?

Jest sympatycznym gościem, którego większość aktualnej twórczości artystycznej mnie absolutnie nie kręci, a spora część wręcz powoduje u mnie odrazę. Choć składać rymy definitywnie potrafi - tego mu nikt nie odbierze. Za to - moim zdaniem - jest skłonny do potwornych kompromisów, jeśli idzie o walory estetyczne muzyki, pod którą nagrywa - albo po prostu ma tak malinowy gust. Nie sądzę by gość, który wychował się na zajebistym, oldskulowym rapie, mógł lubić tak landrynkowy i wykastrowany pop. Absolutnie brakuje mu też moim zdaniem czegoś co z angielska nazywa się "swagger" - jest skrajnie za grzeczny, to co pisze jest w 90% skrajnie zbyt ułożone, nawet w tych bardziej hip-hopowych kawałkach które miałem okazję słyszeć. Rozumiem, że ma taki styl, pisze jak czuje i tak dalej - lepsze to, niż gdyby na siłę starał się być kimś innym - ale i tak szczypta cwaniactwa i bezczelności definitywnie by mu pomogła.

Uważam, że nagrałem z Mezo na legalach cztery bardzo fajne kawałki - "Nasze Życie", "Co Słychać?" (mój faworyt), "Futbol" i "Harmonia" (kolejność przypadkowa). Żadnego z nich nie muszę się wstydzić - i nie mówię o tym dlatego, że jest w nich akurat Mezo. Po prostu uważam, że to dobre numery. Ogarnęliśmy wspólne kawałki, bo był między nami pozytywny flow, jest zresztą do dzisiaj i gdyby Jacek zadzwonił i powiedział "Słuchaj, mam pomysł na wspólny kawałek - wchodzisz w to?", to o ile artystycznie by mi wszystko pasowało, na bank bym mu nie odmówił. Bo czemu miałbym to zrobić? Z obawy o opinię słuchaczy polskiego rapu? Proszę... I tak mi ona centralnie zwisa i nie czuję z krajowym hip-hopowym środowiskiem - jako zjawiskiem masowym - właściwie żadnego związku. Poznałem Mezo jeszcze przed jego pierwszym legalem, można powiedzieć, że miał w poznańskim podziemiu mniej więcej taką pozycję jak ja w warszawskim. A to jak później pokierował swoją karierą to sprawa jego, jego poczucia obciachu, wyczucia estetyki, brak chęci włażenia w dupę odbiorcom hip-hopu w Polsce albo robienia czegoś pod kątem popularności wśród nich, wspomniana potworna skłonność do najgorszych artystycznych kompromisów, itd. Niezależnie od tego co nagrywa Mezo - czy to będzie horrorcore, czy muzyka biesiadna - ma poukładane w głowie, jest dobrym człowiekiem i zawsze przybiję mu piątkę. Tyle.

Ogólnie, nie sądzę, abym kiedykolwiek nagrał jakiś joint, którego muszę się teraz wstydzić - i jest mi bardzo dobrze z tą świadomością. Jedno czego się czasem wstydzę z obecnej perspektywy w tym, co nagrywałem, to "licealna poezja" z "Sinusa" (i wcześniejszych hip-hopowych dokonań), która jest teraz wywlekana przez ludzi, którym się podoba, gdyż są w takim wieku, w którym jeszcze im się może coś takiego podobać. (śmiech) Mi w tej chwili zdecydowanie się ona nie podoba, ale to też raczej nie powód do wstydu, po prostu zmiana gustu i perspektywy. Zdaję sobie sprawę, że młodość ma swoje prawa, a prawo do naiwności i głupiej wiary w zwiewną i eteryczną miłość w książkowej formie jest jednym z nich. (śmiech) Dziś ująłbym to wszystko w zupełnie innych słowach...

Mówisz, że nie wstydzisz się żadnego jointa, który zrobiłeś. Nieco wcześniej wspominałeś, że nie jesteś na tyle komercyjny, aby pobierać opłaty za featuringi. A tu proszę, Twój głos słyszymy w reklamie polskiego kanału Disney XD. Nie wierzę, żeby Twoją motywacją było coś innego niż czysty zarobek, zysk. Ustosunkujesz się jakoś do tego?

Historia z tą reklamówką jest naprawdę przednia. Jest to - strzelam - dwudziesta reklamówka, którą nagrałem, bo w ramach działalności mojej firmy regularnie podejmuję się takich zadań. Nie jako Duże Pe - raper, tylko jako Marcin Matuszewski - właściciel jednoosobowej działalności gospodarczej, która ogarnia m.in. zlecenia lektorskie, tłumaczenia, etc. Ale tutaj wszyscy złapali nagle jakąś chorą fazę tylko dlatego, że ta reklama jest rymowana, a profil publiki Disney XD pokrywa się w dużej mierze z profilem społeczności związanej z HH.pl. (śmiech) Dla mnie było to po prostu kolejne zlecenie, które ogarnąłem, nie różniące się niczym od poprzednich. Nawet przez chwilę nie pomyślałem o nim pod kątem wizerunku czy moich działań na scenie, które prowadzę jako Duże Pe.

I teraz pytanie - czy to, że nie myślę o tego typu akcjach przez pryzmat wizerunku świadczy źle o mnie, czy o wypisujących hasła w stylu: "Duże Pe się sprzedał!"? To jakaś paranoja... Nie jestem gwiazdą w stylu O.S.T.R.-a, która może pozwolić sobie na życie wyłącznie z koncertowania i sprzedaży płyt. Ogólnie, myślenie przez pryzmat wizerunku jest dla mnie jakąś totalną abstrakcją. Jestem normalnym, ogarniętym i stosunkowo zdolnym typem, który bawi się w rymowanie i całkiem nieźle mu to wychodzi. Oprócz tego freelancersko ogarniam setki przeróżnych zleceń, żeby mieć sos na życie. Disney XD na bank nawet nie ma pojęcia o moim istnieniu - nikt z ich strony nie wie, że dla studia, które ją przygotowało jako lektor nagrał ją człowiek działający artystycznie pod pseudonimem Duże Pe. Jeśli ja się sprzedałem, robiąc tą reklamówkę, to każdy kto tak uważa, sprzedaje się co rano wychodząc do pracy. A raczej "będzie się sprzedawał", bo podejrzewam że 90% najgłośniejszych internetowych krytykantów raczej nie musi jeszcze na siebie zarabiać.

Jedni raperzy, żeby zarobić "robią sajty porno", inni "zdychają w spożywczaku za ladą", są też tacy, którzy piszą scenariusze czy dialogi do telenowel, uczą angielskiego, prowadzą eventy, dilują ziołem czy cięższymi dragami, prowadzą firmy odzieżowe, sklepy z ciuchami albo po prostu w nich sprzedają, pracują jako barmani, są dźwiękowcami w radiu albo technicznymi w firmach nagłośnieniowych, robią tatuaże, są prawnikami, dziennikarzami, przewodnikami po Warszawie, wykładowcami, właścicielami "Pudelka", etc. Można by długo wymieniać - teraz przepłynąłem myślami przez krąg znajomych i kilka powszechnie funkcjonujących klisz. Ja rymuję solowo, jako MC w zespołach Cisza & Spokój, Masala i Senk Że. Mam z tego kilka złotych, ale z racji na niekomercyjność wszystkich w/w projektów nie jest go tyle, żebym się mógł poświęcić wyłącznie temu i żebym liczył, że zarobię w ten sposób na emeryturę. Bo umówmy się - o ile póki co miewam z MC'ingu jakiś sos, to mam świadomość, że po 40-tce raczej go już na tym nie zarobię. Poza zabawą w rymowanie gram od końcówki 2005 roku jako DJ mash-up'owe czy indie-klubowe imprezy, coraz częściej i z coraz większym rozmachem. Wkręciłem się w to dość konkretnie, jest to dla mnie rozwinięciem dziecięcej pasji i kolejnym oddechem od nawijania do mikrofonu, a przy tym wreszcie znalazłem pozytywne ujście mojej skrajnej zajawki na wyszukiwanie tysięcy grubych numerów z różnych gatunków muzyki. Bo w sumie od zawsze mam tak, że chciałbym znać KAŻDĄ płytę KAŻDEGO wykonawcy godnego uwagi, niezależnie od gatunku, stopnia jego rozpoznawalności, etc. Podobnie mam zresztą z książkami i z filmami, tylko życie jest niestety jakieś 10 razy za krótkie... (śmiech)

