sobota, 25 kwietnia 2009

Kazik Na Żywo w Palladium (22.04.2009)

Początkowo KNŻ w warszawskim Palladium miał zagrać już 16 kwietnia bieżącego roku. Parę dni wcześniej prezydent ogłosił jednak żałobę narodową. Czy było to słuszne, czy nie – o tym już swego czasu pisałem. Kazik potwierdził jednak moje przekonanie, że na taki koncert warto czekać te parę dni dłużej.

W Palladium pojawiłem się koło 19, kiedy na scenie grał jeszcze drugi z supportów, zespół Soulburners, który ogólnie zaprezentował się całkiem w porządku, lecz miał strasznie obciachowego wokalistę – gdy tylko na niego patrzyłem, od razu chciało mi się śmiać. Potem na scenę wkroczył jeszcze Większy Obciach. Bez wątpienia był to najbardziej "lajtowy" występ środowego wieczoru. Takie lekkie, softrockowe granie okraszone jednakże satyrycznymi, często zarazem mocnymi tekstami.

Chwilę po 20 na scenie zaczął instalować się Kazik Na Żywo. Jako pierwszy pojawił się Robert Friedrich. Litza został przywitany przez publiczność wręcz gorączkowo. I nie ma się w sumie co dziwić. Wprawdzie to Staszewski jest postacią nr 1 podczas koncertów KNŻ, lecz przecież to ortodoksyjny katolik w dreadach podkręca atmosferę i rozgrzewa zgromadzonych. Jeszcze większymi oklaskami powitano samego Kazika. Tylko się pojawił i od razu się zaczęło.

Na początek zespół zagrał tradycyjnie "Legendę ludową", dalej były również same hity. Zresztą nic dziwnego, w końcu w koncertowym repertuarze KNŻ ciężko znaleźć słabsze numery. Staszewski – a wraz z nim ja i tysiące innych gardeł – zaśpiewał chociażby "Tatę Dilera", "Kalifornię ponad wszystko", "Artystów", "Nie zrobimy wam nic złego, tylko dajcie nam jego", "Świadomość", "Łysy jedzie do Moskwy", "W południe", "Nie ma litości", "Las Maquinas de la Muerte" czy "Konsumenta". Ciekawie wykonano cover "Krzesła Łaski" Nicka Cave’a. Zgodnie z tytułem Kazik cały utwór przesiedział na krześle. Ogromnie zaskoczył mnie gościnny występ Maleo, który wlazł na scenę w czasie grania "I’m on the top". Wyglądający z daleka jak brat bliźniak Roberta Friedricha wokalista reggae odśpiewał swoje i sobie poszedł.

Na bisy KNŻ moim zdaniem nie zostawił wcale najlepszych utworów. Pewną niespodzianką była "Ballada o kobiecie żołnierza", której się szczerze mówiąc w ogóle się nie spodziewałem. Co jeszcze Staszewski zaśpiewał na pożegnanie? Wstyd to przyznać, ale dokładnie nie pamiętam. Na pewno po raz drugi usłyszeliśmy "Legendę ludową" oraz kończącego koncert "Tatę Dilera" w wersji kilkunastominutowej. Swoją drogą brakowało mi kilku piosenek - mam tu na myśli przede wszystkim "100000000", "Spalaj się" i "Pierdolę Pera".

Warto było spędzić w Warszawie mniej czasu niż trwała podróż w jedną i drugą stronę do stolicy. Kazik Na Żywo zagrał fenomenalnie. Śpiewałem niemal wszystko, skakałem przy wielu piosenkach, przy paru największych hitach pozwoliłem sobie nawet wejść w pogo, co normą raczej u mnie nie jest. Pod sceną było gorąco – pod tym względem dobrze, że KNŻ nie grał 3 godzin, do których przyzwyczaiła mnie inna formacja Staszewskiego, Kult. Ile bym dał, aby na taki koncert pójść jeszcze raz. No cóż, może kiedyś. Póki co, muszą wystarczyć niesamowite wspomnienia.

Zdjęcia wykonał Artur Rawicz, opublikował je na swoim blogu.

poniedziałek, 20 kwietnia 2009

WhiteHouse - Poeci

Czasem mówi się o raperach jako o współczesnych poetach. Prawdę mówiąc niewielu jest jednak zawodników, którzy na takie nazewnictwo zasługują. Naprawdę rzadko dzieje się jednak tak, żeby MC's brali na warsztat wiersze prawdziwych poetów. W historii polskiego rapu kojarzę jedynie "Stepy Akermańskie" Mickiewicza w wykonaniu Eldoki. Dzisiaj jednak sytuacja ta uległa zmianie. Duet producencki WhiteHouse, czyli Magiera i Laska zaprosił na swój najnowszy album - podobnie jak w przypadku trzech "Kodexów" - istną śmietankę krajowej sceny. Tym razem jednak nawinęli oni nie autorskie zwrotki, a po swojemu zinterpretowali utwory największych wieszczy narodowych.

Polscy raperzy pod lupę wzięli twórczóść m.in. Juliana Tuwima, Stanisława Wyspiańskiego, Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego oraz Jana Lechonia. Rodzynkiem jest tu na pewno "Pijak" Jacka Kaczmarskiego, który przecież przez autora nie został tylko napisany, ale również - ma się rozumieć - zaśpiewany. Warto jeszcze nadmienić, że Ostry, jako jedyny, postanowił nie podpierać się cudzymi tekstami i sam sporządził sobie utwór. Wprawdzie od razu czuć, że nie jest to żaden wiersz, to jednak jakimś cudem pasuje on do reszty albumu. Zresztą lirycznie "Ballada o Jaromirze Jagrze" stoi na naprawdę niezłym poziomie.

