sobota, 26 lipca 2008

Reggae nad Wartą - dzień 1 (na szybko)

1. Pogoda dopisała aż za bardzo. Grzało nieziemsko, dziś zapowiada się podobnie. Lepszy jednak upał niż chłód i deszcz.

2. Wielkiego tłumu ludzi w sumie nie było. Parę razy widziałem już pełniejszy amfiteatr. Może dzisiaj Jamal spowoduje, że tłoczno będzie nie tylko pod sceną, ale również na widowni.

3. Creska zagrała tak jak zagrała. Nie żeby tragicznie, mi się po prostu nie spodobało. W porównaniu z resztą wypadli blado, co jest jednak zrozumiałe, w końcu mają dużo mniejsze doświadczenie.

4. Kulturę de Naturę sobie odpuściłem, do amfiteatru wróciłem więc dopiero na koncert zespołu Jafia Namuel. Grali całkiem fajnie, pod sceną było już gorąco. Niektórzy pogowali, niektórzy się bujali. Ogólnie wrażenie bardzo dobre zwłaszcza, że z twórczością tej grupy spotkałem się po raz pierwszy.

5. Potem zaczęło grać Maleo Reggae Rockers, czyli chyba jedna z największych gwiazd Reggae nad Wartą. Szczerze mówiąc nie za bardzo znam piosenki tego zespołu, lecz ponownie - do momentu aż opadłem z sił - bawiłem się znakomicie. No ale jak przed chwilą wspomniałem, tego koncertu nie zdołałem wytrzymać kondycyjnie.

6. Koniec mojego odpoczynku zbiegł się w czasie z początkiem występu zespołu Dubska Division. Jako, że na Reggae nad Wartą przyszedłem nie do końca przygotowany, to nie miałem pojęcia, iż na scenie swoje umiejętności zaprezentują połączone siły polskiego DUBSKA i rosyjskiego Jah Division. Część, w której śpiewano piosenki autorów słynnego "Avokado" można zaliczyć do jak najbardziej udanych. Widownie porwał i zauroczył jednak dopiero Gerbert Morales, syn rosyjskiej arystokratki i kubańskiego partyzanta, który zginął u boku Che Guevary. Od wiecznie uśmiechniętego wokalisty Jah Division biła pozytywna, zarażająca wszystkich wokół, energia. Choć nie rozumiałem większości tekstów, to właśnie koncert Dubska Division uważam za najbardziej udany.

7. Występ Gaddeon Jerubbaal & Inity Dub Mission sobie już darowałem, ze względu na opuszczające mnie siły witalne.

8. Jako, że ten wpis trzeba jakoś zakończyć, postanowiłem niektórym osobom za to i owo podziękować:
  1. Tradycyjnie Justynce, za znakomite towarzystwo (przy okazji dziękuję Kai) i parę innych rzeczy, o których jednak nie będę wspominał, nie dlatego, że się nie nadają do publikacji czy coś, ale z takiego powodu, iż nikt by tego już nie czytał, a ostatnio zacząłem się interesować tym, ile osób wchodzi na tego bloga.
  2. Wszystkim, którzy przybili mi piątkę/dziesiątkę (mógłbym wymieniać imienia/nazwiska/ksywki, ale wydaje się to być zbyteczne, bo i tak bym kogoś pominął). Bless.
  3. Ufirowi, bo zdołał mnie wziąć na barana, co przy mojej imponującej wadze jest nie lada wyczynem. Swoją drogą, ostatni raz na barana byłem u taty, w dodatku bardzo dawno temu.
  4. Pjotrowi, bo sobie żartował i pstrykał milion fotek. Mam nadzieję, że je szybko zobaczę.
  5. Nieznajomemu, który podbił do mnie pod sceną i powiedział "Puściliby lepiej Dinala", po czym zapytał czy noszę superstary (powinienem odpowiedzieć inaczej niż odpowiedziałem, tj. "nie, bo miałbym w nich kupę siary", sprawdź follow-up). Ujawnij się.
  6. Jackowi i reszcie ekipy za miłe towarzystwo przed samym Reggae nad Wartą.
  7. Wszystkim, których nie wymieniłem, a powinienem, lecz w wyniku mojej wrodzonej sklerozy o tym zapomniałem.
Dzisiaj dzień drugi, jutro go w jakiś sposób zrelacjonuję.

2 komentarze: