niedziela, 9 sierpnia 2009

"Warszawa zdecydowanie rządzi pod względem freestyle'u" – wywiad z Duże Pe

Duże Pe to raper, którego chyba nie trzeba przedstawiać. Współautor "Sinusa", połowa duetu Cisza & Spokój, frontman zespołów takich jak Senk Że i Masala. Właśnie z tym ostatnim pojawił się 12 lipca na gorzowskim Reggae nad Wartą. Spotkaliśmy się przed występem Masali, jeszcze na zamkniętej próbie zespołu. Pe zgodził odpowiedzieć na parę pytań, czego efektem jest poniższy zapis rozmowy.
Jakie nadzieję wiążesz z Reggae nad Wartą, patrząc na historię festiwalu oraz tegoroczny line-up?

O Chryste Panie! (śmiech). Szczerze mówiąc zupełnie nie śledzę historii tego festiwalu. Nigdy nie byłem wkręcony w reggae, a w polskie reggae to już zupełnie. Więc… nie mam zielonego pojęcia!

Tak jak myślałem… (śmiech). Zostawmy więc ten festiwal na boku i zajmijmy się Twoją osobą. Ostatnio wydaliście z Masalą "Cały Ten Świat". Fani wciąż czekają na drugi album Ciszy & Spokój i kolejny album Senk Że. Dobrym prezentem dla słuchaczy byłby również inny krążek hip-hopowy, niekoniecznie ze Spoxem. Kiedyś rozsiewane były plotki o płycie z Mezo. Pojawiłeś się w aż 4 utworach na płycie Racy, wyglądało na to, że dobrze się rozumiecie. Może jakaś szersza współpraca z nim się kroi? Jesteś w trakcie nagrywania czegoś większego, czy nie mamy na co czekać?

Plotkom proponuję nie dawać wiary. (śmiech) Powiem Ci tak: sporo się dzieje, planuję do końca 2010 roku wypuścić minimum trzy bardzo różne solowe płyty - niekoniecznie stricte hip-hopowe - choć na pewno mające z hip-hopem wiele wspólnego. Póki co nie chcę jednak zdradzać z kim je przygotowuję, w jakim dokładnie stylu muzycznym będą, etc. Co do płyty Cisza & Spokój - przynajmniej w najbliższym czasie raczej się nie ukaże, gdyż zdecydowałem rozluźnić współpracę biznesową i artystyczną ze Spoxem - mam wrażenie, że wyjdzie to nam obu na zdrowie.

Jeżeli idzie o nową Masalę - gdy ostatnio rozmawiałem na ten temat z Praczasem, to mówił, że raczej nie wcześniej niż pod koniec 2010 roku, gdyż ma póki co na głowie nowy album Village Kollektiv, swoją płytę producencką i wydawniczo-managementowe ogarnięcie nowego Lao Che i innych zespołów z Open Sources itd. Jest więc jeszcze sporo czasu, choć ja będę naciskał żeby działać wcześniej, bo ciągle układają mi się w głowie nowe, aktualne teksty pasujące pod masalowy klimat i żal żeby leżały i "się kurzyły". Możliwe natomiast, że wkrótce ukaże się remix-album z LP "Cały Ten Świat", bo od jakiegoś czasu nakręcamy działania w tym kierunku i mam nadzieję, że koniec końców coś z nich wyjdzie. Mamy na dyskach kilka remixów przygotowanych przez krajowych producentów i drugie tyle przygotowanych przez ludzi z zagranicy. Zapowiada się to wszystko bardzo ciekawie, chciałbym nagrać wokale do kilku kawałków na nowo, kilka przygotować w wersjach angielskojęzycznych, ogólnie - żeby było to coś więcej niż "zwykły" album z remixami.

Jeżeli idzie o Senk Że, to zastanawiamy się nad rozszerzoną re-edycją płyty "Fogga Ragga" z kilkoma nowymi kawałkami Fogga w skandalicznych wersjach, ale nie mogę nic w tej kwestii obiecać. Ogólnie, nie wiem czy w kwestii Senk Że w ogóle mogę cokolwiek obiecać… Radikal jest mocno wyjęty przez prozę życia - przeprowadził się pod Warszawę, ma mnóstwo "życiowo-rodzinnych" kwestii na głowie i nie poświęca sprawom Senk Że tyle czasu, sił i energii co na starcie projektu. Mista Pita jest non-stop skrajnie zajęty, bo artystycznie ogarnia mnóstwo kwestii. Ma swoje awangardowe, freejazzowo-noise'owe projekty, za które jest wychwalany pod niebiosa przez amerykańskich czy japońskich krytyków muzycznych specjalizujących się w tego typu muzyce. Do tego koncertuje z Gabą Kulką, z siostrami Przybysz, w kilku grupach z Macio Morettim, etc. Cały czas rzeźbi też różne projekty jako właściciel studia / realizator, instrumentalista i producent - wystarczy wspomnieć fakt, że ostatnio ogarniał całą muzykę do filmu "Wojna polsko-ruska..." wg. Masłowskiej, a swoje płyty nagrali u niego w studiu m.in. EastWest Rockers i Grubson. Piotrek jest mega uzdolnionym gościem, prawdopodobnie najzdolniejszym muzykiem jakiego dane mi było i dane mi będzie kiedykolwiek poznać. To świetna sprawa i jestem opór szczęśliwy, że mogę z nim współpracować, ale ma to tę wadę, że reszta świata też nieustannie chce wspólnie z nim coś robić... (śmiech)

A występy gościnnie? Ostatnio pojawiłeś się na "Remote Vision" Holdcuta w aż 3 utworach, w tym w rewelacyjnym, dającym do myślenia "God, Silence & Vodka". Pojawisz się u kogoś w najbliższym czasie?

Jeśli idzie o hip-hop czy reggae / dancehall nie kręci mnie twórczość 99% krajowych ekip które się do mnie odzywają z zapytaniem o featuring, a jednocześnie nie jestem tak komercyjnie nakręcony, żeby olewając to, czy coś mi się podoba, czy nie, mówić "Nie ma sprawy, przelej mi 500 PLN i się dogram do kawałka albo nagram Ci dubplate". Choć w sumie byłoby to łatwym sposobem na zarobek, bo napisanie i nagranie dobrej gościnnej zwrotki to dla mnie łącznie od 15 do 45 minut. (śmiech) Ale po prostu czegoś takiego nie czuję i pomijając wymiar etyczny takiej opcji - nie potrafię się w takich wypadkach zupełnie zmobilizować żeby coś stworzyć. Moje gościnne zwrotki będą natomiast na bank do usłyszenia na mixtape'ach i płytkach moich działających muzycznie znajomych - u MC's powiązanych ze stołeczną sceną freestyle’ową, na producenckiej płycie Praczasa, czy w remiksie nowego singla De Mono. (śmiech) Nagrałem też ostatnio kawałek z zielonogórską ekipą Knajpenterroristen, która robi zajebiste elektro-punkowe rzeczy, a wcześniej gościnną zwrotkę do singlowego kawałka ciekawej rockowej grupy Freak of Nature. Jeśli jesteśmy już w tych klimatach - gdy tylko jest okazja pojawiam się gościnnie w jednym kawałku na koncertach zespołu Muchy. Mogę powiedzieć, że jestem ich fanem, oni też szanują moje dokonania i skillsy, raz wykonaliśmy taki manewr spontanicznie i wyszło na tyle fajnie, że uznaliśmy że warto go powtarzać. Podsumowując, powiem tak - jestem mocno wybredny w kwestii featów, ale nigdy nie mówię z założenia "nie" i zawsze staram się mieć w ich kwestii konkretnie otwartą głowę.

Wspomniałeś przed chwilą o kolegach ze sceny freestyle'owej. Jesteś jedną z największych ikon polskiego freestyle'u. Jak oceniasz jego kondycje obecnie? Kto Twoim zdaniem zasługuje w tej chwili na największą uwagę?