Interpretacja poszczególnych dzieł polskich wieszczów pokazuje, że pewna grupa scenowych wyjadaczy potrafi przeistoczyć się w znakomitych raperów, gdy tylko posiłkują się czymś znacznie bardziej uduchowionym, niż tworzone przez nich na co dzień linijki. Najbardziej zaimponował mi Peja - od razu słychać, że w "Pijaku" Kaczmarskiego znakomicie się odnalazł. Nawinął w taki sposób, że zadziwił nawet swoich fanów. Mnie zaskoczył jeszcze Gural - "Mochnackiego" Jana Lechonia zinterpretował naprawdę fajnie. Pokazał, że potrafi stylowo rapować nie tylko swoje puste braggadocio. Nigdy bym nie pomyślał, że obu panów z Poznania będę słuchał z przyjemnością. A tu proszę, niespodzianka.

Świetnie zaprezentował się też Numer Raz. "Świat Zepsuty" Ignacego Krasickiego zinterpretował po swojemu. Członek Warszafskiego Deszczu na potrzeby tego wierszu nie porzucił swojego stylu - luz bije od niego wręcz na kilometr. Typowo dla siebie popłynął też Pih, który wykonał erotyk "Lubię kiedy kobieta" Kazimierza Przerwa-Tetmajera. Swoją drogą doskonale - co najmniej moim zdaniem - pasuje on do osoby białostockiego rapera. Podobnie zresztą jak "Reduta Ordona" Mickiewicza do Trzeciego Wymiaru. Skład ten też muszę pochwalić. Swoją drogą, aż w to nie wierzę, przecież to on wypuścił chałę w postaci komercyjnego gniota "Dla mnie masz stajla". Co ciekawe, najbliższą recytacji interpretację zaproponował Sokół. Jego wykonanie "Nikt nad grobem mi nie płaczę" Stanisława Wyspiańskiego spokojnie mógłby zamałpować uczeń przed nauczycielką polskiego. Nie no, chyba trochę jednak przesadzam.

Nie można jednak powiedzieć, że wszystkim raperom do końca wyszło. "Lokomotywa" w wykonaniu Lilu nie spełniła moich oczekiwań. Wydaję mi się, że łodzianka może nie mieć po prostu aż tak wysokich umiejętności, aby nawinąć ten dynamiczny wiersz w taki sposób, jak jak to widziałem. Tutaj potrzebny byłby Mes, Ostry, ewentualnie Pezet, czyli MC's, dla których nie jest żadnym problemem nagła zmiana tempa swojego rapowania. Zawiódł mnie też Łona. Mieszkaniec Szczecina wykonał "Młodzieżowy zaciąg" Ryszarda Daneckiego bez żadnej ikry. Tak jakby odbębnił swoje i tyle.

"Poeci" to również doskonała robota duetu producenckiego WhiteHouse. Magiera z Laską skomponowali 14 naprawdę dobrych bitów. Część z nich jest bardziej spokojna i melancholijna od tych prezentowanych na wszystkich trzech "Kodexach". Jednocześnie nie odnajdziemy tu tego samego Magierskiego co rok temu na "Oddycham Smogiem" Tymona. Stary styl WhiteHouse wciąż odczuwamy, lecz równocześnie odnoszę lekkie wrażenie, że jest to już coś nieco innego. Może nie rewolucja, ale ewolucja na pewno.

Pochwalić trzeba przede wszystkim sam - nie ma co ukrywać - niezwykle odważny pomysł. Przy słabej promocji album się pewnie za bardzo nie sprzeda. "Poeci" pokazują jednak, że nawet polskim raperom wiersze nie są obce. Wśród zaproszonych gości ewidentnie brakuje Eldo, choć w momencie, gdy nawet Peja i Gural potrafią zachwycić, w gruncie rzeczy się tego nie zauważa. Niby nie powinna to być płyta przebojowa, lecz moim zdaniem zarówno "Pijak", jak i całkiem odmienny stylistycznie "Świat Zepsuty" mogą do miana potencjalnych hitów aspirować. Nie jest to album-rewelacja, nie wszyscy raperzy się przecież spisali na medal. Niemniej, wysoka ocena się po prostu należy. "Poetów" polecam sprawdzić, w końcu to jeden z ciekawszych, tegorocznych projektów.

Ocena: 8/10

niedziela, 12 kwietnia 2009

"Realizuję wewnętrzną, egoistyczną potrzebę ekspresji" - wywiad z Nieukiem (AlboAlbo)

Lite: Chociaż standardowe, początkowe pytanie o muzyczną przeszłość byłoby może w Twoim przypadku ciekawe, to zaczniemy trochę inaczej, bo od ksywki, którą nosisz. Skąd się ona wzięła? Biorąc pod uwagę treść Twoich utworów, typowym nieukiem raczej nie byłeś…

Nieuk (AlboAlbo): A co w moich utworach konkretnie masz na myśli?

Przede wszystkim szczerość i umiejętność jej przekazania. "Biały Kruk Czy Czarne Owce?" to jedna z najbardziej szczerych płyt z polskiego rapu jakie znam. Naprawdę jesteś taki szczery?

Zaraz, zaraz, czyli, że niby "typowy nieuk" nie może być szczery?

"Typowy nieuk" nie potrafiłby dobrać tak słów jak Ty.

Ale w pierwszym pytaniu stwierdziłeś, że "typowym nieukiem" raczej nie jestem biorąc pod uwagę treść moich utworów, natomiast dobór słów to raczej forma niż treść, więc jak to jest?

Tu mnie masz, chodziło mi o formę.

