poniedziałek, 27 sierpnia 2007

Games Convention 2007 [1]

Tegoroczne targi Games Convention były o wiele lepsze od tych sprzed 12 miesięcy. Pierwszy raz w Lipsku pojawiło się PS3 i Wii, a co z tym idzie liczba prezentowanych gier wzrosła znacząco. Jak pewnie wiecie, w tym roku nie było typowego E3, dzięki czemu lipskie targi zyskały na wartości. Wcześniej nie zdarzało się, aby producenci zapowiadali swoje nowe produkty na samym Games Convention (od tego było właśnie E3). W tym roku oficjalnie anonsowano dwa, naprawdę wielkie tytuły - Empire: Total War oraz Mafię 2. Wszystko powyższe to jednak ogólniki, które można przeczytać w dosłownie każdej relacji z niemieckiej imprezy, więc - nie chcąc się powtarzać - przejdę do subiektywnych wrażeń z poszczególnych gier. Miejcie tylko na uwadze, że na GC 2007 byłem ledwie jeden dzień, przez co nie miałem możliwości dokładnego zapoznania się z każdym, opisywanym tytułem.

Pierwszymi rzeczami, które wpadły w moje ręce, były żyroskopowe kontrolery Nintendo - Wiimote oraz Nunchako. Swoją drogą, zaskoczyła mnie ogromna ilość stacjonarnego sprzętu od Wielkiego N. Pojawiał się on właściwie na każdym kroku, raz na ekranie śmigały Szalone Kórliki z drugiej części Rayman Raving Rabbids, innym razem były to Miiludki z Wii Sports. Wystarczyło jednak zrobić jeszcze jeden krok i już operowaliśmy pilotem oraz gruchą do strzelania bramek i zdobywania punktów w grach sportowych EA Sports. Najfajniejszą grą na Wii była jednak inna gra Electronic Arts, Boogie.

Zabawa jest do bólu prosta. Wiimote służy do rytmicznego wybijania taktu, pomocny okazuje się znajdujący się na ekranie specjalny wskaźnik. Osobiście jednak z niego nie korzystałem - opierałem się wyłącznie na swoim słuchu i poczuciu rytmu. Okazało się, że z oboma tymi "cechami" nie jest tak źle, jak dotąd przypuszczałem. Wybijanie taktu polega na machaniu pilotem we wszystkie możliwe strony. Nie ważne czy kontroler zmierza z góry na dół, czy z lewa na prawo, liczy się tylko i wyłącznie rytmiczne wykonanie tej czynności. Przy pomocy nunchakowej gałki analogowej poruszamy daną postacią po planszy, która została "pocięta" na 9 kwadratów, co nie jest widoczne gołym okiem, lecz ten podział się po prostu czuje. Twórcy zachęcają do przemieszczania się pojawiającymi się co jakiś czas bonusami punktowymi oraz doładowaniem boosta, powoli nabijanym poprzez wybijanie taktu. Większy wynik uzyskamy po jego częściowym napełnieniu, przytrzymaniu spustu i wykonaniu konkretnej, zaprezentowanej na ekranie kombinacji (np. góra, dół, góra, dół lub prawo, lewo, góra, dół). Co jakiś czas, jesteśmy jeszcze zmuszani do operowania przyciskiem [Z] w określonych odstępach czasowych. System byłby wręcz genialny, gdyby gra lepiej wyłapywała wszystkie ruchy kontrolerem.

Doprawdy, nie rozumiem dlaczego Boogie dostaje tak niskie oceny (średnia ocen na Gamerankings ok. 60%). Nie tylko ja bawiłem się świetnie, obserwowałem ludzi - u każdego, po nawet króciutkiej sesji z programem, gościł ogromny uśmiech. Lista utworów nie budzi zastrzeżeń, blisko 30 kawałków to całkiem dobry wynik. Dominuje muzyka popularna, w Boogie pojawiło się m.in. "Baby One More Time" Britni-Fitni, "Get It Started" Black Eyed Peas, "Get The Party Started" Pink i wręcz idealnie nadające się do tego rodzaju zabawy "Y.M.C.A." The Village People. Aha, zanim zapomnę, gra EA umożliwia również śpiewanie do mikrofonu, wyszła całkiem dobra "podróbka" SingStara. Grałem może pół godziny, może 15 minut więcej, w większych dawkach pewnie nie byłoby tak wesoło, ale - gdybym tylko miał Wii - na pewno zainwestowałbym w Boogie.

Nieco później dorwałem się do nowego Ratcheta. Nie było to łatwe, bo każde stanowisko było okupowane przez wielbicieli bohatera oraz dzieciaki, które po prostu kochają wszystko co kolorowe. Spodziewałem się wiele i niestety, nie wszystkie moje oczekiwania zostały spełnione. Przede wszystkim zawiodła trochę grafika. Owszem, jest ładnie. Ba, to najlepiej wyglądający platformer w historii. Wszędzie jednak tak chwalono Tools of Destruction, głównie hype nakręcali redaktorzy Neo+, że czekałem na coś naprawdę niesamowitego. Właściwie, to wszystko jest na swoim miejscu - modele postaci są niezwykle szczegółowe, animacja płynna, tekstury otoczenia w wysokiej rozdzielczości i mimo tego rozczarowanie. Na ekranie dzieje się naprawdę dużo, na pierwszym planie walczymy nawet z kilkunastoma przeciwnikami, równocześnie z oddali atakuje nas seria wybuchów, feeria barw i inne smaczki. Nie zwalnia to jednak Insomniac Games z obowiązku poprawy grafiki, na screenach nowy Ratchet prezentuje się lepiej i mam nadzieję, że do czasu premiery programiści podrasują to i owo.

Co było do przewidzenia, gameplay mnie nie zawiódł. Do dyspozycji graczy przygotowano jeden poziom, prawdopodobnie trochę pocięty. Elementy zręcznościowe są proste do bólu. Wiecie, takie tam przeskakiwanie z rurki na rurkę, bieganie po zawalającym się moście i dużo skoków, fikołków i innych ewolucji. Wbrew pozorom, proste nie oznaczają, że nudne i niefajne. Bawiłem się fantastycznie, o czym może świadczyć to, że chwilę po skończeniu zabawy, przygody Ratcheta załączyłem po raz drugi. Walki również ociekają miodem, niezależnie od tego czy toczymy je w zwarciu, czy może na odległość. Tak genialnych i zarazem tak pokręconych broni ze świecą szukać w innych grach (na myśl przychodzą mi jedynie Wormsy). Bohater może strzelać m.in. pociskami zamieniającymi wrogów w pingwiny (dlaczego akurat one?) oraz kulą dyskotekową, która powoduje, że przeciwnicy przez krótką chwilę stają się nieszkodliwi i całkowicie bezbronni, ponieważ zajmują się... tańcem. Ratchet & Clank: Tools of Destruction zapowiada się genialnie, gdybym tylko miał na koncie te dwa i pół tysiąca, to pewnie PS3 wraz z tą grą wylądowałoby pod moim telewizorem.

Ciąg dalszy nastąpi...

6 komentarzy:

  1. Właśnie w reckach Boogie piszą, że zabawa jest mega przez pół godziny, a potem wkrada się monotonia. Ale to samo pisali przy genialnym w parę osób WarioWare i dlatego im nie wierzę :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Mi szkoda kasy na PS3, ale trzeba namówić Danona, żeby zainwestował :> i wtedy kto wie...może zobaczyłbym
    Ratchet & Clank na własne oczy :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Wtedy danon musiał by otworzyć tzw. Kawiarenkę jak kilka miesięcy temu Arsenal :D.

    OdpowiedzUsuń
  4. a uzytkownikow kawiarenki to wszyscy juz doskonale znaja...

    OdpowiedzUsuń
  5. bardzo sympatyczna relacja ale... gdzie zdjecia z hostessami?

    OdpowiedzUsuń