Wracając - do tego dochodzi praca w Radio Euro, gdzie mam średnio cztery dwugodzinne audycje w ciągu tygodnia (autorskie DJ Pasmo we wtorki od 20.00 do 22.00 i pół-autorskie NADAJE SIĘ!, które prowadzę na przemian z Borysem Dejnarowiczem od poniedziałku do piątku między 12:15 a 14:00). Nie można też zapominać o organizowaniu imprez i koncertów, które zajmuje mi sporo czasu - w ciągu ostatniego roku sprowadziłem do Polski kilka naprawdę "mocnych nazwisk" z indie-klubowej, mash-upowej czy indie-rockowej sceny - Loo & Placido, Kid Fresh, Pirate Soundsystem, Soundhog, Cartel Communique, Egyptrixx, Tittsworth, Baobinga, Ariel Pink's Haunted Graffiti… A oprócz tego ogarnąłem dobre kilkaset imprez i koncertów granych przeze mnie i/lub znajomych. Dolicz do tego wszystkie freestyle'owe "Bitwy o..." - łącznie było ich już blisko 30, w tym dwie edycje "Bitwy o Mokotów", która pod względem nagród jest bez wątpienia najatrakcyjniejszym freestyle'owym turniejem w Polsce i ze względu na swój rozmach wymaga sporej organizacyjnej napinki. Poza tym w 2006 zbudowaliśmy ze Spoxem studio ToSieWytnie, na które wydałem oszczędności życia. W związku z jego powstaniem ogarniałem poszukiwawczo, negocjacyjnie i koncepcyjnie sporo zleceń typu produkcja reklamówek dla radia i telewizji - żeby mogło na siebie zarobić i choć częściowo się zwrócić. W ramach jego działania - choć nie tylko - nagrywałem też różne rzeczy jako lektor.

Co poza tym? Hmmm... Przygotowywałem koncepcyjnie reklamy do prasy i nadzorowałem ich przygotowanie graficzne, a czasem sam ogarniałem co prostsze projekty. Sprzedawałem też z wolnej stopy powierzchnię reklamową w kilku miejscach, w tym w opiniotwórczym magazynie PULP, który moim zdaniem jest zdecydowanie najlepszym polskim papierowym medium poświęconym alternatywnej muzyce. Robiłem różne tłumaczenia, pomagałem przy handlu piłkarzami, zdarzyło mi się zagrać epizodyczną rolę w jakimś filmie i szykuje się kolejna opcja tego typu, pisałem recenzje płyt i felietony dla kilku tytułów, napisałem kilka tekstów różnym wykonawcom i tak dalej, i tak dalej, i tak dalej... Nałóż na to wszystko prozę życia w stylu trzymania porządku w życiu, w domu i w rachunkowości, prowadzenie działalności firmy, etc. A potem próbę skończenia studiów na Wydziale Nauk Ekonomicznych UW - wiozę się z magisterką już drugi rok i w końcu muszę się ogarnąć. Last but not least - próbuję też mieć jakieś życie osobiste, choć w związku z wymienianymi kwestiami zwykle wystarcza mnie w nim dla jednej osoby. Jak widzisz nie jest lekko. (śmiech)

Aha, byłbym zapomniał - wydałem też przecież na legalu debiutanckie LP Cisza & Spokój oraz Raca/Stona/DJ Ike, jak również kilka fizycznych wydawnictw na nielegalu i dobre drugie tyle publikacji w necie, zapewniając im całkiem konkretny rozgłos jak na tak niekomercyjne projekty... Wracając - wszystko to z jednej strony dało mi sporo satysfakcji i doświadczeń oraz sos pozwalający na przeżycie na ludzkim poziomie, z drugiej pozwoliło mi nieustannie realizować na satysfakcjonującym poziomie artystyczne projekty, których nie sposób nazwać komercyjnymi, a z trzeciej być niezmiennie panem swojego losu i nigdy nie mieć nad sobą szefa czy jakiegokolwiek innego zwierzchnika poza sercem i głową. Dzięki różnorodności zadań, których się podejmuję, mam ciągle świeżą głowę i "nie daję się zajechać życia prozą". W sumie jestem z siebie zajebiście dumny, że potrafię się z tym wszystkim ogarnąć tak, że zarabiam na rzeczach, których robienie daje mi radość - w dzisiejszym świecie to bardzo, bardzo dużo. Mam pełną swobodę wyboru tego, jakich zleceń się podejmę. Do tego stopnia, że nigdy nie zrobiłem dla sosu czegoś, czego nie chciał bym zrobić i żyję sobie stosunkowo swobodnie, zajmując się przy tym co lubię i tym w czym czuję się mocny. A przy tym pomagam jak tylko mogę zdolnym ludziom, będącym na początku drogi, na której ja jestem już kawałek dalej. Żyć nie umierać!