No właśnie. (śmiech) Ale wracając do Twojego pytania - co do "typowego nieuka" - po pierwsze chyba nigdy nie byłem człowiekiem "typowym" i to w zasadzie niezależnie od sfery owej typowości. Od dziecka moje pojmowanie rzeczywistości często różniło się od percepcji ludzi w moim otoczeniu, może jestem lekko autystyczny, nie wiem (śmiech). Po drugie to nie wiem jakie kryterium nieuctwa mielibyśmy przyjąć. Jeśli chodzi o ilość nieusprawiedliwionych nieobecności, to w liceum zawsze byłem liderem pod tym względem i miałem z tego powodu najniższe możliwe zachowanie, jakie można było mieć - najpierw naganne, potem naganne zlikwidowali i miałem nieodpowiednie (śmiech).

Dlaczego Nieuk? Ogólnie chodzi o mój stosunek do zorganizowanych procesów edukacyjnych zwanych szkołą - jakoś chyba zawsze miałem przeświadczenie, że duża część wiedzy oferowanej tam jest mi albo całkowicie zbędna i nigdy mi się nie przyda, albo można by ją opanować w dużo ciekawszy sposób i od najmłodszych lat sam starałem się mieć wpływ na proponowaną mi ofertę edukacyjną. Polski system szkolnictwa nie był w tamtym czasie na taką ewentualność przygotowany, więc siłą rzeczy musiałem stać się czarną owcą. Ponadto chciałem mieć ksywkę, która będzie słowem typowo polskim, żeby mi się nie zdublowała z kimś z zagranicy, kto może nie mieć pojęcia o moim istnieniu - miałem przeświadczenie, że jeżeli ktokolwiek wybierze sobie taką ksywkę w Polsce, to dowiedziawszy się o moim istnieniu będzie musiał ją zmienić, bo "ja byłem tu wcześniej" i "jestem lepszy". (śmiech) Z resztą obecnie przy mojej starej ksywce pojawiło się nieodzowne "AlboAlbo w nawiasie", czyli moja pełna ksywka to teraz Nieuk (AlboAlbo).

No a jak to jest z tą szczerością?

Wiesz co? Bisz nawinął taki wers na BiszOerKay: "Szczerość w rapie, to jak przeciąć gałąź siedząc na niej". Czuję, że to o nim, o mnie, i o paru innych ludziach, którzy w swoich kawałkach "wylewają siebie". Rap to dla mnie przede wszystkim sposób wyrażenia swoich emocji, czasem także myśli, ale częściej chodzi o emocje. Wypracowałem sobie jakąś umiejętność wylewania ich w tekstach, rozwiniętą do tego stopnia, że chyba łatwiej mi wyrazić emocje w tekście rapowym, niż wypowiedzieć je tak po prostu, czy okazać je niewerbalnie. Nosi to znamiona ekshibicjonizmu mentalnego i czasem wychodząc ze swoją twórczością do ludzi czuję się nieco dziwnie, taki "obnażony", ale w trakcie procesu twórczego staram się nie pamiętać o potencjalnych odbiorcach i o tym, że ktoś może usłyszeć o mnie "za dużo", tylko realizuję swoją wewnętrzną, egoistyczną potrzebę ekspresji, toteż pierdolę autocenzurę.

Z resztą na NIEUKubeu, czyli jedynej płycie, którą dotychczas wydałem ten wiwisekcyjny "ego-trip" nie jest jeszcze tak bardzo rozwinięty jak na tych, które dopiero zamierzam wydać. Mam trochę poczucie, że moje wnętrze jest w pewien sposób brzydkie, trudne, brudne, gnijące wręcz, a wyrzucanie tego na zewnątrz daje mi jakieś tam ukojenie i uporządkowanie... W sumie to też jest tak, że piszę teksty trochę niejednoznacznie, tak, że treść w nich zawarta często jest wypowiedziana nie wprost, a to co mówię stwarza słuchaczowi różne możliwości interpretacyjne - to z kolei ma chyba mi dawać jakieś poczucie bezpieczeństwa, że nawet jak się wylewam i obnażam mentalnie, to żeby ktoś to zrozumiał musi się wykazać pewnym poziomem wrażliwości i wnikliwości. Ale czy to o to chodziło w Twoim pytaniu?

Prawdę mówiąc, wyprzedziłeś przy okazji kilka moich następnych pytań. Właściwie to potwierdziłeś swoje słowa z utworu "Kłamca, kłamca": "Bo w rapie nie wystarczy tylko dobrze nawinąć / Bo w rapie liczy się jeszcze prawdziwość". Naprawdę uważasz, że w rapie liczy się autentyzm? Wkurza Cię, gdy niektórzy MC's nawijają niestworzone historie?

Wers z "Kłamca, kłamca", tak w ogóle jest followupem, tylko pewnie mało kto o tym wie. Wiesz co? Chyba mnie nawijanie "niestworzonych historii" nie wkurza, bo jak mi się nie podoba jakiś rap, to go nie słucham. Ale z drugiej strony to może jednak wkurza, bo mnie wkurza prawie wszystko, jestem typem aspołecznego frustrata, który pod nosem narzeka na wszystko i wszystkich, więc sam do końca nie wiem co Ci odpowiedzieć. Cenię autentyzm, lubię rap merytoryczny, z resztą nie tylko rap - ogólnie lubię, gdy poeta, muzyk, pisarz, czy inny twórca ma coś do powiedzenia, gdy nie są to tylko slogany, które powtarzają wszyscy, tudzież część populacji, tylko coś bardziej osobistego. To nie muszą być emocje, ale np. poglądy społeczno-polityczne czy obserwacje, ale te bardziej złożone niż "chłopak był biedny i kradł, złapali go, więc jebać policję" czy "panna, która się puszcza to dziwka". Emil Blef stwierdził, że "mówi prawdę nawet gdy kłamie" i jakoś to tak jest, że autentyczność to niekoniecznie stuprocentowa, naturalistyczna szczerość, o pewnych rzeczach nie trzeba mówić wprost, z własnego punktu widzenia, a na pewne pytania nie trzeba dawać odpowiedzi. Widziałeś taki film "Miasto gniewu"?