Co do kondycji rozumianej jako poziom umiejętności - mogę wypowiadać się głównie na podstawie wolnostylowców z Warszawy, bo ich znam najlepiej. Moim zdaniem można powiedzieć, że mamy do czynienia ze stagnacją - ale dość pozytywną, tj. z utrzymaniem stosunkowo wysokiego poziomu. Na scenie pojawiło się "czwarte pokolenie warszawskiego freestyle'u", które póki co radzi sobie tak sobie i nie ma zdecydowanego lidera pod względem skillsów, ale notuje stały progres. Karty rozdają natomiast pokolenia "drugie" i "trzecie", które moim zdaniem pod względem umiejętności podbiły poprzeczkę najwyżej w historii wolnych styli - podwójne rymy na wolno są na porządku dziennym, a abstrakcyjne punchlines oparte na chorych skojarzeniach i powalające riposty zdarzają się na większych bitwach z częstotliwością wpędzającą mnie w kompleksy. (śmiech) Oczywiście nie zawsze talent do składania idzie w parze z flow, głosem czy "delivery", ale i tak poziom jest bardzo wysoki.

Co do konkretnych ksywek - Muflon wycofał się z battle'owania, więc jego nie wymienię siłą rzeczy, choć, moim zdaniem, jeśli idzie o sumę dokonań i średnią poziomu, póki co jest zdecydowanie najlepszym bitewnym freestyle'owcem w historii polskiego wolnego stylu. Na pewno bardzo mocnymi zawodnikami mogącymi nawiązać z nim walkę są Flint, Białas i Trzy Sześć – dla mnie to trójka, która zdecydowanie rozdaje karty i cała reszta ma do nich jednak jeszcze kawałek. Z tej trójki Trzy Sześć potrafi złożyć najbardziej niesamowite punche, za to trochę kuleje pod względem głosu i flow - choć i tak ostatnio to poprawił. Z kolei Flint i Białas to jak dla mnie MC kompletni, mają wszystkie cechy które wymieniłem wcześniej na bardzo wysokim poziomie, mają charyzmę na scenie, równie dobrze co we freestyle'u prezentują się na trackach, świat powinien należeć do nich. Najbliżej poziomu tej trójki jest moim zdaniem Solar, który ciągle się rozwija i w szczytowych momentach spokojnie może nawiązać z nimi walkę. Wysoki poziom na bitwach prezentuje też czasem Wiciu, który ma mega głowę do składania zabójczych wersów, tylko strasznie słabo prezentuje się pod względem głosu, flow i scenicznej charyzmy.

Jeśli odbijemy od bitewnego freestyle'u - zdecydowanie zajebiście freestyle'uje Puoć, tylko jak dla mnie brakuje mu bitewnego "zęba", skłonności do zabijania MC's za pomocą celnych linijek. Aczkolwiek, jeśli idzie o flow, głos i umiejętność rymowania na wolno jest bez dwóch zdań bardzo mocny i często wystarcza to by zjeść bardziej "punchline'owych" MC's. Jestem też fanem Gospela, który jako jedyny z freestyle'owców ma w 100% własny styl, którym nadrabia wszelkie niedociągnięcia w innych sferach wolnostylowego MC'ingu. Tyle, że jest powtarzalny, co jest jego przekleństwem na bitwach. Zwykle w pierwszej walce powala, w drugiej jest już 50/50, a w trzeciej nuży. Ale showmanem jest nieprzeciętnym, w tej kwestii cały świat jest za nim daleko w tyle i jestem w szoku, że jeszcze nie ma własnego programu na MTV lub chociaż własnego kącika u Szymona Majewskiego czy Kuby Wojewódzkiego. Nie znam za bardzo sceny spoza Warszawy, aczkolwiek wiadomo że wciąż aktywni bitewnie MC's tacy jak Pogo, Dolar, Green, Esko, Enson czy Czeski prezentują bardzo konkretny poziom. Przy dobrym dniu są w stanie zawalczyć z wymienioną przeze mnie czołówką z Warszawy. Z kolei mało bitewny styl freestyle'owania jaki opisałem przy okazji Puocia mocno reprezentują trójmiejscy freestyle'owi MC's tacy jak Raku, Tomasina czy Bośniak.

Z całym szacunkiem dla innych miast, uważam jednak że mimo wszystko to Warszawa zdecydowanie rządzi pod względem freestyle'u - wystarczy spojrzeć na ilość freestyle'owców prezentujących jakiś-tam-poziom, liczbę zwycięstw stołecznych MC w wyjazdowych bitwach i na osiągnięcia czołowych freestyle'owców z WWA. Powiem Ci, że zajebiście się cieszę, że organizacją regularnych otwartych bitew w jakiś sposób się do tego mogłem przyczynić...

Rozmawiamy w Gorzowie, mieście z którego pochodzą Brudne Serca, czyli Smarki Smark i Zkibwoy – absolutna czołówka jeśli chodzi o polskie podziemie. Śledzisz to, co dzieje się w undergroundzie? Coś Cię ostatnio zaciekawiło?

Śledzę w znacznie mniejszym stopniu niż kiedyś, z racji na mniejsze zainteresowanie hip-hopem jako takim. Staram się jednak promować co ciekawsze znaleziska w Radiu Euro, wykorzystując fakt, że mam taką możliwość. Bo zawsze fajnie jest pomóc komuś, kto wyraźnie ma talent, tylko niewielu - zwłaszcza z poza środowiska - go jeszcze słyszało i widać, że nie za bardzo wie, co zrobić, żeby być słyszanym. Staram się też wrzucać hip-hopowe kawałki na playlistę Euro, nawet rzeczy z nielegali, o ile spełniają normy jakościowe. Inna sprawa, że moralna cenzura obecna w państwowym radiu uniemożliwia zagranie wielu kawałków lub zmusza do skrajnego ich okrojenia. Nie wystarczy, że wytnę z numeru przekleństwa - w kawałku nie może pojawić się też żadna "fifka", "stuff", "jointy", etc. Nie jest lekko… Swoją drogą środowisko hip-hopowe wisi mi dobrą flaszkę za wszystkie grube godziny poświęcone na ręczne cenzurowanie numerów, które zagrałem w radiu. (śmiech)

Prawda jest jednak taka, że choć cały czas uwielbiam dobry rap i cały czas nie mogę żyć bez składania słów do bitu, definitywnie zgasła już we mnie wiara w hip-hop jako jakiś istotny ruch kulturowy, dla wsparcia którego gotów jestem wysłuchać tysiąca chujowych demówek, by wygrzebać jeden kawałek godny uwagi. Zresztą, sądzę że wiara ta zgasła w każdym człowieku, którego horyzonty myślowe i muzyczne wykraczają poza granice środowiska hip-hop'owego, a który przez kilka lat miał z nim ciągłą styczność. Oczywiście nadal staram się rzucać uchem na wszystko, co podsyłają mi ludzie, ale poświęcam temu zdecydowanie mniej czasu. Im bliżej do śmierci, tym bardziej go sobie cenię. (śmiech) W sumie druga sprawa jest taka, że ciekawe pojedyncze jointy się zdarzają, ale od "Najebawszy" nie usłyszałem żadnego LP czy EP, które by mną wstrząsnęło tak jak wspomniany przez Ciebie Smarki. A bardzo bym chciał trafić na coś, co po wrzuceniu do odtwarzacza zmusiłoby mnie bym powiedział: "Oh kurwa! Jak to możliwe, że on jeszcze nie jest w Polsce gwiazdą rapu?".

No, jeśli chodzi o Internet, to Smarki już chyba jest gwiazdą.

No tak, ale umówmy się, bycie gwiazdą jeśli chodzi o Internet jest chuja warte i zasadniczo skazane na rzeźbę w gównie, zmierzającą nieuchronnie ku upadkowi zajawki lub jej osłabieniu przez nawarstwiające się z wiekiem obowiązki, odpowiedzialność i problemy. Bo byciem gwiazdą w necie nie zarobisz na dom, dziecko i rodzinę - więc siłą rzeczy robienie muzyki będzie schodzić na coraz dalszy plan, czy tego chcesz, czy nie. Właśnie na tym polega cały smutek, że Smarki nie gra koncertów, nie wydaje płyt i nie ma go w mediach. A jak dla mnie on powinien sprzedawać od 2005 po 15 czy 20 tysięcy egzemplarzy wszystkiego, co wypuści i wydawać średnio jeden album rocznie. Umówmy się, cały krajowy rynek muzyczny można o kant dupy potłuc i tyle. W Stanach będąc "gwiazdą podziemia" masz sprzedaż na poziomie Ich Troje w Polsce w szczytowym okresie ich popularności… U nas będąc gwiazdą podziemia masz w najlepszym wypadku propsy na forach - choć równie często hejting - i czasem zwroty kosztów dojazdu za zagranie koncertu, o ile wybłagasz u organizatora, żeby łaskawie dał Ci go zagrać.

Na "Obywatelach IV Świata" mocno atakowałeś ówczesną władzę. Mamy teraz nowy rząd, premiera i ministrów. Jak oceniasz obecną sytuację polityczną w Polsce. Poprawiło się? Nie panuje już w kraju "fundamentalny pseudo-katolicyzm"?

Fundamentalny pseudo-katolicyzm panuje w naszym kraju od bardzo dawna i żadna zmiana rządu akurat tego nie ma szansy zmienić. To, co się zmieniło to fakt, że na szczycie jest w tej chwili moim zdaniem nieco mniej ludzi, którzy wyrażają otwarcie pogardę wobec obywateli myślących inaczej niż oni. To dla mnie podstawowa różnica między PiS-em a PO. Chociaż z drugiej strony jak widzę, co jak najbardziej PO-wska Hanna Gronkiewicz-Waltz robi w Warszawie, to otwiera mi się nóż w kieszeni. Dla mnie to też jest pogarda wobec obywateli, tylko wyrażona w odrobinę bardziej zawoalowany sposób - za pomocą bezczelnie nie spełnianych obietnic, wypowiedzianych w błysku fleszy i w oku kamer. Jestem jak najdalszy od pozytywnych odczuć względem niej…

Mam tu przy sobie dwie płyty z Twoim udziałem. Debiut Ciszy & Spokój to piękna poligrafia, kto wie, czy nie najlepsza w historii polskiego rapu. Z drugiej strony mamy zaś "Obywateli IV Świata", wydanych w ekologicznym digi-packu…

Założenie przy "Obywatelach IV Świata" było koncepcyjne, żeby okładka wyglądała jak wykonana na powielaczu w stanie wojennym. Oryginalnie miała być na jeszcze gorszym kartonie czy wręcz na papierze pakowym, tak by wyglądała jak nielegalne wydawnictwo. Ogólnie - jak już jesteśmy w tym temacie - "Obywatele IV Świata" to płyta, co do której mam do siebie trochę żalu. Z perspektywy czasu widzę, że przeceniłem gros odbiorców lub po prostu za mało uwypukliłem pewne kwestie, za mało wyraźnie - albo właśnie zbyt wyraźnie - je powiedziałem. Z mojej strony założeniem tej płyty było napisanie muzycznego political-fiction – pokazanie co by było, gdyby przesterować do granic możliwości wszystkie absurdy dziejące się w ówczesnej Polsce. Podkreślała to z resztą właśnie forma wydania czy wizualizacje powiązane z tym albumem. Chodziło mi o zmuszenie ludzi do pomyślenia co by było, gdyby taka linia programowa była np. kontynuowana przez 50 lat. Bo w ten sposób najłatwiej pokazać, że to, co chwilowo nie uwiera za mocno, może wkrótce urosnąć do takich rozmiarów, że niełatwo będzie z tym wygrać. Wcześnie wykryty nowotwór łatwiej usunąć bez szkód dla organizmu…

Tymczasem liczni słuchacze i krytycy ("pozdrawiam" w tym miejscu Jakuba Żulczyka i gratuluję mu "bystrości umysłu") odebrali "O4Ś" zupełnie dosłownie, w skali jeden do jednego. No i w tej sytuacji zaczęły pobrzmiewać hasła w stylu "Jaka neo-komuna, jaki teo-faszyzm, o czym on mówi?", względnie "Żadne dziecko nie zostało przecież ukarane za nie chodzenie do kościoła". No dobra, póki co nie miało to miejsca, ale pozwólmy chorym nienawiścią kretynom rządzić przez kolejne 50 lat, a okaże się, że mamy wokół setki głupich praw, według których musimy żyć ,chcąc mieć święty spokój lub wbrew którym musimy żyć, chcąc żyć jak chcemy - narażając się na szykany ze strony państwa, które mogą zrujnować nam życie. A jak pokazuje przykład prawa zakazującego w 100% posiadania marihuany czy totalny zakaz aborcji, głupie prawa dużo łatwiej ustanowić, niż później zmienić, więc warto działać szybko.

Trochę mnie to wszystko załamało. Nie spodziewałem się, że do opiniotwórczych magazynów poświęconych sztuce czy na poczytne strony poświęcone kulturze piszą ludzie, po których można się spodziewać, że odbiorą wiersz "Kot w pustym mieszkaniu" jako wiersz o kocie w pustym mieszkaniu. Jestem trochę zły na siebie - bo powinienem to przewidzieć i napisać większymi literami na okładce "co poeta miał na myśli" w razie problemów z interpretacją. (śmiech) Jestem też trochę zły na ludzi, którzy to tak bezpośrednio odbierali. Oczywiście spora część słuchaczy odczytała ten album tak, jak chciałem, ale wiadomo że negatywne zjawiska bardziej kują w tyłek, więc to nad nimi się teraz rozwodzę...

Chodziło mi w sumie o to, że dużą wagę przyciągasz do poligrafii i kwestii samego wydania. Zastanawiam się jak będą wyglądać Twoje kolejne płyty – zwykłe digipacki, czy jakieś niespodzianki w stylu albumu Ciszy & Spokój?

Niespodzianki mają to do siebie, że są niespodziankami - zdradzanie ich teraz byłoby więc bez sensu. Jeśli chodzi o Ciszę & Spokój to była to przede wszystkim idea Spoxa i to jemu należą się tutaj największe ukłony i brawa (a kolejne Sewerowi z B3 za mistrzowskie wprowadzenie tej idei w życie). Choć oczywiście też miałem jakiś swój udział w pracy koncepcyjnej nad poligrafią - żeby nie było. (śmiech) Po mojej stronie było też ogarnięcie technologii i logistyki - znalezienie drukarni, która po akceptowalnych kosztach wykona tę poligrafię w formie fizycznej. No, powiedzmy, że po akceptowalnych kosztach… Wracając do głównej myśli - kiedy gadaliśmy o formie wydania płyty Spox stwierdził: "Wszyscy wydają dziś płyty tak samo, jak najbardziej po taniości, więc my zróbmy to zupełnie inaczej". Jako, że wydawaliśmy C&S sami, mogliśmy sobie pozwolić zbankrutować na poligrafię. No więc na nią zbankrutowaliśmy. Głównie ja... (śmiech) Sądzę, że jako wydawca na bank nie zyskałem na tej płycie nawet złotówki - podejrzewam, że do niej dołożyłem. Szczerze mówiąc, wolałem nigdy tego precyzyjnie nie podliczać - jestem z tym zdrowszy… Ale i tak było warto! Gdyby płyta była wydana normalnie, miałbyś jedno pytanie mniej. (śmiech) Widziałeś może film "24 Hour Party People"?

Nie, nie.

Polecam! To film o Tonym Wilsonie, czyli człowieku, który był odkrywcą i wydawcą m.in. Joy Division i Happy Mondays, jak również założycielem Haciendy - najbardziej znaczącego klubu w Manchesterze. Kiedy po śmierci Curtisa powstało New Order i nagrali singiel "Blue Monday" - który koniec końców stał się najlepiej sprzedającą się 12" w historii - z powodu zajebistej formy jego wydania (okładka winyla imitująca dyskietkę) wydawnictwo Wilsona było na starcie - strzelam, bo nie pamiętam dokładnie - stratne 50 centów na każdym sprzedanym krążku. (śmiech) Oczywiście później to się pewnie zmieniło, bo kiedy robili wielkie nakłady, musieli mieć mniejszy koszt produkcji egzemplarza, ale początkowe wyliczenie było takie, że do każdego dokładają plus-minus 50 centów. To mniej więcej ten sam klimat. Ogólnie w "24 Hour Party People" widziałem bardzo wiele opcji z zakresu organizowania koncertów czy imprez, managementu, bycia wydawcą czy promotorem, bycia artystą, historii z życia klubu, itd. - które samemu przeżywałem czy widziałem na własne oczy. Oczywiście w "trochę" mniejszej skali. (śmiech)

Choć trochę zboczyliśmy z tematu, chciałbym jeszcze raz powrócić do kwestii poligrafii. Nie wiem czy znasz taką formację Sekaku – projekt Mielzky'go, na którym rock miesza się z rapem. Otóż ich najnowszy krążek został wydany w… pudełku od pizzy. W środku oprócz krążka dołączono m.in. ketchup, majonez oraz sztućce. Jak oceniasz takie inicjatywy?