Popłynąłem, nie? (śmiech)

Wracając do meritum, czyli do reklamówki Disneya: Koniec końców, niezależnie od głosów krytyki, nawet zakładając że to obciach i przypał, sądzę że lepiej, że zrobił ją ktoś ogarnięty jak ja - i zrobił ją dobrze, bo tego poglądu będę bronił - niż gdyby miał to zrobić ktoś, kto nie potrafi rymować. Przede mną - i jeszcze jednym freestyle'owcem, który nagrał całą tą akcję, zgadujcie (śmiech) - tego zlecenia podejmowało się kilku lektorów i kilku tłumaczy. Żaden nie potrafił tego przez dłuższy czas dobrze ogarnąć. Temat nie był prosty, bo Disney XD to międzynarodowy format, który wszędzie ma wyglądać i brzmieć plus minus tak samo. Tekst trzeba było więc złożyć sylabami idealnie pod oryginalną, amerykańską wersję, a przy tym zachować rozkład nazwy kanału w tekście i tak dalej. Każdy, kto kiedykolwiek czymś takim się zajmował wie, że to kupa zabawy z przewagą kupy. Nam to "niewykonalne" zlecenie udało się ogarnąć w plus minus półtorej godziny plus drobne poprawki, więc chyba daliśmy radę. (śmiech) Jeśli komuś to wszystko wybitnie burzy mój obraz jako artysty, który miał w głowie - współczuję, trudno, jakoś to przeżyję. Sorry, no bonus. Wolę ogarniać takie zlecenia i zgarniać sos z rozmaitych rzeczy, którymi potrafię, chcę i mam możliwość się zajmować, niż kiedykolwiek nagrywając kawałek zacząć się zastanawiać czy zrobić go po swojemu, czy tak, żeby się sprzedał. Podsumowując: Psy szczekają, karawana jedzie dalej. Wbrew nadziejom moich licznych antyfanów, głosy krytyki związane z tą reklamówką raczej nie sprawią, że odwieszę mikrofon na kołku. (śmiech)

Wspominałeś wcześniej o promocji podziemnych artystów. ToSieWytnie ma zamiar wypuszczać zarówno legalne krążki podziemne kotów, jak i doświadczonych raperów, czy raczej dalej będzie przewaga promocji młodych zawodników i ich nielegali, a sami będziecie się koncentrować na działalności koncertowej?

Po pierwsze, jak już wspominałem moja ścisła współpraca ze Spoxem raczej dobiegła końca - przynajmniej na jakiś czas. ToSieWytnie na bank nie będzie więc dalej funkcjonowało w formie, w której działało. Pewna forma naszej współpracy się wyczerpała, przynajmniej dla mnie. Nie wiem co będzie dalej z tą marką, więc to w ogóle podważa Twoje pytanie. (śmiech) Z drugiej strony - wydawanie KOMUŚ niezależnie płyt jest dzisiaj dosyć deficytową działalnością. Zanim zbankrutuję na wydanie 5 albumów, które chciałbym wydać różnym ludziom, chciałbym znaleźć drogę wydawania muzyki, która pozwoliłaby docierać z nią do ludzkich mas i jednocześnie zarabiać na tym znośne pieniądze dla mnie i dla wydawanego artysty. Malownicza śmierć z głodu w imię promocji niezależnej sztuki jest na pewno piękna, ale ja mimo wszystko wolę nie iść na artystyczne kompromisy, a jednocześnie wykombinować taką formę działania, która pozwoli być wszystkim do przodu.