Nie, nie widziałem. Dlaczego pytasz?

No to obejrzyj, oryginalny tytuł to "Crash". Abstrahując od tego, że gra tam Sandra Bullock, która jest całkiem ruchalną niunią i miło na nią popatrzeć, to film ten jest świetnym przykładem tego, jak można opowiedzieć historię bez wbijania odbiorcy do głowy co ma być puentą, gdzie widz może sam sobie film zinterpretować, określić o czym on był i jakie treści niósł. Dla mnie jest on o tym, że nikt (i nic) nie jest jednoznacznie czarne czy białe, że istnieją odcienie szarości, każdy ma sfery ciemniejsze i jaśniejsze, zło i dobro. I odnosząc to do muzyki - chciałbym słuchać rapu, który ma narrację podobną do owego filmu, rapu, który ujmuje złożoność i niejednoznaczność jednostki ludzkiej, takiego rapu, że wiem, że MC nie boi się łamać schematów, albo jeszcze lepiej, że się boi, ale i tak je łamie. Mam wrażenie, że mało kto jest w stanie obnażyć się w rapie ze swoimi kompleksami czy słabościami, a przecież nikt nie jest Supermanem, nie?

Kontynuując temat autentyczności, mógłbym przytoczyć słowa rzucone w "Zbiera się ropień". "Wolę chamem być niż nie być sobą" - naprawdę lepiej być niesympatycznym człowiekiem niż owcą w ciele wilka?

Nie wiem czy lepiej, nie stwierdzam że lepiej. Mówię o tym co ja wolę, a każdy może sobie wybrać co woli on (tudzież ona). Osobiście nawet jeśli czasem zdarza mi się nagiąć do norm, oczekiwań etc. (a myślę, że każdemu się zdarza, nawet największym nonkonformistom), to zwykle odczuwam wtedy dyskomfort, toteż staram się unikać takich sytuacji. Jest takie powiedzenie, "sukces mierz ilością swoich wrogów" - dla mnie podstawową ambicją, a co za tym idzie w dużej mierze wyznacznikiem sukcesu jest owo enigmatyczne "bycie sobą", a że jestem osobą zdaje się dość nieszablonową, to w moim przypadku bycie sobą może mi przysporzyć wielu wrogów. Wiesz, też nie chodzi o to, żeby być prowokatorem-samobójcą i np. wbijać w różowej koszulce z napisem "jestem gejem" do siedziby Młodzieży Wszechpolskiej, ale żeby w określonej sytuacji, gdy na szale zostaje rzucona lojalność wobec siebie albo uniknięcie jakichś sankcji społecznych związanych z byciem w opozycji do tłumu, mieć odwagę wybrać jednak tę lojalność.

Można więc powiedzieć, że pozostając sobą spełniasz "Nadzieje złudne, by nie iść za tłumem", o których wspominałeś we wspominanym już utworze "Kłamca, kłamca"? Spróbowałeś i Ci się najwyraźniej udało.

No tak jak już wspomniałem przed chwilą - raczej to jest ciągłe próbowanie, czasem zakończone powodzeniem, czasem nie. Odwołując się ponownie do Emila Blefa - "życie brudzi wszystkich, nie zostawia nagich". Niejednokrotnie czułem się jak Syzyf, zawodziłem ludzi, których nie chciałem zawieść, no i zawodziłem siebie samego przede wszystkim. Myślę, że cierpię na jakiś rodzaj chorego perfekcjonizmu, ale wszelkie sytuacje, gdy nie starcza mi odwagi czy pracowitości, żeby z czymś się zmierzyć jeszcze długo odbijają się we mnie echem i ciążą mi. Z resztą - tekst do "Kłamca, kłamca" był pisany w 2004 roku, od tego czasu sporo się w moim życiu pozmieniało, a pewne rzeczy które w tamtym czasie wydawały mi się jednoznaczne, okazały się być bardziej złożone, toteż nawet jeśli kiedykolwiek uważałem, że udało mi się stanąć w opozycji do tłumu i całkowicie pierdolić jego wpływy, to dziś muszę stwierdzić, że ta walka nadal trwa i nie zawsze wychodzę z niej zwycięsko. No ale staram się. (śmiech)

"Kłamca, kłamca" to swoją drogą bardzo ciekawy utwór, mój faworyt - obok "Nie wiem" - z albumu "Biały Kruk Czy Czarne Owce". Biorąc pod uwagę słowa "I pomimo, że nagminnie oszukujesz się sam / Uderza mnie fakt, że złości to twej nie wznieca", można wnioskować, że co najmniej ten dwuwers był do kogoś kierowany. Miałeś na myśli kogoś konkretnego, czy może adresowałeś te dwie linijki do każdego słuchacza?

Wers ten był inspirowany konkretną sytuacją, ale nie był kierowany do konkretnej osoby. Konkretniej natomiast odnoszę się w drugiej zwrotce tego kawałka, ale może nie będę zdradzać w czyją stronę są tam słowa. Kto ma wiedzieć, ten wie.

Wspomniałem przed chwilą o kawałku "Nie wiem". Wydaje się być on dość tajemniczy. Miał on jakieś ukryte znaczenie, czy było to zwykłe ogólniki nieinspirowane żadnymi wydarzeniami?

Kawałek "Nie wiem" dotyczy konkretnego wydarzenia, które w pewnym momencie dość mocno namieszało w moim życiu, ale - jak zresztą sporo moich tekstów odnoszących się do konkretnych sytuacji - napisany jest w sposób umożliwiający mniej jednoznaczną interpretację.

A jak to wygląda teraz, identyfikujesz się z rzucanymi przez siebie słowami w tym kawałku, choćby z pojedynczymi wersami?