Jak dla mnie to najlepiej wydany krążek jaki widziałem. Ever. Forin zwyciężył, słałem mu internetowe pokłony za tą okładkę i z chęcią powtórzę je przy każdej okazji. MEGA! Nie słyszałem tej płyty, nigdy nie miałem jej w ręku, ale i tak zapamiętam ją na zawsze i jeśli powiesz "Sekaku", to od razu skojarzę ich nazwę z tym mistrzowskim wydaniem. W świecie, w którym co tydzień pojawia się kilkaset utworów godnych sprawdzenia, wyróżnianie się czymś jest wręcz obowiązkiem artysty, który chce żeby jego dokonania pozostały w pamięci odbiorców. Niestety - albo stety - dziś opakowanie jest równie ważne co zawartość. Odnosi się to z resztą nie tylko do płyt, ale i do występujących na nich ludzi. Zobacz, masz tysiące popowych wokalistek, ale najlepiej sprzedaje się nie ta, która najlepiej śpiewa, a ta w najlepszym opakowaniu. Czyli najlepiej zrobiona przez chirurga plastycznego i stylistę...

Nagrałeś kiedyś z Mezo utwór "Futbol". Co sądzisz o polskiej piłce?

(westchnienie) Oh kurwa... To jest temat na osobny wywiad, bardzo długi, gorzki i smutny. O moim spojrzeniu na krajową piłkę mogą nieco powiedzieć np. felietony piłkarskie które publikowałem na portalu sport24.pl. Miało być ich więcej, ale nie znalazłem czasu, bo były działalnością poboczną i niefinansową, a pojawiły się nowe, istotniejsze sprawy do ogarniania. Ogólnie jestem mega wkręcony w piłkę nożną jako sport - do tego stopnia, że fascynuje mnie np. analizowanie taktyki, gry całego zespołu czy poszczególnych zawodników. Z drugiej strony od pierwszego roku studiów bardzo wkręciłem się w rozkminianie powiązań między sportem a ekonomią, np. w obserwację jak bardzo nieoptymalnie, w sensie ekonomicznym, funkcjonuje rynek transferowy w Polsce. Koniec końców, można powiedzieć że od 2002 roku siedzę w piłce półzawodowo. Ogarniałem - i dalej ogarniam - wspólnie z przyjacielem rozmaite działania powiązane z rolą agenta zawodników, scoutingiem czy e-scoutingiem. Zdarzyło mi się przygotowywać krytyczną analizę rozegranego spotkania dla trenera drużyny grającej w ekstraklasie. Miałem okazję prowadzić na dwóch uczelniach pojedyncze zajęcia mówiące o działalności agentów zawodników i ogólnie o powiązaniach ekonomii ze sportem. Zdarzyło mi się - i to nie żart - doprowadzić do wytransferowania ex-reprezentanta Zambii do drużyny w Malezji (śmiech).

Z ciekawostek mogę powiedzieć, że przy transferach zawodników jako reprezentant na Polskę współpracowałem m.in. z brytyjskimi, austriackimi, włoskimi czy francuskimi agentami FIFA, a w kraju - z pewnym bardzo znanym byłym zawodnikiem, który po zakończeniu kariery zajął się działaniami managerskimi. Staram się również pomagać ludziom z odpowiedniej komórki w PZPN i poszczególnym trenerom reprezentacji młodzieżowych wyszukiwać i nawiązywać kontakt z uzdolnionymi zawodnikami o polskich korzeniach, którzy piłkarsko wychowali się za granicą. Współtworzyłem też bazę danych do Football Managera 2008. Ale to nic na tyle istotnego, żeby miało wpływ na kształt wszechświata, nie ma o czym mówić, naprawdę. (śmiech)

Ogólna refleksja jest taka, że polski przemysł muzyczno-rozrywkowy i polskie środowisko piłkarskie to dwa wielkie bagna pełne skrajnych patologii, w których zdecydowałem się babrać z własnej woli. Często rano pukam się w czoło zastanawiając się co mi odpierdoliło, że się na to zdecydowałem... (śmiech)

Jeśli chodzi o piłkę, to mogłeś po prostu włączyć Football Managera. Mówisz, że współtworzyłeś bazę do "FM 2008", musiałeś więc kiedyś grać w jakąś grę z tej serii…

Wiesz, rzeczywistość jest zawsze ciekawsza niż gra… Aczkolwiek prawdą jest, że przez długie lata CM/FM był moim nałogiem o różnym stopniu natężenia - choroba ciągnęła się od "CM III" po "FM 2009". Na szczęście koniec końców dorosłem do świadomości, że życie jest na tyle krótkie, że żal je marnować na takie głupoty. Cytując klasyków: Straciłem życie przez gry komputerowe. Dobrze, że zostały mi jeszcze 2 życia... (śmiech)

A co do samego Meza, jak oceniasz współpracę z nim z perspektywy czasu i jak patrzysz na jego teraźniejsze dokonania?

Jest sympatycznym gościem, którego większość aktualnej twórczości artystycznej mnie absolutnie nie kręci, a spora część wręcz powoduje u mnie odrazę. Choć składać rymy definitywnie potrafi - tego mu nikt nie odbierze. Za to - moim zdaniem - jest skłonny do potwornych kompromisów, jeśli idzie o walory estetyczne muzyki, pod którą nagrywa - albo po prostu ma tak malinowy gust. Nie sądzę by gość, który wychował się na zajebistym, oldskulowym rapie, mógł lubić tak landrynkowy i wykastrowany pop. Absolutnie brakuje mu też moim zdaniem czegoś co z angielska nazywa się "swagger" - jest skrajnie za grzeczny, to co pisze jest w 90% skrajnie zbyt ułożone, nawet w tych bardziej hip-hopowych kawałkach które miałem okazję słyszeć. Rozumiem, że ma taki styl, pisze jak czuje i tak dalej - lepsze to, niż gdyby na siłę starał się być kimś innym - ale i tak szczypta cwaniactwa i bezczelności definitywnie by mu pomogła.

Uważam, że nagrałem z Mezo na legalach cztery bardzo fajne kawałki - "Nasze Życie", "Co Słychać?" (mój faworyt), "Futbol" i "Harmonia" (kolejność przypadkowa). Żadnego z nich nie muszę się wstydzić - i nie mówię o tym dlatego, że jest w nich akurat Mezo. Po prostu uważam, że to dobre numery. Ogarnęliśmy wspólne kawałki, bo był między nami pozytywny flow, jest zresztą do dzisiaj i gdyby Jacek zadzwonił i powiedział "Słuchaj, mam pomysł na wspólny kawałek - wchodzisz w to?", to o ile artystycznie by mi wszystko pasowało, na bank bym mu nie odmówił. Bo czemu miałbym to zrobić? Z obawy o opinię słuchaczy polskiego rapu? Proszę... I tak mi ona centralnie zwisa i nie czuję z krajowym hip-hopowym środowiskiem - jako zjawiskiem masowym - właściwie żadnego związku. Poznałem Mezo jeszcze przed jego pierwszym legalem, można powiedzieć, że miał w poznańskim podziemiu mniej więcej taką pozycję jak ja w warszawskim. A to jak później pokierował swoją karierą to sprawa jego, jego poczucia obciachu, wyczucia estetyki, brak chęci włażenia w dupę odbiorcom hip-hopu w Polsce albo robienia czegoś pod kątem popularności wśród nich, wspomniana potworna skłonność do najgorszych artystycznych kompromisów, itd. Niezależnie od tego co nagrywa Mezo - czy to będzie horrorcore, czy muzyka biesiadna - ma poukładane w głowie, jest dobrym człowiekiem i zawsze przybiję mu piątkę. Tyle.