Zresztą umówmy się, w sytuacji, w której Empik PODOBNO ma kilkanaście milionów długu i nie płaci dystrybutorom (przez co Ci nie płacą wydawcom) i jest na najlepszej drodze do tego by zbankrutować, ciężko pozwolić sobie na prowadzone i finansowane jednoosobowo niezależne działania wydawnicze, chyba że jest się z rodziny Kulczyków lub Wojciechowskich. (śmiech) Majorsów stać na to, by mieć parę baniek zamrożonych w odroczonych płatnościach za płyty. Mogą jakoś z tym żyć i dalej robić nowe rzeczy, co najwyżej zwolnią kilka tysięcy szeregowych pracowników żeby obciąć koszty. Ale już Jana Kowalskiego lub Marcina Matuszewskiego niekoniecznie stać na to, by mieć zamrożone 30 koła w trzech płytach i wydać trzy następne ze świadomością, że zaraz może się okazać, że wszystko przepadło, gdyż firma XYZ, będąca właścicielem sieci salonów muzycznych, ogłosi upadłość, żeby zmniejszyć straty przez ucieczkę od konieczności zapłaty dystrybutorom...

W ostatnim czasie nastała w Internecie moda na blogi poświęcone hip-hopowi. Zaglądasz na jakieś? Przejmujesz się w ogóle opiniami wystawianymi przez internautów, już nie tylko na blogach, ale również forach internetowych, jak chociaż forum Ślizgu lub Hip-Hop.PL?

Jeśli idzie o blogi w sieci, to raczej nie trafiam na te poświęcone hip-hopowi - chyba że ktoś da mi cynę, że gdzieś jest jakaś recenzja mojej płyty czy koncertu, który grałem, czy jakieś fotki z moich występów - albo sam na to wpadnę. W poszukiwaniu muzycznych "najświeższych świeżości" dość regularnie staram się natomiast testować blogi takie jak Discodust, Discobelle, Stereogum, Missing Toof, White Folks Get Crunk, Fluo Kids, Palms Out, Trash Menagerie, Gorilla vs Bear i kilkanaście innych, ale żaden z nich nie jest poświęcony hip-hopowi.

Co do opinii na forach - jakbym się nimi przejmował to już dawno popełniłbym samobójstwo. (śmiech) Cytując klasyków: "Gdyby nie Internet nigdy bym się nie dowiedział, że na świecie jest tylu głupich ludzi". Oczywiście, lubię poszukać jakichś opinii na temat tego, co zrobiłem. Nie traktuję ich jednak zerojedynkowo, na zasadzie "życie / śmierć", względnie "nikt mnie nie kocha!" albo "wspaniale, jestem geniuszem!". Po prostu ciekawi mnie co kto ma do powiedzenia na temat tego, co robię, bo zawsze jest szansa, że dotrę w ten sposób do czegoś, czego sam bym nie zauważył. Równie chętnie sprawdzam krytykę i głosy pochwalne, o ile tylko są rzeczowe - co niestety zdarza się dość rzadko. Biorąc pod uwagę ilość i stylistyczny rozstrzał rzeczy, którymi równolegle się zajmuję, czasem czuję, że MUSZĘ poszukać jakiegoś spojrzenia z zewnątrz na to, co robię. Choć oczywiście 95% opinii można z miejsca spuścić do Wisły, gdyż nie zawierają żadnych rzeczowych uwag, tylko mówią "Pe jest chujem", "Pe jest koffany", "Pe skończył się na Kill'em All (albo Senioricie)", "Pih był lepszy", "Pe był lepszy", "Najlepszym bitewnym freestyle'owcem jest O.S.T.R.", "Najlepszym freestyle'owcem W OGÓLE był Magik", "Co to za bit w 2:31?", "Pe jest mistrzem!", "Nie jest - Tetris był lepszy w 2004!", "Właśnie że nie!" i tak dalej. (śmiech) Pomijając to wszystko, pierwszym i najważniejszym wyznacznikiem tego co chcę robić i tak od zawsze, na zawsze i niezmiennie pozostaje moje osobiste poczucie co chcę robić.

Cinq G znowu zmieniło nazwę. Najpierw było Pięć G, ale jak słyszałem, zmieniliście ją, bo już taki zespół istniał. Teraz nazywacie się Senk Że…