Jeśli chodzi o wersy dotyczące tamtej konkretnej sytuacji, to została ona rozwiązana - toteż nie mogę powiedzieć, że np. nadal czekam na tamtą rozmowę, bo mam ją już za sobą. Ale ujmując temat szerzej - chyba zawsze się może wydarzyć jakaś sytuacja, nieporozumienie, którego wyjaśnienie wymaga poważnej, trudnej rozmowy, bez której nie będzie się wiedziało na czym się stoi, toteż generalnie tak, nadal utożsamiam się z treścią tego kawałka. Z resztą czwarta zwrotka została dopisana już po tej "rozmowie, która ma wszystko wyjaśnić" i odnosi się do tych, którzy mówili mi, żeby wykładać na to chuj. Ej, właśnie odsłuchalem sobie ten utwór i zorientowałem się, że nawinąłem "Wielu chciało, bym znajomość tą przekreślił", dziś bym nawinął "Wielu chciało, bym znajomość tę przekreślił", więc w sumie nie utożsamiam się już z tym w 100%. (śmiech)

Gdzieś nawijałeś o tym, że nie pijesz. Nadal jesteś abstynentem? Jeśli tak, to dlaczego?

Tak, nadal jestem abstynentem. W pewnym momencie, na jednym z melanży doszedłem do pewnych wniosków, między innymi takiego, że trzeźwość jest dla mnie wartością i że chcę doświadczać świata w sposób czysty, nie modyfikowany przez jakiekolwiek substancje zmieniające świadomość - i podjąłem decyzję o abstynencji.

W jednym z nowszych utworów nawinąłeś, że jesteś traktowany przez matkę jak własność. Nadal tak jest? Może usamodzielniłeś się?

Po pierwsze to nie przez matkę, tylko przez babkę. Po drugie, to nie tyle, że jestem tak traktowany, tylko że ona ma zapędy, by mnie tak traktować - oddzielną kwestią jest natomiast to, czy ja się na to godzę i pozwalam na takie traktowanie - a nie zamierzam się na to godzić. Co do pełnej samodzielności, to póki co nie dysponuję własnym kwadratem, a moja obecna sytuacja materialna nie pozwala na wynajęcie mieszkania w Warszawie, toteż mieszkam z rodziną, ale dążę do tego, by ten stan rzeczy zmienić. Przy okazji zapraszam organizatorów koncertów do angażowania nas, potrzebuję hajsu, a STREETWORKERZ daje dobre show. (śmiech)

No to jak już to wywołałeś... Jak wiadomo, pracujesz obecnie w ramach projektu STREETWORKERZ. Mógłbyś szerzej opowiedzieć nt. zbliżającego materiału? Kiedy będziemy mogli usłyszeć "Street Art"? Dużo roboty jeszcze przed Tobą i Zaginionebity?

Płyta jest w drodze, teoretycznie możliwe jest, że ukaże się już w maju, ale wiadomo jak to bywa w polskiej rapgrze - tylko Asfalt się wywiązuje z podawanych przez siebie terminów, a i tak nie zawsze. (śmiech) Materiał realizujemy u Flamastra w studio BAZA, gdzie powstał m.in. ostatni album grupy Grammatik. Flamaster będzie odpowiedzialny za mix i mastering. Głównym producentem jest Pan Ed (AlboAlbo), ale będzie można usłyszeć też coś od Kosy (także AlboAlbo), który niedawno wydał kolejną epkę z Biszem. Ten z kolei pojawi się gościnnie w jednym kawałku. Ponadto na albumie ma być jeszcze kilku ciekawych gości, ale póki nie mam ich wokali na dysku, to wolę nie zdradzać kto miałby to być. Wiemy już natomiast, że na 99% nie da rady dograć się Eleha z grupy Nietakt - raper może mało znany, ale moim zdaniem mega stylowy. Niestety jest obecnie zbyt pochłonięty finalizowaniem pracy magisterskiej, żeby zajmować się czymkolwiek innym, ale jestem przekonany, że jeszcze niejednokrotnie coś wspólnie zrobimy. Co do samego wydania materiału, to "Street Art" na pewno ukaże się na fizycznym nośniku, może po wyczerpaniu nakładu także w wersji internetowej, ale niekoniecznie.

Zaginionebity nie jest postacią wielce rozpoznawaną na polskiej scenie undergroundowej. Mógłbyś przybliżyć nieco jego sylwetkę?

Z Marcinem (Zaginionebity) poznałem się kilka lat temu przez kumpla z Freestyle Palace - Gołego. Nagrywał wtedy z moimi ziomami z ekipy - m.in. Flintem, Skajsdelimitem, Gołym czy Klasiikiem. W zasadzie od początku dobrze się z nim dogadywałem i cały czas stawał mi się coraz bliższym człowiekiem, a że w ciągu jakichś 2-3 lat poczynił bardzo duży progres w rapie, to w pewnym momencie zaproponowałem mu wspólny projekt - tak powstało STREETWORKERZ. Zaginiony równolegle pracuje nad projektem Zaginionebity/Skajsdelimit, z resztą pod tym szyldem zakwalifikowali się do finałowej piątki prestiżowego konkursu Coke Live Fresh Noise, co nie udało się wcześniej żadnemu rapowemu twórcy, toteż niebawem może być o nich głośno.

fot. Magda
Ostatnio było trochę szumu wokół utworu "Jestem wolny, jestem szybki" nagranym wraz z Polską Dyplomacją. Wzbudził on spore kontrowersje. Nie obawiałeś się reakcji słuchaczy, a zwłaszcza fanów szczerego, ambitnego rapu z "BKCCO"? Nikt się nie spodziewał po Tobie tak bezpośredniego tracku…

Ale co, miałem obawiać się, że jakiś słuchacz mnie zastrzeli jak Lennona?

(śmiech) Raczej tego, że słuchacze od Ciebie odejdą.