Ogólnie, nie sądzę, abym kiedykolwiek nagrał jakiś joint, którego muszę się teraz wstydzić - i jest mi bardzo dobrze z tą świadomością. Jedno czego się czasem wstydzę z obecnej perspektywy w tym, co nagrywałem, to "licealna poezja" z "Sinusa" (i wcześniejszych hip-hopowych dokonań), która jest teraz wywlekana przez ludzi, którym się podoba, gdyż są w takim wieku, w którym jeszcze im się może coś takiego podobać. (śmiech) Mi w tej chwili zdecydowanie się ona nie podoba, ale to też raczej nie powód do wstydu, po prostu zmiana gustu i perspektywy. Zdaję sobie sprawę, że młodość ma swoje prawa, a prawo do naiwności i głupiej wiary w zwiewną i eteryczną miłość w książkowej formie jest jednym z nich. (śmiech) Dziś ująłbym to wszystko w zupełnie innych słowach...

Mówisz, że nie wstydzisz się żadnego jointa, który zrobiłeś. Nieco wcześniej wspominałeś, że nie jesteś na tyle komercyjny, aby pobierać opłaty za featuringi. A tu proszę, Twój głos słyszymy w reklamie polskiego kanału Disney XD. Nie wierzę, żeby Twoją motywacją było coś innego niż czysty zarobek, zysk. Ustosunkujesz się jakoś do tego?

Historia z tą reklamówką jest naprawdę przednia. Jest to - strzelam - dwudziesta reklamówka, którą nagrałem, bo w ramach działalności mojej firmy regularnie podejmuję się takich zadań. Nie jako Duże Pe - raper, tylko jako Marcin Matuszewski - właściciel jednoosobowej działalności gospodarczej, która ogarnia m.in. zlecenia lektorskie, tłumaczenia, etc. Ale tutaj wszyscy złapali nagle jakąś chorą fazę tylko dlatego, że ta reklama jest rymowana, a profil publiki Disney XD pokrywa się w dużej mierze z profilem społeczności związanej z HH.pl. (śmiech) Dla mnie było to po prostu kolejne zlecenie, które ogarnąłem, nie różniące się niczym od poprzednich. Nawet przez chwilę nie pomyślałem o nim pod kątem wizerunku czy moich działań na scenie, które prowadzę jako Duże Pe.

I teraz pytanie - czy to, że nie myślę o tego typu akcjach przez pryzmat wizerunku świadczy źle o mnie, czy o wypisujących hasła w stylu: "Duże Pe się sprzedał!"? To jakaś paranoja... Nie jestem gwiazdą w stylu O.S.T.R.-a, która może pozwolić sobie na życie wyłącznie z koncertowania i sprzedaży płyt. Ogólnie, myślenie przez pryzmat wizerunku jest dla mnie jakąś totalną abstrakcją. Jestem normalnym, ogarniętym i stosunkowo zdolnym typem, który bawi się w rymowanie i całkiem nieźle mu to wychodzi. Oprócz tego freelancersko ogarniam setki przeróżnych zleceń, żeby mieć sos na życie. Disney XD na bank nawet nie ma pojęcia o moim istnieniu - nikt z ich strony nie wie, że dla studia, które ją przygotowało jako lektor nagrał ją człowiek działający artystycznie pod pseudonimem Duże Pe. Jeśli ja się sprzedałem, robiąc tą reklamówkę, to każdy kto tak uważa, sprzedaje się co rano wychodząc do pracy. A raczej "będzie się sprzedawał", bo podejrzewam że 90% najgłośniejszych internetowych krytykantów raczej nie musi jeszcze na siebie zarabiać.

Jedni raperzy, żeby zarobić "robią sajty porno", inni "zdychają w spożywczaku za ladą", są też tacy, którzy piszą scenariusze czy dialogi do telenowel, uczą angielskiego, prowadzą eventy, dilują ziołem czy cięższymi dragami, prowadzą firmy odzieżowe, sklepy z ciuchami albo po prostu w nich sprzedają, pracują jako barmani, są dźwiękowcami w radiu albo technicznymi w firmach nagłośnieniowych, robią tatuaże, są prawnikami, dziennikarzami, przewodnikami po Warszawie, wykładowcami, właścicielami "Pudelka", etc. Można by długo wymieniać - teraz przepłynąłem myślami przez krąg znajomych i kilka powszechnie funkcjonujących klisz. Ja rymuję solowo, jako MC w zespołach Cisza & Spokój, Masala i Senk Że. Mam z tego kilka złotych, ale z racji na niekomercyjność wszystkich w/w projektów nie jest go tyle, żebym się mógł poświęcić wyłącznie temu i żebym liczył, że zarobię w ten sposób na emeryturę. Bo umówmy się - o ile póki co miewam z MC'ingu jakiś sos, to mam świadomość, że po 40-tce raczej go już na tym nie zarobię. Poza zabawą w rymowanie gram od końcówki 2005 roku jako DJ mash-up'owe czy indie-klubowe imprezy, coraz częściej i z coraz większym rozmachem. Wkręciłem się w to dość konkretnie, jest to dla mnie rozwinięciem dziecięcej pasji i kolejnym oddechem od nawijania do mikrofonu, a przy tym wreszcie znalazłem pozytywne ujście mojej skrajnej zajawki na wyszukiwanie tysięcy grubych numerów z różnych gatunków muzyki. Bo w sumie od zawsze mam tak, że chciałbym znać KAŻDĄ płytę KAŻDEGO wykonawcy godnego uwagi, niezależnie od gatunku, stopnia jego rozpoznawalności, etc. Podobnie mam zresztą z książkami i z filmami, tylko życie jest niestety jakieś 10 razy za krótkie... (śmiech)

Wracając - do tego dochodzi praca w Radio Euro, gdzie mam średnio cztery dwugodzinne audycje w ciągu tygodnia (autorskie DJ Pasmo we wtorki od 20.00 do 22.00 i pół-autorskie NADAJE SIĘ!, które prowadzę na przemian z Borysem Dejnarowiczem od poniedziałku do piątku między 12:15 a 14:00). Nie można też zapominać o organizowaniu imprez i koncertów, które zajmuje mi sporo czasu - w ciągu ostatniego roku sprowadziłem do Polski kilka naprawdę "mocnych nazwisk" z indie-klubowej, mash-upowej czy indie-rockowej sceny - Loo & Placido, Kid Fresh, Pirate Soundsystem, Soundhog, Cartel Communique, Egyptrixx, Tittsworth, Baobinga, Ariel Pink's Haunted Graffiti… A oprócz tego ogarnąłem dobre kilkaset imprez i koncertów granych przeze mnie i/lub znajomych. Dolicz do tego wszystkie freestyle'owe "Bitwy o..." - łącznie było ich już blisko 30, w tym dwie edycje "Bitwy o Mokotów", która pod względem nagród jest bez wątpienia najatrakcyjniejszym freestyle'owym turniejem w Polsce i ze względu na swój rozmach wymaga sporej organizacyjnej napinki. Poza tym w 2006 zbudowaliśmy ze Spoxem studio ToSieWytnie, na które wydałem oszczędności życia. W związku z jego powstaniem ogarniałem poszukiwawczo, negocjacyjnie i koncepcyjnie sporo zleceń typu produkcja reklamówek dla radia i telewizji - żeby mogło na siebie zarobić i choć częściowo się zwrócić. W ramach jego działania - choć nie tylko - nagrywałem też różne rzeczy jako lektor.

Co poza tym? Hmmm... Przygotowywałem koncepcyjnie reklamy do prasy i nadzorowałem ich przygotowanie graficzne, a czasem sam ogarniałem co prostsze projekty. Sprzedawałem też z wolnej stopy powierzchnię reklamową w kilku miejscach, w tym w opiniotwórczym magazynie PULP, który moim zdaniem jest zdecydowanie najlepszym polskim papierowym medium poświęconym alternatywnej muzyce. Robiłem różne tłumaczenia, pomagałem przy handlu piłkarzami, zdarzyło mi się zagrać epizodyczną rolę w jakimś filmie i szykuje się kolejna opcja tego typu, pisałem recenzje płyt i felietony dla kilku tytułów, napisałem kilka tekstów różnym wykonawcom i tak dalej, i tak dalej, i tak dalej... Nałóż na to wszystko prozę życia w stylu trzymania porządku w życiu, w domu i w rachunkowości, prowadzenie działalności firmy, etc. A potem próbę skończenia studiów na Wydziale Nauk Ekonomicznych UW - wiozę się z magisterką już drugi rok i w końcu muszę się ogarnąć. Last but not least - próbuję też mieć jakieś życie osobiste, choć w związku z wymienianymi kwestiami zwykle wystarcza mnie w nim dla jednej osoby. Jak widzisz nie jest lekko. (śmiech)

Aha, byłbym zapomniał - wydałem też przecież na legalu debiutanckie LP Cisza & Spokój oraz Raca/Stona/DJ Ike, jak również kilka fizycznych wydawnictw na nielegalu i dobre drugie tyle publikacji w necie, zapewniając im całkiem konkretny rozgłos jak na tak niekomercyjne projekty... Wracając - wszystko to z jednej strony dało mi sporo satysfakcji i doświadczeń oraz sos pozwalający na przeżycie na ludzkim poziomie, z drugiej pozwoliło mi nieustannie realizować na satysfakcjonującym poziomie artystyczne projekty, których nie sposób nazwać komercyjnymi, a z trzeciej być niezmiennie panem swojego losu i nigdy nie mieć nad sobą szefa czy jakiegokolwiek innego zwierzchnika poza sercem i głową. Dzięki różnorodności zadań, których się podejmuję, mam ciągle świeżą głowę i "nie daję się zajechać życia prozą". W sumie jestem z siebie zajebiście dumny, że potrafię się z tym wszystkim ogarnąć tak, że zarabiam na rzeczach, których robienie daje mi radość - w dzisiejszym świecie to bardzo, bardzo dużo. Mam pełną swobodę wyboru tego, jakich zleceń się podejmę. Do tego stopnia, że nigdy nie zrobiłem dla sosu czegoś, czego nie chciał bym zrobić i żyję sobie stosunkowo swobodnie, zajmując się przy tym co lubię i tym w czym czuję się mocny. A przy tym pomagam jak tylko mogę zdolnym ludziom, będącym na początku drogi, na której ja jestem już kawałek dalej. Żyć nie umierać!

Popłynąłem, nie? (śmiech)

Wracając do meritum, czyli do reklamówki Disneya: Koniec końców, niezależnie od głosów krytyki, nawet zakładając że to obciach i przypał, sądzę że lepiej, że zrobił ją ktoś ogarnięty jak ja - i zrobił ją dobrze, bo tego poglądu będę bronił - niż gdyby miał to zrobić ktoś, kto nie potrafi rymować. Przede mną - i jeszcze jednym freestyle'owcem, który nagrał całą tą akcję, zgadujcie (śmiech) - tego zlecenia podejmowało się kilku lektorów i kilku tłumaczy. Żaden nie potrafił tego przez dłuższy czas dobrze ogarnąć. Temat nie był prosty, bo Disney XD to międzynarodowy format, który wszędzie ma wyglądać i brzmieć plus minus tak samo. Tekst trzeba było więc złożyć sylabami idealnie pod oryginalną, amerykańską wersję, a przy tym zachować rozkład nazwy kanału w tekście i tak dalej. Każdy, kto kiedykolwiek czymś takim się zajmował wie, że to kupa zabawy z przewagą kupy. Nam to "niewykonalne" zlecenie udało się ogarnąć w plus minus półtorej godziny plus drobne poprawki, więc chyba daliśmy radę. (śmiech) Jeśli komuś to wszystko wybitnie burzy mój obraz jako artysty, który miał w głowie - współczuję, trudno, jakoś to przeżyję. Sorry, no bonus. Wolę ogarniać takie zlecenia i zgarniać sos z rozmaitych rzeczy, którymi potrafię, chcę i mam możliwość się zajmować, niż kiedykolwiek nagrywając kawałek zacząć się zastanawiać czy zrobić go po swojemu, czy tak, żeby się sprzedał. Podsumowując: Psy szczekają, karawana jedzie dalej. Wbrew nadziejom moich licznych antyfanów, głosy krytyki związane z tą reklamówką raczej nie sprawią, że odwieszę mikrofon na kołku. (śmiech)

Wspominałeś wcześniej o promocji podziemnych artystów. ToSieWytnie ma zamiar wypuszczać zarówno legalne krążki podziemne kotów, jak i doświadczonych raperów, czy raczej dalej będzie przewaga promocji młodych zawodników i ich nielegali, a sami będziecie się koncentrować na działalności koncertowej?

Po pierwsze, jak już wspominałem moja ścisła współpraca ze Spoxem raczej dobiegła końca - przynajmniej na jakiś czas. ToSieWytnie na bank nie będzie więc dalej funkcjonowało w formie, w której działało. Pewna forma naszej współpracy się wyczerpała, przynajmniej dla mnie. Nie wiem co będzie dalej z tą marką, więc to w ogóle podważa Twoje pytanie. (śmiech) Z drugiej strony - wydawanie KOMUŚ niezależnie płyt jest dzisiaj dosyć deficytową działalnością. Zanim zbankrutuję na wydanie 5 albumów, które chciałbym wydać różnym ludziom, chciałbym znaleźć drogę wydawania muzyki, która pozwoliłaby docierać z nią do ludzkich mas i jednocześnie zarabiać na tym znośne pieniądze dla mnie i dla wydawanego artysty. Malownicza śmierć z głodu w imię promocji niezależnej sztuki jest na pewno piękna, ale ja mimo wszystko wolę nie iść na artystyczne kompromisy, a jednocześnie wykombinować taką formę działania, która pozwoli być wszystkim do przodu.

Zresztą umówmy się, w sytuacji, w której Empik PODOBNO ma kilkanaście milionów długu i nie płaci dystrybutorom (przez co Ci nie płacą wydawcom) i jest na najlepszej drodze do tego by zbankrutować, ciężko pozwolić sobie na prowadzone i finansowane jednoosobowo niezależne działania wydawnicze, chyba że jest się z rodziny Kulczyków lub Wojciechowskich. (śmiech) Majorsów stać na to, by mieć parę baniek zamrożonych w odroczonych płatnościach za płyty. Mogą jakoś z tym żyć i dalej robić nowe rzeczy, co najwyżej zwolnią kilka tysięcy szeregowych pracowników żeby obciąć koszty. Ale już Jana Kowalskiego lub Marcina Matuszewskiego niekoniecznie stać na to, by mieć zamrożone 30 koła w trzech płytach i wydać trzy następne ze świadomością, że zaraz może się okazać, że wszystko przepadło, gdyż firma XYZ, będąca właścicielem sieci salonów muzycznych, ogłosi upadłość, żeby zmniejszyć straty przez ucieczkę od konieczności zapłaty dystrybutorom...

W ostatnim czasie nastała w Internecie moda na blogi poświęcone hip-hopowi. Zaglądasz na jakieś? Przejmujesz się w ogóle opiniami wystawianymi przez internautów, już nie tylko na blogach, ale również forach internetowych, jak chociaż forum Ślizgu lub Hip-Hop.PL?

Jeśli idzie o blogi w sieci, to raczej nie trafiam na te poświęcone hip-hopowi - chyba że ktoś da mi cynę, że gdzieś jest jakaś recenzja mojej płyty czy koncertu, który grałem, czy jakieś fotki z moich występów - albo sam na to wpadnę. W poszukiwaniu muzycznych "najświeższych świeżości" dość regularnie staram się natomiast testować blogi takie jak Discodust, Discobelle, Stereogum, Missing Toof, White Folks Get Crunk, Fluo Kids, Palms Out, Trash Menagerie, Gorilla vs Bear i kilkanaście innych, ale żaden z nich nie jest poświęcony hip-hopowi.