Tak, Włodi z Molesty miał 5G zarejestrowane jako znak handlowy. Ehhhh... Powiedzmy, że mam tę opcję za duuuuuuży błąd Radikala, który jest ideowo-organizacyjnym szefem Senk Że. Żal się zagłębiać w tę kwestię, ale cierpimy w związku z nią do dziś, podejrzewam, że Włodi też. A wracając do w/w niefortunnej zbieżności - po pierwsze uznaliśmy, że "nie ma co się kopać z koniem". Po drugie, byłoby skrajnie głupie gdybyśmy wchodzili na pole, które już zostało poprzez kogoś oficjalnie zajęte. Z Włodkiem nie znamy się za dobrze, ale wydaje mi się że utrzymujemy pozytywne stosunki, przynajmniej tak to odbieram zawsze jak na niego wpadam gdzieś na Mokotowie. Cieszę się, że obie strony podeszły wtedy do tego na spokojnie i nie było jakiegoś z dupy konfliktu. Co do samej nazwy - w ciągu 5 lat istnienia zespołu, nazwa Cinq G nie została przez nikogo poprawnie wymówiona. Postanowiliśmy więc ją spolszczyć i zapisywać fonetycznie, bo przecież to jedyna przeszkoda, która stała nam na drodze do Top Trendów, Opola i Sopotu... (śmiech)

Czyli to nie jest tak, że chcecie dać nauczkę piratom, którzy nie mogą w spokoju tagować Waszych płyt, bo za każdym razem nazwa się różni? (śmiech)

(śmiech) Zajebista teoria, aż ją przekażę kolegom, w życiu byśmy na to nie wpadli. (śmiech) Piraci obecnie nie istnieją! Piraci tworzyli nielegalne kopie płyt i na tym zarabiali, ludzi którzy wstawiają albumy do ściągnięcia za friko z netu nazwał bym prędzej "anarchistycznymi bibliotekarzami". Niech robią swoje, aż ten chory, zdominowany przez majorsów system pierdolnie, trzymam kciuki. Dystrybuując płyty w sieci za friko odwalają za darmo kawał marketingowej roboty - pozytywnej i wartościowej, o ile rozpowszechniana płyta jest po prostu dobra. Tylko niech nie przekręcają mojej ksywki czy nazw zespołów. (śmiech) Artyści wypuszczający swoje płyty niezależnie i tak na tym raczej nie stracą...

Dzięki za wywiad, liczę na dobry koncert dzisiaj. Mam nadzieję, że przyjdzie więcej osób, a nie jak wczoraj, gdy było ich stanowczo za mało.

Słuchaj - wczoraj nie graliśmy (śmiech) Dzisiaj gra Masala, więc MUSI być grubo! Wielkie dzięki za wywiad. (modulacja głosu na straszydło z horroru klasy B) Ślij do autoryzacji, bo Cię znajdę i zabiję! (śmiech)

Zdjęcie autorstwa kolejno:
Piotra Biernackiego > www.photoblog.pl/biernacki
Karola Grygoruka
Karoliny Zięby
Marcina "Aparata" Kołodziejaka > www.aparat.digart.pl (2 kolejne zdjęcia)
Piotra Biernackiego > www.photoblog.pl/biernacki
Ewy Redel
Karoliny Zięby (2 kolejne zdjęcia)

piątek, 7 sierpnia 2009

Producencka strona rapu #2: Wywiad z Kosąąą

Kosaaa to hip-hopowy producent z Wołomina. Znany głównie ze swoich płyt – ostatnio wydał "Muzykę Ironii", a wcześniej "W Dobrą Stronę". Co najważniejsze, Kosaaa tworzy tylko i wyłącznie przy użyciu sampli. Co miał do powiedzenia w rozmowie ze mną? Zapraszamy do lektury!

Noid: "Muzyka Ironii" wyszła w naprawdę porządnej jakości wydaniu fizycznym. Ile Cię ono kosztowało?

Kosaaa: Więc tak: wydanie mojej ostatniej płyty w postaci fizycznej kosztowało mnie 300 zł. Niby tanio, bo wytłoczyłem koło 100 sztuk, jednak ze zdobyciem hajsu były problemy, ale się udało.

N: 100 sztuk, a ile zeszło?

K: 95.

N: Długo musiałeś czekać na zwrotki?

K: To zależy. Wiadomo, że nie każdy może od razu wbić do studia albo napisać dobry tekst w jeden dzień, choć, szczerze mówiąc, czekałem na wokale dość długo... Można nawet powiedzieć, że o wiele za długo.

N: No dobrze, a dlaczego na "MI" nie ma Retego?

K: Ponieważ jest poza kontrolą, w twoim oku solą! (śmiech) A na poważnie, to po pewnym czasie bit, który mu dałem, stał się dla mnie po prostu za słaby, aby znaleźć się na mojej płycie. Ale kawałek na nim pojawił się na mixtapie Retego "Niby Mixtape".