Nie no, zasadniczo to tak: po pierwsze ten track jest trochę jakimś tam żartem - tzn. moje zwrotki są pisane szczerze i na poważnie, ale cała konwencja kawałka jest raczej luźna i żartobliwa. Po drugie to jakoś niespecjalnie mnie obchodzi co pomyślą o mnie słuchacze, tworzę ze swojej egoistycznej potrzeby ekspresji twórczej, dla siebie, a nie dla kogoś. Natomiast jeśli chodzi o treść kawałka "Jestem wolny, jestem szybki", to myślę, że merytorycznie przewyższa on kawałki z "BKCCO?", ponadto wyraża mój, być może niepopularny, pogląd na temat wolności seksualnej. Otóż jakoś tam sprzeciwiam się kulturze patriarchalnej i "kultowi czystości". Zresztą - sama etymologia słowa "czystość" wskazuje na konotacje z higieną, tzn. wyobrażam sobie to tak, że w czasach, gdy "kult czystości" się wykształcał, czyli pewnie gdzieś tam w średniowieczu, wstrzemięźliwość seksualna była jedynym sposobem na uniknięcie śmiertelnych wówczas chorób wenerycznych. Jak wiadomo głównym organizatorem życia społecznego był wtedy kościół - ludzie nie umieli czytać i pisać, wierzyli w zabobony, etc, więc to kler narzucał pewne rytuały czy normy mające na celu utrzymanie porządku, takie jak np. post. Myślę, że zaistnienie "kultu czystości" było skutkiem działań kościelnych, którym łatwiej było wpłynąć na ludzi mówiąc, że to jest złe, niż mówiąc, że to jest niezdrowe. A że dla uzyskania wiarygodności kościół dodawał do takich zabiegów mających na celu normalizowanie życia społecznego "podkładkę" duchową, to mogą one funkcjonować do dziś, bezrefleksyjnie przyjmowane przez całe rzesze ludzi.

Uważam, że życie seksualne każdego człowieka jest jego kwestią osobistą i innym nic do tego ilu osoba X miała partnerów seksualnych w ciągu ostatniego tygodnia, jakiej byli płci etc. Zresztą - przypiąć łatkę "dziwka" i potępić jest łatwo, natomiast powody takiego a nie innego trybu życia mogą być różne, oceniających pochopnie odsyłam chociażby do zwrotki Bisza z kawałka BiszOerKay "Gwiazda". Skutkiem tego, że zachowania takie jak częste zmiany partnerów seksualnych (zwłaszcza przez kobiety) są sankcjonowane społecznie, jest zjawisko, które mi się nie podoba i osobiście mnie dotyka - mianowicie, że niektóre kobiety w pewnych sytuacjach rezygnują z realizacji swoich potrzeb seksualnych z obawy przed sankcjami społecznymi. A dla mnie naprawdę ważniejsze jest to, co kobieta ma w głowie i jak wygląda, niż to ilu miała przede mną partnerów seksualnych. Z doświadczenia zaś wiem, że kobieta, która rucha się ze mną, mimo, że poznała mnie 2 godziny wcześniej może się potem okazać mądrą i naprawdę bardzo wartościową osobą. Myślę, że dużo istotniejsze jest w takiej sytuacji pytanie "Dlaczego ona to robi?" niż "Czy ona to robi?". A tak swoją drogą - kontrowersja bywa dobrym punktem wyjścia do wywołania fermentu intelektualnego.

Składasz na wolno? Masz jakiegoś swojego ulubionego freestyle’owca?

Wiesz, byłem (a może i nadal jestem - bo w sumie to sam nie wiem czy ta ekipa jeszcze istnieje) członkiem Freestyle Palace, czyli najlepszej ekipy fristajlowej w Polsce, więc samo przez się się rozumie, że fristajluję. Natomiast cytując jeden z moich niewydanych tracków "na fristajlu nigdy nie byłem królem strzelców", nie wyszkoliłem się na maszynkę do panczy, raczej mogę sobie pofristajlować w cypherze albo na koncercie, ale nie nadaję się do bitew. Z resztą - mam już przesyt polskiego fristajlu, nasłuchałem się tego tyle, i tak wysoko stawiam poprzeczkę jako odbiorca, że ciężko mnie czymkolwiek pozytywnie zaskoczyć na wolno. Może czasem się jeszcze udaje Muflonowi, sporadycznie może paru innym osobom, ale coraz rzadziej.

Jak pewnie niektórzy wiedzą, jesteś współprowadzącym audycji "Odwrócony Leming" nadawanej na wirtualnych falach Radia Aktywnego. Lubisz to, co robisz? Jakie są Twoje odczucia po ponad 50 wydaniach "Odwróconego Leminga"?

Tak, lubię. Jest to dla mnie jakaś alternatywa wobec rapu - po pierwsze mam przeświadczenie, że niewielu jest w Polsce dobrych dziennikarzy hip-hopowych, więc ktoś musi wypełniać tę lukę. Po drugie to przypuszczam, że łatwiej mi będzie w przyszłości znaleźć utrzymanie jako dziennikarz, niż jako twórca, toteż można powiedzieć, że jest to trochę plan B, jeśli chodzi o drogę do utrzymywania się z uprawiania hobby. Przy okazji apel do potencjalnych pracodawców: jeśli szukasz kogoś, kto za dobre pieniądze poprowadzi w Twoim radio dobrą audycję autorską, to dawaj znać.

Jak audycja wpływa na Twoje postrzeganie siebie jako artysty i czy cokolwiek zmienia, oprócz oczywistych możliwości jakie daje, poprzez nawiązanie nowych znajomości.

Chyba nie mam poczucia, że coś zmienia. Zresztą - nawet z tymi znajomościami to nie bardzo tak, bo raczej wykorzystuję swoje znajomości zdobyte jako raper przy tworzeniu audycji niż odwrotnie.

Czyli zapraszacie głównie znajomych? A może też ludzi, których muzyką się jaracie albo też macie jakiś inny klucz wynajdowania gości?

Zapraszamy głównie znajomych, których działalność twórczą cenimy. Przynajmniej dotychczas tak było - nie przypominam sobie, żebyśmy gościli w audycji kogoś, kogo wcześniej nie znaliśmy.

Słuchasz innych audycji hip-hopowych?

Czasem słucham "HipHopery" w Radio Białystok prowadzonej przez Roballa i EsDwa, zdarzało mi się słuchać audycji Grafa - obecnie w Radio Rewers, a wcześniej 313, czasami także słucham audycji Procenta w Radio Kampus. W zasadzie to też nie tylko dobre audycje, ale zarazem audycje znajomych, więc pewnie również ma to wpływ na fakt, że ich słucham. Ponadto wiele lat temu słuchałem w dawnej Radiostacji audycji Druha Sławka "Raptime", i innych typu "600Volt gra, Tytus nawija", "Polfader" czyli Mario i Deszczu, etc., w Radio Jazz czasem Lexusa, w Bisie "Tej Audycji" Dużego Pe ze Spoxem, natomiast w Trójce "Czarnego Piątku" Hirka Wrony.

Jakiś czas temu zadałeś pytanie Młodziakowi na wirtualnych falach radiowych, ile by się zgodził zmienić "pod wydawcę", by móc żyć z muzyki. Więc to samo pytanie, tym razem do Ciebie. Nadal aktualne są Twoje słowa: "Nie jestem pacjent, który goni za hajsem"?

Szczerze mówiąc - nie wiem. Kiedyś wydawało mi się, że nie ma takiej opcji w ogóle, teraz wiem, że gdybym dostał taką ofertę finansową, że za jednorazowe "skurwienie się" twórcze mógłbym być ustawiony do końca życia, to bym ją co najmniej rozważył. Sporo by zależało od perspektyw zarobkowych nie wymagających sprzedawania się, jeśliby takowe były, to na pewno dużo łatwiej byłoby mi odrzucić intratną ofertę niezgodną z moją wizją twórczą. Zasadniczo to marzę o tym, żeby mieć taką sytuację materialną, aby takie dylematy nie były dla mnie żadnymi dylematami - a myślę, że naprawdę nie potrzebuję specjalnie dużo, nie jestem typem materialisty - i w tym sensie nadal "nie jestem pacjent, który goni za hajsem". Hajs jest środkiem, nie celem. Na marginesie dodam, że jestem dużo bardziej skłonny do kompromisów na płaszczyźnie wydawniczej, niż na płaszczyźnie twórczej.

Jak oceniasz polską scenę hip-hopową? Co Ci się w ostatnim czasie spodobało? Masz jakichś ulubionych raperów? Z którymi z nich chciałbyś nagrać wspólny numer?

Po pierwsze, to niekoniecznie idzie w parze moje uznanie dla danego twórcy i chęć nagrania z nim. Numerem jeden wśród polskich MC's jest dla mnie bezkonkurencyjnie Afrojax - i nie ukrywam, że gdybym go poznał, to pewnie chciałbym coś z nim kiedyś nagrać, ale już np. Łona, będący jednym z niewielu polskich raperów, którzy są w stanie mnie naprawdę pozytywnie zaskoczyć, raczej nie jest typem, o kawałku z którym marzę. Od dawna chodzi mi po głowie taka myśl, że chciałbym mieć track z Włodim - to jeden z moich ulubionych polskich raperów, myślę, że robiąc z nim numer mógłbym się jarać jak dzieciak. Podobnie, chociaż może trochę mniej, mam z Dizkretem. Reszta ludzi, z którymi chciałbym nagrać to raczej znajomi, więc jeśli jeszcze do wspólnego kawałka nie doszło, to pewnie dojdzie prędzej czy później - Bisz, W.E.N.A. (moim zdaniem autor najlepszej polskiej rapowej płyty w 2007 roku), Eleha z Nietaktów, Pogz, Zaginionebity...

Gdzie można będzie Ciebie usłyszeć w najbliższym czasie? O "Street Art" już wiemy, jakieś featuringi, może jakieś koncerty?

Jeśli chodzi o featy, to nie wiem jeszcze, z tego co pamiętam, to miałem coś nagrać z Flintem, Skajdelimitem i Kiddem, Elehą z Nietaktów oraz Oerem, ale trochę te pomysły stanęły w martwym punkcie, toteż nie wiem kiedy i czy będzie można coś takiego usłyszeć. Ponadto jeśli uda mi się dopisać to znajdę się na mixtejpie Klasiika i na płycie Zaginionebity/Skajsdelimit - bardzo chciałbym się tam dograć, bo nie dość, że to moje bliskie ziomy, to ich materiały zapowiadają się całkiem kozacko, ale z weną twórczą bywa u mnie ciężko. Ponadto po wydaniu płyty STREETWORKERZ zamierzam w końcu dokończyć i wydać płytę Praskiego Humoru (ja i Klasiik) oraz płytę solową - obie robię już od paru lat i niewiele z tego wynika, czas najwyższy coś w tym kierunku ruszyć. Co do koncertów, to wiem, że 22 maja mam pojawić się w roli hypemana na koncercie warszawskim Zaginionebity/Skajsdelimit, gdzie wystąpią obok m.in. Fisza z Emade i pozostałych czterech finalistów konkursu Coke Live Fresh Noise. Póki co nic więcej o koncertach mi nie wiadomo, ale czekamy na oferty, toteż organizatorzy, dawajcie znać!

Czego słuchasz w wolnym czasie? Rap zza Oceanu, a może całkowicie odmienne gatunki muzyki?

Na co dzień słucham naprawdę różnych rzeczy, np. teraz leci u mnie mixtape z serii Dj Kicks z Erlendem Oye, track nr 13 z niego, czyli "Poor Leno" Royksopp'ów w remixie Silicone Soul, z wokalem Erlenda - to chyba mój ulubiony utwór do ruchania. (śmiech) Można się spodziewać u mnie naprawdę przeróżnych rzeczy, ostatnio dodałem do tracklisty płyty takie jak Danny! - "And I Love H.E.R.", Bisz-Kosa - "Idąc na żywioł", Kraak & Smaak - "Plastic People" (najlepsza moim zdaniem płyta w 2008), Dysfunkshunal Familiee - "Unreleased Album 1994", Little Dragon - "Little Dragon", Inverse - "So True EP", Silent Poets - "To come", Kero One - "Early Believers", Muchy - "Terroromans" czy Kaskade - "San Francisco Sessions vol. 4", także rozrzut stylistyczny chyba naprawdę spory. Za mój ulubiony utwór muzyczny w ogóle uchodzi Groove Armada - "Lovebox", zaś za ulubiony utwór rapowy Blackstar – "K.O.S. Determination", ale nie wiem czy takie informacje kogokolwiek interesują. (śmiech)

Masz może jeszcze coś do przekazania swoim słuchaczom? Jakieś pozdrowienia?

Jeśli jesteś bogatym organizatorem koncertów, to daj mi zagrać za dobre hajsy, jeśli jesteś bogatym właścicielem dobrej rozgłośni radiowej to zatrudnij mnie za dobre hajsy, jeśli jesteś ładną, ciepłą, zdrową niunią to zaproś mnie do siebie na noc, a jeśli oprócz tego, że jesteś ładna, ciepła i zdrowa masz mocno poukładane we łbie i dobry gust muzyczny to zaproś mnie do siebie na stałe. (śmiech) A tak bardziej serio - kim byś nie był - jeśli wydaje Ci się, że gadam z sensem, to sprawdzaj co się dzieje na stronie www.alboalbo.info i słuchaj co niedzielę od 19 do 21 audycji Odwrócony Leming w RadioAktywne. No i pozdrawiam Patetika, "Blanty Tulić" - dobra epka. (śmiech)

poniedziałek, 6 kwietnia 2009

Nneka w Palladium

Nnekę Egbunę poznałem pod koniec ubiegłego roku, kiedy w moje łapska trafiło "No Longer At Ease", najnowszy album nigeryjskiej wokalistki. Krążek z miejsca doceniłem, aczkolwiek daleko mi do tego, aby nazywać się fanem autorki wielkiego przeboju "Heartbeat". Kiedy jednak usłyszałem, że Nneka wystąpi w Polsce, w tym m.in. w warszawskim Palladium, natychmiast podjąłem decyzje o uczestnictwie w tym koncercie.

4 kwietnia, koło godziny 19:30 byłem już na ulicy Złotej. Klub Palladium bardzo mi się spodobał, choć na początku sprawiał wrażenie toporności - zresztą nic dziwnego, w końcu jeszcze za PRL-u było tam kino.

Koncert miał zacząć się o 20:00, Nneka spóźniła się jednak jakieś 15 minut. Porównując to jednak do niektórych polskich artystów, taki poślizg to żaden poślizg. Szczerze mówiąc nie pamiętam, jakim utworem Egbuna rozpoczęła koncert. Jego początek był jednak dość charakterystyczny - na scenę wyszedł gitarzysta pochodzący z Brazylii i zaczął rozgrzewać publiczność funkową melodią. Wkrótce zaczęli pojawiać się kolejni muzycy grający z Nneką - jamajski keybordzista, kameruński basista-beatboxer oraz niemiecki perkusista, który nawiasem mówiąc pod względem powierzchowności pasował najmniej do reszty zespołu. W muzyce odnalazł się jednak rewelacyjnie, co rusz grając wyśmienite solówki.

W końcu wkroczyła też Nneka. Poznać można było ją nie tylko po głosie, ale również po charakterystycznym afro. Po piosence otwierającej, Nigeryjka zaśpiewała znakomite "Walking" i nawiązała pierwszy kontakt z publicznością. Egbuna okazała się sympatyczną osobą, mającą duże poczucie humoru. Wyraźnie zaznaczyła, że w muzyce liczy się dla niej przede wszystkim przekaz, dlatego przed wykonaniem każdego kolejnego numeru starała się tłumaczyć, co miała na myśli, pisząc do niego tekst.

A co jeszcze Nneka zaśpiewała? Głównie przeboje ze swojej najnowszej płyty. Warto zwrócić tu uwagę na inne niż na krążku aranżacje. Większość piosenek zabrzmiała o wiele ostrzej - główna tu zasługa wszędobylskiej gitary oraz basu. Pod tym względem naprawdę nowe, bardziej rockowe brzmienie zyskał utwór "Suffri" - po prostu rewelacja. Najbardziej spodobał mi się jednak kawałek zagrany na bis, a mianowicie "Focus". Już w wersji studyjnej Nneka pokazuje tam lwi pazur, na koncercie utwór był już prawdziwą bombą. Egbuna potrafi świetnie rapować na żywo, a w akompaniamencie ostrych gitarowych riffów wypada to wręcz genialnie.

Atmosfera w Palladium nie była może tak dobra jak na koncertach chociażby Kultu, publiczność znała właściwie tylko tekst do "Heartbeat", które podobnie jak "Focus" Nneka z zespołem zagrała na bis. Niemal wszyscy reagowali jednak na poczynania nigeryjskiej wokalistki żywiołowo. Nic dziwnego, w końcu zaprezentowała się naprawdę świetnie - nie podejrzewam, aby ktokolwiek żałował wydanych pieniędzy. Tylko Hirek Wrona stał jakiś taki bez życia i energii. On to już chyba widział niejedno i ciężko go zadziwić...