Dochodzimy do kresu rocznych podsumowań. Przed Wami 5 najlepszych płyt ubiegłego roku, być może dwie z nich, zestawione tak wysoko w tym rankingu, mogą być dla niektórych zaskoczeniem. Zaczynamy.
5. Łona i Webber - Absurd i NonsensU szczecińskiego rapera słychać wyraźny progres. Pod względem techniki i flow dogania Ostrego, którego dawno już przewyższył, jeśli idzie o warstwę tekstową. Łona chyba przestał wierzyć w to, że "fruźki wolą optymistów" - pesymizm bije od niemal wszystkich utworów zamieszczonych na płycie. Na całe szczęście, "Absurd i Nonsens" pełny jest ironicznych tekstów, do czego Adam Zieliński zdążył już nas przyzwyczaić. Bez skrupułów pokonuje "pokolenie Gadu-Gadu" ich własną bronią, tj. rapując, nie używając polskich znaków diarektycznych. Chwilę później opisuje podróż relacji Gdańsk-Szczecin, w dodatku nie skupiając się jedynie na uwielbianych Polskich Kolejach Państwowych. Ponadto, Łona upatruje niezależność i demokrację w kioskach "Ruchu", wyśmiewa polską scenę hip-hopową, zaprasza Mahmuda Ahmedineżada na swojski "kielonek" i zamartwia się wysoką ceną baryłki ropy. Te - jakże znakomite - teksty szczecińskiego rapera urozmaicane są bitami Webbera. Wprawdzie nie jestem jakimś wielkim fanem podkładów tego producenta, lecz trzeba przyznać, że do stworzonej przez niego muzyki nie da się właściwie przyczepić. "Absurd i Nonsens" to fantastyczny krążek, w którym odnajdą się nie tylko wielbiciele rapu.
4. Ortega Cartel - Nic się nie dzieje
Bez dwóch zdań najbardziej rozrywkowa i bujająca pozycja z pierwszej piątki zestawienia. Ortegę Cartel poznałem dopiero w tym roku i bardzo tego żałuję, ponieważ jej poprzednie wydawnictwa również stoją na wysokim poziomie. Grupę tworzą dwaj Polacy, na co dzień mieszkający w Kanadzie. Najważniejsze są noszące i bujające, a zarazem wgniatające w fotel bity patr00. Biorąc pod uwagę tylko i wyłącznie ubiegłoroczne produkcje, to z podkładami z "Nic się nie dzieje" może konkurować chyba tylko nowy materiał Hocus Pocus (choć obu projektów raczej bym nie porównywał, bo to całkiem odmienny styl). Rapowaniem, oprócz samego patr00 zajął się również Piter. Chłopaki nagrywają na szybko i spontanicznie, co czasem jest widoczne w ich nie do końca dopracowanych i zazwyczaj mało ambitnych tekstach. Wśród zaproszonych gości znaleźli się MC zrzeszeni wokół przedsięwzięcia zwanego Polej Przechyl Powtórz Entertainment, czyli Reno, Finker (Klimat) oraz Pierrot. Oprócz tego możemy usłyszeć znanego z Sekaku Mielzky'ego. "Nic się nie dzieje" to jedna z najciekawszych płyt ubiegłego roku i bez wątpienia najlepszy krążek wyciągnięty z hip-hopowego podziemia. Inna sprawa, że pewnie nie wszystkim spodoba się stosowana przez Ortegę Cartel idea spontanicznego nawijania na szybko.
3. O.S.T.R. - HollyŁódź
4. Ortega Cartel - Nic się nie dzieje
Bez dwóch zdań najbardziej rozrywkowa i bujająca pozycja z pierwszej piątki zestawienia. Ortegę Cartel poznałem dopiero w tym roku i bardzo tego żałuję, ponieważ jej poprzednie wydawnictwa również stoją na wysokim poziomie. Grupę tworzą dwaj Polacy, na co dzień mieszkający w Kanadzie. Najważniejsze są noszące i bujające, a zarazem wgniatające w fotel bity patr00. Biorąc pod uwagę tylko i wyłącznie ubiegłoroczne produkcje, to z podkładami z "Nic się nie dzieje" może konkurować chyba tylko nowy materiał Hocus Pocus (choć obu projektów raczej bym nie porównywał, bo to całkiem odmienny styl). Rapowaniem, oprócz samego patr00 zajął się również Piter. Chłopaki nagrywają na szybko i spontanicznie, co czasem jest widoczne w ich nie do końca dopracowanych i zazwyczaj mało ambitnych tekstach. Wśród zaproszonych gości znaleźli się MC zrzeszeni wokół przedsięwzięcia zwanego Polej Przechyl Powtórz Entertainment, czyli Reno, Finker (Klimat) oraz Pierrot. Oprócz tego możemy usłyszeć znanego z Sekaku Mielzky'ego. "Nic się nie dzieje" to jedna z najciekawszych płyt ubiegłego roku i bez wątpienia najlepszy krążek wyciągnięty z hip-hopowego podziemia. Inna sprawa, że pewnie nie wszystkim spodoba się stosowana przez Ortegę Cartel idea spontanicznego nawijania na szybko.
