czwartek, 15 maja 2008

Juwenalia UW

Juwenalia UW były jedyną tego typu imprezą, za którą trzeba było płacić. Bilety kosztowały od 15 do 30 zł i - według mnie - warto było na nie wydać aż tak dużo pieniędzy. Na samym początku wystąpił zespół Happysad, potem na scenie pojawił się Akurat. Najlepsze zostawiono jednak na koniec. Na dziedzińcu uniwersytetu pojawił się Kult - w tej chwili już legenda polskiego rocka.

Co tu dużo mówić, Kazik i spółka zadbali o to, abym ich występ zapamiętać jako najlepszy koncert w życiu (co prawda dużo ich nie było, ale fakt pozostaje faktem). Grupa zagrała - jak podają nieoficjalne źródła (sam przecież nie liczyłem) - 37 piosenek, w tym największe hity pochodzące ze starych płyt. Nie zabrakło "Do Ani", "Arahji", "Czarnych Słońc", "Domu wschodzącego słońca", "Baranka" i "Dziewczyny bez zęba na przedzie". Największe kąski zostawiono jednak na bisy. Wtedy to właśnie kilka tysięcy gardeł wyśpiewało "Polskę", "Po co wolność" oraz - mojego faworyta w tym zestawieniu - "Krew Boga". Z nowszych, wydanych w ostatnich latach, albumów pojawiło się jedynie "Kocham cię a miłością swoją", co jednoznacznie pokazuje, że starsze utwory Kultu cieszą się po prostu lepszym powodzeniem.

Zespół został przyjęty bardzo gorąco - przez kilka minut tłum głośno skandował imię wokalisty i saksofonisty. Atmosfery koncertu Kultu nie można porównać z niczym inni. Wszyscy skakali i tańczyli, pod sceną było też - rzecz jasna - całkiem niezłe pogo. Przede wszystkim pomagano jednak Kazikowi w śpiewie, czego jednak chyba sam Staszewski nie zauważał, bowiem publika rzadko kiedy śpiewała sama. Większość uczestników koncertu ograniczała się jedynie do refrenów, aczkolwiek znalazło się też masę osób (prawdopodobnie byli to najwięksi wielbiciele Kultu), które znały na pamięć również całe zwrotki. Ja należałem rzecz jasna do tej drugiej grupy, choć - mimo wielu obaw - gardła nie zdarłem i bez problemu mogłem mówić już chwilę po zakończeniu koncertu.

Występ zespołu Kazika Staszewskiego zaliczyć można jedynie do bardzo udanych, a wręcz wspaniałych. Bawiłem się wyśmienicie. Zresztą nie tylko ja, bo i mój brat (i kilka tysięcy innych osób) w samych superlatywach wypowiadał się o koncercie. Już nie mogę się doczekać, kiedy po raz kolejny pójdę po słuchać Kultu na żywo. Do Gorzowa Kazelot raczej nie przyjedzie, więc muszę czekać, aż pojawi się w dogodnej lokalizacji, w odpowiadającym mi terminie.

1 komentarz: