niedziela, 27 lipca 2008

Reggae nad Wartą - dzień 2 (na szybko)

1. Tak jak przewidywałem, znów było upalnie. Uogólniając już na samym początku - drugi dzień Reggae nad Wartą był gorszy od pierwszego. Zawiodła kondycja, zawiódł line-up. Nie było tragicznie. Nie było źle. Było po prostu jakby mniej fajnie niż dzień wcześniej.

2. Drugi dzień Reggae nad Wartą rozpoczęła nie Etna jak powinno być według programu, a Managga z charyzmatycznym frontmanem i wokalistą Grizzleem (EastWest Rockers). Grali nieźle, choć bez większej ikry. Pod sceną gibałem się początkowo tylko ja i Justyna, później dołączyło do nas parę innych osób. Większej widowni Managga poderwać nie potrafiła.

3. Potem na scenie pojawiła się Etna, czyli jeden z nielicznych zespołów, którego słuchałem trochę więcej przed samym Reggae nad Wartą. Zagrali tak jak się można tego było spodziewać - przeciętna grupa dała przeciętny koncert. Etna zdołała jednak zachęcić większą rzeszę publiczności do wspólnej zabawy, za co bez dwóch zdań należy się szacunek.

4. Występ Bob One & Tumbao Riddim Band sobie odpuściłem. Do gorzowskiego amfiteatru wróciłem już w czasie koncertu Ares & The Tribe, który mi się szczerze mówiąc w ogóle nie podobał. Pachniało mi plastikowym dancehallem i graniem wciąż na jedną nutę, ale może tylko przesadzam.

5. Potem na scenę wszedł radomski skład Jamal (Miód, Frenchman, Łukasz Borowiecki) wspierany przez zespół muzyków oraz Grizzleego. Grupa zagrała przede wszystkim największe przeboje z albumu "Rewolucje" - nie mogło przecież zabraknąć takich hitów jak "Policeman", "Słowo" czy "Kiedyś będzie nas więcej". Zaprezentowano też kilka nowych utworów ze zbliżającej się wielkimi krokami drugiej płyty zespołu. Oczywiście, Miodu i koledzy nie zapomnieli o swoim haśle "sadzić, palić, zalegalizować", którym tak niemiłosiernie zachęcili do zabawy gorzowski amfiteatr również 2 lata temu. Warto dodać, że Jamal porwał tłum jak mało kto na tegorocznym Reggae nad Wartą. Spodziewałem się jednak, że więcej osób przyjdzie na koncert tej formacji. Widocznie bilet okazał się za drogi. Mnie osobiście bardzo się podobało. Można mówić, że Jamal to przecież komercha, że Frenchman nawija strasznie niewyraźnie, że chłopaki dość nachalnie łączą reggae z rapem. Nie można jednak odmówić im jednak tego, iż potrafią zrobić niezłe show i właśnie głównie przez to tak mi się podobało.

6. Drewno From Las oraz gwiazdę wieczoru - Wayne'a McArthura & The Steppa Warriors sobie odpuściłem. Podobnie jak w pierwszy dzień, nie miałem już sił na pogowanie, tańczenie czy też gibanie się w okolicach sceny.

7. Dwie uwagi na koniec:
  1. Jeśli impreza ma przetrwać, to chyba powinna przyciągać większą rzeszę widzów. Jasne, przez te 2 dni przewinęło się przez amfiteatr cała masa ludzi, ale ani razu nie był on wypełniony po brzegi, czego co najmniej kilka razy w swoim życiu byłem już świadkiem. Jeśli bilet z roku na roku ma już drożeć, to niech chociaż line-up będzie coraz lepszy. Na festiwal reggae w Sudetach można zaprosić Groundation i całą śmietankę polskiej sceny, to czemu porównywalnych gwiazd nie ściągnąć w przyszłym roku do Gorzowa?
  2. Pogo podczas Jamala było już - według mnie - przesadzone. Wcześniej również było agresywnie, ale równocześnie ludzie bawili się całkiem dobrze. Na Jamalu uśmiech na ustach miała tylko garstka ludzi, którzy zgotowali całą tą masakrę.
8. No i tradycyjne podziękowania dla:
  1. Justynki, za to samo, o czym pisałem wczoraj (tak przy okazji, Kaji również).
  2. Wszystkich, którzy przybili mi wczoraj piątkę/dziesiątkę (a wydaję mi się, że drugiego dnia było ich znacznie mniej niż pierwszego).
  3. Pjotra, za pomysł z pójściem na kiełbasę. Nigdy bym się nie spodziewał, że pod amfiteatrem będą grillować całkiem dobre jedzenie. To był naprawdę rewelacyjny pomysł.
  4. Jacka i reszty ekipy, za miłe towarzystwo przed samym reggae.
  5. Aśki, za tzw. niusa, po którym Jacek był w szoku. I ja również.
  6. Wszystkich, którzy chwalili moją koszulkę. Tak, lubię się chwalić swoimi koszulkami.
  7. Wszystkich, których nie wymieniłem, a powinienem, lecz w wyniku mojej wrodzonej sklerozy o tym zapomniałem.
Jeśli w sieci pojawią się godne uwagi zdjęcie z Reggae nad Wartą, to wybiorę najciekawsze i je tutaj opublikuję.

3 komentarze:

  1. Toż to koszulka Brudnych Serc była! W dzień drugi nje mjałem zupełnie humoru i ochoty, wjęc nie ujawniłem się w sposób cielesny, że tak to ujmę. ( ;

    OdpowiedzUsuń
  2. "Potem na scenie pojawiła się Etna, czyli jeden z nielicznych zespołów, którego słuchałem trochę więcej przed samym Reggae nad Wartą. Zagrali tak jak się można tego było spodziewać - przeciętna grupa dała przeciętny koncert. Etna zdołała jednak zachęcić większą rzeszę publiczności do wspólnej zabawy, za co bez dwóch zdań należy się szacunek."
    przeciętna grupa-przeciętny koncert??
    co Ty piszesz??
    1.grali jak zawsze wspaniale, słyszałem ich na żywo nie pierwszy raz
    2.grali jako drugi zespół, ludzie dopiero się schodzili
    3.ci, którzy już tam byli, świetnie się bawili
    4.chyba za krótko i za mało uważnie słuchałeś ich wcześniej
    pozdrawiam, Jah Bless U

    OdpowiedzUsuń
  3. 1. To, że grali wspaniale jest tylko Twoją subiektywną opinią, tak samo jak to, iż grali przeciętnie jest tylko moim, prywatnym zdaniem.

    2. Niczego to nie zmienia.

    3. Niczego nie neguję.

    4. A to już argument na poziomie podstawówki.

    OdpowiedzUsuń