Co do opinii na forach - jakbym się nimi przejmował to już dawno popełniłbym samobójstwo. (śmiech) Cytując klasyków: "Gdyby nie Internet nigdy bym się nie dowiedział, że na świecie jest tylu głupich ludzi". Oczywiście, lubię poszukać jakichś opinii na temat tego, co zrobiłem. Nie traktuję ich jednak zerojedynkowo, na zasadzie "życie / śmierć", względnie "nikt mnie nie kocha!" albo "wspaniale, jestem geniuszem!". Po prostu ciekawi mnie co kto ma do powiedzenia na temat tego, co robię, bo zawsze jest szansa, że dotrę w ten sposób do czegoś, czego sam bym nie zauważył. Równie chętnie sprawdzam krytykę i głosy pochwalne, o ile tylko są rzeczowe - co niestety zdarza się dość rzadko. Biorąc pod uwagę ilość i stylistyczny rozstrzał rzeczy, którymi równolegle się zajmuję, czasem czuję, że MUSZĘ poszukać jakiegoś spojrzenia z zewnątrz na to, co robię. Choć oczywiście 95% opinii można z miejsca spuścić do Wisły, gdyż nie zawierają żadnych rzeczowych uwag, tylko mówią "Pe jest chujem", "Pe jest koffany", "Pe skończył się na Kill'em All (albo Senioricie)", "Pih był lepszy", "Pe był lepszy", "Najlepszym bitewnym freestyle'owcem jest O.S.T.R.", "Najlepszym freestyle'owcem W OGÓLE był Magik", "Co to za bit w 2:31?", "Pe jest mistrzem!", "Nie jest - Tetris był lepszy w 2004!", "Właśnie że nie!" i tak dalej. (śmiech) Pomijając to wszystko, pierwszym i najważniejszym wyznacznikiem tego co chcę robić i tak od zawsze, na zawsze i niezmiennie pozostaje moje osobiste poczucie co chcę robić.

Cinq G znowu zmieniło nazwę. Najpierw było Pięć G, ale jak słyszałem, zmieniliście ją, bo już taki zespół istniał. Teraz nazywacie się Senk Że…

Tak, Włodi z Molesty miał 5G zarejestrowane jako znak handlowy. Ehhhh... Powiedzmy, że mam tę opcję za duuuuuuży błąd Radikala, który jest ideowo-organizacyjnym szefem Senk Że. Żal się zagłębiać w tę kwestię, ale cierpimy w związku z nią do dziś, podejrzewam, że Włodi też. A wracając do w/w niefortunnej zbieżności - po pierwsze uznaliśmy, że "nie ma co się kopać z koniem". Po drugie, byłoby skrajnie głupie gdybyśmy wchodzili na pole, które już zostało poprzez kogoś oficjalnie zajęte. Z Włodkiem nie znamy się za dobrze, ale wydaje mi się że utrzymujemy pozytywne stosunki, przynajmniej tak to odbieram zawsze jak na niego wpadam gdzieś na Mokotowie. Cieszę się, że obie strony podeszły wtedy do tego na spokojnie i nie było jakiegoś z dupy konfliktu. Co do samej nazwy - w ciągu 5 lat istnienia zespołu, nazwa Cinq G nie została przez nikogo poprawnie wymówiona. Postanowiliśmy więc ją spolszczyć i zapisywać fonetycznie, bo przecież to jedyna przeszkoda, która stała nam na drodze do Top Trendów, Opola i Sopotu... (śmiech)

Czyli to nie jest tak, że chcecie dać nauczkę piratom, którzy nie mogą w spokoju tagować Waszych płyt, bo za każdym razem nazwa się różni? (śmiech)

(śmiech) Zajebista teoria, aż ją przekażę kolegom, w życiu byśmy na to nie wpadli. (śmiech) Piraci obecnie nie istnieją! Piraci tworzyli nielegalne kopie płyt i na tym zarabiali, ludzi którzy wstawiają albumy do ściągnięcia za friko z netu nazwał bym prędzej "anarchistycznymi bibliotekarzami". Niech robią swoje, aż ten chory, zdominowany przez majorsów system pierdolnie, trzymam kciuki. Dystrybuując płyty w sieci za friko odwalają za darmo kawał marketingowej roboty - pozytywnej i wartościowej, o ile rozpowszechniana płyta jest po prostu dobra. Tylko niech nie przekręcają mojej ksywki czy nazw zespołów. (śmiech) Artyści wypuszczający swoje płyty niezależnie i tak na tym raczej nie stracą...

Dzięki za wywiad, liczę na dobry koncert dzisiaj. Mam nadzieję, że przyjdzie więcej osób, a nie jak wczoraj, gdy było ich stanowczo za mało.

Słuchaj - wczoraj nie graliśmy (śmiech) Dzisiaj gra Masala, więc MUSI być grubo! Wielkie dzięki za wywiad. (modulacja głosu na straszydło z horroru klasy B) Ślij do autoryzacji, bo Cię znajdę i zabiję! (śmiech)

Zdjęcie autorstwa kolejno:
Piotra Biernackiego > www.photoblog.pl/biernacki
Karola Grygoruka
Karoliny Zięby
Marcina "Aparata" Kołodziejaka > www.aparat.digart.pl (2 kolejne zdjęcia)
Piotra Biernackiego > www.photoblog.pl/biernacki
Ewy Redel
Karoliny Zięby (2 kolejne zdjęcia)

34 komentarze:

  1. Dobre w chuj! Respect człowiek! "Duże Pe zawsze spoko" :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszechstronny człowiek pełen zajawki i charyzmy. Tyle ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ach jebać cię Lite, kilka moich pytań, moja teoria jest zajebista, i Pe się nią kolegom pochwali ta ty, kurwa, nawet nie wspomniałeś mojej ksywy. Aż mi się klawiatura umyka ze złości :).

    OdpowiedzUsuń
  4. "Co to za bit w 2:31?" rozjebał.
    Spoko wywiad.

    OdpowiedzUsuń
  5. Magik był najlepszym freestyle'owcem :D Dobry wywiad, długi w chuj.

    OdpowiedzUsuń
  6. po raz kolejny Pe pokazuje, jak bardzo ogarniętym człowiekiem jest. nie tylko w kewstii poglądów na życie, ale na branżę, siebie i świat wokół. ne wiem kiedy on ma czas robić te wszystkie rzeczy, ale ma, i chwała mu za to.

    OdpowiedzUsuń
  7. wiadomo,ze magik najlepszy fristajlowiec ever. szczegolnie od tylu.

    OdpowiedzUsuń
  8. Kiedy on śpi? . . .

    Ja powiem szczerze, że dla mnie ten wywiad nie jest taki strasznie długi, normalny fajny wywiad, a mówi sie ze dlugi bo Polacy przyzwyczaili się do dwoch stron A4 w Gali czy coś.

    No a Pe to człowiek bardzo ogarnięty i nie wiem jak on to robi i bardzo mu zazdroszcze i podziwiam również.

    OdpowiedzUsuń
  9. 43 tysiące znaków, czegoś takiego to jeszcze nie było;P Spoko wywiad, tylko Lite, REDUKUJ kurwa rzeczy zbędne do chuja;P

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo mnie zaskoczył ten fragment, w którym Duże Pe mówi, że wcale nie dba o wizerunek. Otóż artysta - moim zdaniem - o wizerunek dbać powinien. Na osrywanie tej kwestii pozwolić sobie może Stachursky i Norbi. Nie dbać o wizerunek może chałturnik. A nie artysta. Nie chcę, żeby to zabrzmiało tak, że widzę świat tylko w dwóch kolorach, ale ciekaw jestem, jaki obraz Dużego Pe siedzi w głowie samego Dużego Pe? Obraz artysty czy biznesmena?

    Żeby nie było - jako słuchacz nie będę strzelał fochów - tupał nogą, bluzgał we wrzucanych tu i ówdzie trollowych komentarzach, nie będę palił płyt i nie przestanę chodzić na koncerty. Odnoszę po prostu wrażenie, że to, jak Duże Pe skomentował tę całą opcję z Disnejem to nic innego, jak dorabianie piździe uszu. Mógł powiedzieć: "sorry, pojawiła się niezła propozycja, a ja akurat potrzebowałem kasy i tak jakoś wyszło", a chrzani jakieś farmazony o tym, że to nie była łatwa robota, że lepiej, że zrobił to on, a nie ktoś inny, etc. Są po prostu pewne granice żenady i śmieszności, takie momenty, w których każdy "normalny, ogarnięty i stosunkowo zdolny typ" powinien powiedzieć: dość. Koniec. Dalej nie jadę. Duże Pe nie tylko pojechał dalej, ale w dodatku w dosyć niefortunnym miejscu użył przysłowia ze szczekającymi psami. W takim momencie wypada mi tylko spokojnie, acz z niemałym zdziwieniem pokiwać głową.

    OdpowiedzUsuń
  11. Lite nie słuchaj komentarzy wyżej.To, że ten wywiad jest długi to bardzo dobrze.Szczególnie, że Pe mówił cholernie ciekawie więc czytało się bardzo miło.

    OdpowiedzUsuń
  12. Nom, wywiad dobry. Pe pokazał, że jest rozgarniętym typem i ma dużo do powiedzenia. Aż chce się czytać.

    OdpowiedzUsuń
  13. Moim zdaniem, po tym co mówi można już powolić przestawać kojarzyć go z rapem, a szkoda...

    OdpowiedzUsuń
  14. leMur - za cholerę się z Tobą nie zgodzę. O wizerunek MUSI dbać właśnie Norbi czy Stachursky. Oni są 'gwiazdami', elementem kultury masowej który żyje z tego jak odbiera ich tłum. A ja jestem normalnym typem, który sobie żyje po swojemu, ogarnia (heheh) różne biznesy, które pozwalają mu przeżyć, a przy tym spisuje i nagrywa to, co mu chodzi po głowie.

    Nie przymieram głodem, nie musiałem łapać tej opcji z XD. Ale jak jest okazja żeby zarobić sos na czymś co potrafi się zrobić - czemu nie! :) Nie spodziewałem się, że ktokolwiek rozkmini że to ja, bo oryginalnie mój głos miał być w tej reklamówce tylko drugim głosem, wyszło inaczej, chuj. Mówi się trudno, czasu nie cofniesz. Śmieszy mnie tylko, że ludzie nie widzą dyskretnej róznicy między sprzedaniem gdzieś swojej ksywki i fragmentu swojej sztuki a teoretycznie anonimowym wykonaniem zlecenia (vide McDonalds vs Disney). A co do szczekających psów - jeśli bierzesz to do siebie, to szkoda - miałem na myśli nie tych, którzy rzeczowo odnoszą się do kwestii na 'tak', 'nie' albo 'nie wiem', a tych którzy na oślep, bez sensu i bez zastanowienia wylewają wiadra pomyj.

    Pozdrawiam

    Marcin / Duże Pe

    OdpowiedzUsuń
  15. Szczerze, nie widziałem tej reklamówki Piha, ale jemu też nie mam za złe takich rzeczy. Moim zdaniem jak ktoś może zarobić na reklamie, byleby nie na jakiejś tragicznej typu biedronka, czy Ania slamerka, bo poziom jakiś też musi być, to ja zawsze życzę powodzenia. Nie wiem, czemu miałbym być zawistny i wypominać to innym, chyba tylko w naszym rodzimym hip-hopie się tak posądza łatwo o sprzedanie się. Nie wiem czy to zawiść, czy jeszcze coś innego, ale jest to duży minus naszego narodu.

    Dlatego mi tam ryba, że Pih reklamował McDonald'sa, Tede Sprite'a, A Marcin Matuszewski (skoro zlecenie zostało przyjęte nie na Duże Pe) Disney XD (chociaż wolałbym Cartoon Network) jeżeli to jest na poziomie wyższym niż "Hej, jestem miśkiem Doooodyyyyyy". Bo jak jest naprawdę żałosna reklama, to wtedy nie tylko znana osoba w niej grająca powinna się wstydzić. Zwykły pan Stefan z wrocławia, jeśli w takiej grał też powinien się zarumienić.

    OdpowiedzUsuń
  16. leMur - a co do wizerunku, moim zdaniem każdy dba o wizerunek. Przecież wizerunek nie jest jedynie pozytywny. Przecież Marylin Manson, czy Necro też dbają o wizerunek, tylko nieco inny. Dlatego, mimo wszystko uważam, że Pe dba o swój wizerunek, chociaż nieświadomie ;). Bo przez to wszystko ma wizerunek niezależnego rapera, który robi to z zajawki, i nie musi mieć milionów fanów i setki tysięcy sprzedanych płyt, bo dla pieniędzy jak i też spełnienia ma mnóstwo innych zajęć (tak wnioskuję po przeczytaniu, tego co o nich mówił Pe). Według mnie nie ma czegoś takiego jak 100% olanie swoje wizerunku, bo tworzy go się nawet mimowolnie.

    OdpowiedzUsuń
  17. Pe - nie musisz się tłumaczyć. Zarobiłeś uczciwie kasę, więc w czym problem? Nikt normalny nie ma Ci tego za złe. Zawiść, zazdrość, zamiast starać się mieć więcej - tak to podsumuję cytując Sokoła.

    OdpowiedzUsuń
  18. Hah Sokoła lepiej juz nie cytuj, bo on juz nie jest wiarygodny ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. masz rację, kiedyś był wiarygodny, bo mówił o chińskich zupkach, a teraz chodzi na kebaba. Sokół zarobił pieniądze, jak on niby może być teraz wiarygodny?!. Powinien nagrywać teledyski pod mostem i robić MTV Cribs z Kartonowego pudła.

    OdpowiedzUsuń
  20. życie z muzyki, nagrywanie płyt i koncertowanie pod publikę, można nazwać sprzedaniem się. szczególnie jesli kiedys robiło sie całkowicie inny rodzaj muzyki. kazdy inny przypadek to zwykły zarobek, do którego ma prawo każdy. niedługo barany będą się spinały jak szewc z ich okolicy zacznie szyć futra, bo w koncu zdradził swoje obuwnicze ideały i się sprzedał ;)

    OdpowiedzUsuń
  21. Pe człowiekie renesansu kurwa, ile on rzeczy robi, od Freestylu przez Indie-klubową muzykę do analizy taktyk zespołów ekstraklasy, a ile ma do powiedzienia. Wywiad bardzo dobry i chuj, że długi ale to jego zaleta bo rozmówca zachował się profesjonalnie i inteligentnie mówił, na każde pytanie odpowiadał wyczerpująco i ciekawie a nie 2-3 zdaniami z podtekstem "Weź kurwa szybciej się pytaj i spierdalaj bo nie mam czasu na wywiady dla bloga". Wielki szacun dla Dużego Pe choć ten wywiad zmianił troche moje jego postrzeganie jako rapera, freestylowca, nie wiem czy na lepsze.

    OdpowiedzUsuń
  22. hm...
    "Jeśli idzie o hip-hop czy reggae / dancehall nie kręci mnie twórczość 99% krajowych ekip które się do mnie odzywają z zapytaniem o featuring, a jednocześnie nie jestem tak komercyjnie nakręcony, żeby olewając to, czy coś mi się podoba, czy nie, mówić "Nie ma sprawy, przelej mi 500 PLN i się dogram do kawałka albo nagram Ci dubplate"."

    jak sie to ma do zamieszczonej niżej kwestii że nie kręci Dużego Pe to co gra Mezo - ale dogra sie jak ten sie odezwie do niego i kawalek bedzie mu leżał...

    OdpowiedzUsuń
  23. Proste, bo wszystkie kawałki Pe z Mezem były naprawdę dobre.

    OdpowiedzUsuń
  24. Pisanie kursywą w cudzysłowiu jest błędem. Nie żebym sie wymądrzała, ale wiem to z dobrego źródła. pzdr.yoasia

    OdpowiedzUsuń
  25. Yo. Wszyscy czekali długo (ja jeszcze dłużej, bo bez sieci byłem przez 2 tygodnie), ale się opłacało. :) Nie powtarzam się, że dobry wywiad, bo po co. Wiesz to już. ;) Pzodro

    OdpowiedzUsuń
  26. Props dla Pe za wywiad. Zmienił moje podejście do jego osoby. Na plus.

    OdpowiedzUsuń
  27. Wywiad naprawde dobry,Bardzo szanuje Pe jako człowieka, jednak częsciowo ( tylko częściowo) stracił u mnie jako Raper

    OdpowiedzUsuń
  28. Duze Pe jest zajebisty słucham go od dziecka a dokładnie od wieu 3 lat .. xD PzDr dla niego :P

    OdpowiedzUsuń
  29. i tak flinta zjadł bośniak ;P W beefie jak i na wolnym.

    OdpowiedzUsuń