N: (śmiech) Zamykając temat "Muzyki Ironii", który kawałek na niej jest – według Ciebie - najlepszy?

K: Jako, że to moja płyta, powinienem powiedzieć, że cała jest super, ale po kilku miesiącach stwierdzam, że kawałki Paskiego oraz Bonusa są najciekawsze.

N: Czemu CP Records się rozpadło, za to ostatecznie funkcjonuje Bez Wątpienia Label? Czyja to inicjatywa?

K: CP Records rozpadło się, ponieważ atmosfera i poziom muzyki w nim stawały się coraz gorsze i nic nie wskazywało na poprawę. Wobec tego postanowiłem razem z Rete zrobić "Bez Wątpienia Label", w którym patronujemy tylko ciekawe płyty.

N: Każda Twoja producencka była utrzymana w innym klimacie. Czego to wynik, co na to miało wpływ?

K: Najważniejszym czynnikiem, mającym na to wpływ, było po prostu szukanie coraz lepszego brzmienia oraz szerokiego gustu muzycznego, który daje mi satysfakcję robienia muzyki w różnych klimatach.

N: Czy robisz już następny album? W jaki styl uderzysz tym razem?

K: Obecnie robię dwie EP-ki. Jedna ukaże się już naprawdę niedługo. Mam tu na myśli "Smak Kolorów" nagrany razem z Sosną (singiel "Tętno” już od jakiegoś czasu na necie). Natomiast druga EP-ka to "Lustro" razem z Arskim. Klimaty tych płyt będą różne, lecz można się jak zawsze spodziewać samego samplingu, bez elektroniki.

N: No właśnie, Twoje produkcje powstają tylko z sampli. A załóżmy, że podczas tworzenia bitu chodzi Ci po głowie określony dźwięk, ale takowym nie dysponujesz. Nie korci Cię, żeby skorzystać z VSTi?

K: Nieraz korci, ale szczerze mówiąc nigdy nie jarały mnie bity robione tylko na VSTi. Jeśli chodzi mi już po głowie jakiś konkretny dźwięk, to po prostu staram się mimo wszystko znaleźć go w samplach.

N: Czy życie w Wołominie jest naprawdę takie trudne, jak opowiadają?

K: (śmiech) Proszę o następne pytanie, bo jak powiem coś złego o moim kochanym mieście to mnie zbiją.

N: Masz naprawdę kozackie poczucie humoru. Czemu nie przelewasz go na produkcje, obracając się głównie w rozkminkowych albo ogólnie spokojnych klimatach? (śmiech)

K: Ogólnie moje życie to wieczne wakacje. Żyję bez żadnych problemów i dzięki temu jestem wiecznie radosny! Moje bity to jakby pokazanie spokojniejszej strony oraz muzyki, którą kocham i która daje mi szczęście.

N: Wyobraź sobie, że możesz zaprosić na płytkę każdego, kogo tylko chcesz, z całego świata. Na kogo padnie Twój wybór?

K: Jeśli chodzi o ludzi z Polski to na pewno: Eldo, Wankej, Jimson, Ostry, Bisz, Wena, Jobix. A jeśli chodzi o resztę świata to na pewno Akon na refrenie i "Ruhhana" na chórku.

N: (śmiech) A z kim byś chciał skminić wspólny bit?

K: Kixnare, Expe, Kazzam, ale to marzenia, bo oni biją mnie na głowę w kwestii robienia bitów.

N: Chyba Twój najbardziej fejmowy projekt to "Unikat EP" z raperem Retem (mylę się?). Co Ci on dał, z punktu widzenia czasu?

K: (śmiech) Naprawdę fejmowy materiał z tej płyty to na pewno nie jest. Z punktu widzenia czasu to tylko kolejny krok do przodu w robieniu muzyki, szczerze to nie lubię tej płyty.

N: Ostatnie pytanie. Czekasz jeszcze na "Detox" Doktora?

K: Nie, bo nie słucham rapu ze Stanów. Możecie mnie za to zjechać.

N: Dzięki za wywiad. Chciałbyś coś dodać od siebie na koniec?

K: Ja również dziękuję, pamiętajcie: słuchajcie muzyki, która się wam podoba, a nie którą lubicie na siłę przez innych. Joł!

Wywiad przeprowadził Noid: www.enoide.blogspot.com