3. O.S.T.R. - HollyŁódź
Najgłośniejsza hip-hopowa premiera ubiegłego roku. Ostry wydaje płyty z niezwykłą częstotliwością, mniej więcej raz na 12 miesięcy, co czasem nawet odbija się na poziomie jego tekstów. Nie jest w tym jednak odosobniony, bo co rok wydaje również chociażby Kazik Staszewski i nadal zgarnia z tego tytułu duże pieniądze (inna sprawa, że akurat lider Kultu ukrywa się pod ciągle powstającymi, nowymi formacjami). "HollyŁódź" to - pod względem bitów - najlepszy, legalnie wydany w Polsce album. Adam Ostrowski po raz kolejny pokazuje, że po prostu zna się na tworzeniu muzyki. W przeciwieństwie do projektów w stylu "Jazzurekcji", na najnowszym krążku O.S.T.R.-a dominują podkłady stworzone z wykorzystaniem funkowych sampli, co dla mnie osobiście samo w sobie jest już znakomitą rekomendacją. Warstwa tekstowa stoi na równym, dość wysokim poziomie. Można się przyczepić tylko do niektórych, politycznych kawałków. Ostry, rymując o Kaczyńskich, Lepperach i innych Giertychach czasem zamienia się w zwykłego populistę, choć z drugiej strony, trafiają mu się również celne, błyskotliwe i dosadne wersy. Gdyby nie dość powtarzalne i na dłuższą metę nużące teksty Ostrowskie, "HollyŁódź" uznałbym za najlepszą, polską produkcję roku. Był jednak ktoś lepszy.
2. Eldo - 27
Leszek Kaźmierczak nigdy nie miał świetnego flow, dobrej techniki, ale mimo to, dzięki swoim - często zahaczającym o poezję - tekstom, wybił się ponad przeciętność polskich raperów. Czwarty, solowy album Eldoki posiada jednak kilka trochę luźniejszych kawałków, jak chociażby "Szyk", "Noc, rap, samochód", czy "Dany Drumz Gra Funk". Reszta utrzymana jest w raczej poważnym tonie. Na "27" Eldo opisuje m.in. swoje dzieciństwo i ukochane miasto - Warszawę. Nie brakuje zwrotek o hip-hopie ("Styl, Flow, Oryginalność") i bardziej metaforycznych, niejednoznacznych utworów ("Są rzeczy, których chciałbym nie pamiętać", "Krew, pot, sperma i łzy", "Więcej"). Co ciekawe, w kawałku "Spacer" można znaleźć pełno nawiązań do mało znanego numeru Eldoki, nagranego wraz z Pjusem i Pelsonem pt. "Lubię włóczyć się". Produkcją zajęli się najbardziej utalentowani, polscy bitmejkerzy w tym m.in. Kixnare, Daniel Drumz, Flamaster i Webber. Zaangażowanie więcej, niż jednej osoby w tworzenie podkładów spowodowało, iż mamy do czynienia ze zróżnicowanym materiałem. Z jednej strony pobrzmiewają skoczne, funkowe sample, z drugiej - bardziej stonowane i spokojne, acz nie usypiające dźwięki. Na płycie gościnnie wystąpili Pjus i Diox, którzy jednak wyraźnie odstają umiejętnościami od Eldoki. "27" to najbardziej wciągająca i zarazem najlepsza, polska płyta ubiegłego roku.
1. Hocus Pocus - Place 54
Kto by przypuszczał, że zaciekawi mnie francuski (!!!) rap. A tu proszę, Hocus Pocus idealnie wpasowało się w moje gusta. Chłopaki robią naprawdę genialną muzykę - w mistrzowski sposób łączą rap z jazzem i funkiem, grają przy tym nie tylko z komputera, ale też na instrumentach. Po jakimś czasie można wychwycić takie smaczki, jak chociażby idealnie wkomponowany odgłos dzwonka do roweru. Na wysoką ocenę "Place 54" wpływa jeszcze osoba Sylvaina Richarda, szerzej znanego jako 20Syl, czyli mówiąc prościej głównego tekściarza i wokalisty Hocus Pocus. Facet ma naprawdę fajny, ciepły głos, którego może mu pozazdrościć 99% raperów na świecie. Dobrze się jednak stało, że grupa zadbała o wręcz znakomite featuringi, ponieważ melodeklamacja 20Syla na dłuższą metę może być denerwującą. Na "Place 54" gościnnie wystąpiły takie gwiazdy muzyki niezależnej, jak The Procussions, T Love (nie mylić z formacją Muńka Staszczyka!), Omar oraz Magik Malik. Oprócz tego słyszymy Freda Wesleya, Stro the 89th Key, Dajla, C2C oraz Tad'riq Kedę. Pewnie większość wyżej wymienionych wykonawców jest dla Was anonimowa, lecz musicie wiedzieć, że doskonale oni pasują do konceptu płyty i w całej rozciągłości rozumieją rap tworzony przez Hocus Pocus. Jeśli szukacie ambitnej, a zarazem niezwykłej muzyki, to uderzajcie we francuski kolektyw. Nawet jeśli nie znacie języka Joanny D'Arc i ni w ząb nie zrozumiecie słów 20Syla, to i tak w "Place 54" warto zainwestować.
[część 1] [część 2] [część 3]
2. Eldo - 27
Leszek Kaźmierczak nigdy nie miał świetnego flow, dobrej techniki, ale mimo to, dzięki swoim - często zahaczającym o poezję - tekstom, wybił się ponad przeciętność polskich raperów. Czwarty, solowy album Eldoki posiada jednak kilka trochę luźniejszych kawałków, jak chociażby "Szyk", "Noc, rap, samochód", czy "Dany Drumz Gra Funk". Reszta utrzymana jest w raczej poważnym tonie. Na "27" Eldo opisuje m.in. swoje dzieciństwo i ukochane miasto - Warszawę. Nie brakuje zwrotek o hip-hopie ("Styl, Flow, Oryginalność") i bardziej metaforycznych, niejednoznacznych utworów ("Są rzeczy, których chciałbym nie pamiętać", "Krew, pot, sperma i łzy", "Więcej"). Co ciekawe, w kawałku "Spacer" można znaleźć pełno nawiązań do mało znanego numeru Eldoki, nagranego wraz z Pjusem i Pelsonem pt. "Lubię włóczyć się". Produkcją zajęli się najbardziej utalentowani, polscy bitmejkerzy w tym m.in. Kixnare, Daniel Drumz, Flamaster i Webber. Zaangażowanie więcej, niż jednej osoby w tworzenie podkładów spowodowało, iż mamy do czynienia ze zróżnicowanym materiałem. Z jednej strony pobrzmiewają skoczne, funkowe sample, z drugiej - bardziej stonowane i spokojne, acz nie usypiające dźwięki. Na płycie gościnnie wystąpili Pjus i Diox, którzy jednak wyraźnie odstają umiejętnościami od Eldoki. "27" to najbardziej wciągająca i zarazem najlepsza, polska płyta ubiegłego roku.
1. Hocus Pocus - Place 54
Kto by przypuszczał, że zaciekawi mnie francuski (!!!) rap. A tu proszę, Hocus Pocus idealnie wpasowało się w moje gusta. Chłopaki robią naprawdę genialną muzykę - w mistrzowski sposób łączą rap z jazzem i funkiem, grają przy tym nie tylko z komputera, ale też na instrumentach. Po jakimś czasie można wychwycić takie smaczki, jak chociażby idealnie wkomponowany odgłos dzwonka do roweru. Na wysoką ocenę "Place 54" wpływa jeszcze osoba Sylvaina Richarda, szerzej znanego jako 20Syl, czyli mówiąc prościej głównego tekściarza i wokalisty Hocus Pocus. Facet ma naprawdę fajny, ciepły głos, którego może mu pozazdrościć 99% raperów na świecie. Dobrze się jednak stało, że grupa zadbała o wręcz znakomite featuringi, ponieważ melodeklamacja 20Syla na dłuższą metę może być denerwującą. Na "Place 54" gościnnie wystąpiły takie gwiazdy muzyki niezależnej, jak The Procussions, T Love (nie mylić z formacją Muńka Staszczyka!), Omar oraz Magik Malik. Oprócz tego słyszymy Freda Wesleya, Stro the 89th Key, Dajla, C2C oraz Tad'riq Kedę. Pewnie większość wyżej wymienionych wykonawców jest dla Was anonimowa, lecz musicie wiedzieć, że doskonale oni pasują do konceptu płyty i w całej rozciągłości rozumieją rap tworzony przez Hocus Pocus. Jeśli szukacie ambitnej, a zarazem niezwykłej muzyki, to uderzajcie we francuski kolektyw. Nawet jeśli nie znacie języka Joanny D'Arc i ni w ząb nie zrozumiecie słów 20Syla, to i tak w "Place 54" warto zainwestować.
[część 1] [część 2] [część 3]