poniedziałek, 13 lipca 2009

Reggae nad Wartą 2009 - dzień 2 (na szybko)

1. Drugi dzień Reggae nad Wartą 2009 rozpoczął się dla mnie nieco wcześniej niż dla innych, bo już w okolicach 16:00, kiedy to swoją próbę w gorzowskim amfiteatrze miała Masala. W momencie, gdy Duże Pe nie był potrzebny na scenie, przeprowadzałem z nim wywiad, czego efekty zobaczycie w najbliższym czasie (nie będę tu rzucał terminami, bo szczerze mówiąc zapisu rozmowy nawet jeszcze nie odsłuchałem, zaraz się jednak za to zabiorę). W każdym razie, próba Masali na pewno narobiła mi sporego apetytu na to, co może dziać się podczas koncertu.

2. Najpierw wystąpiło jednak zielonogórskie Mate. Choć koncert zespołu z drugiej stolicy województwa lubuskiego w Gorzowie Wielkopolskim z góry skazany jest na niepowodzenie, to nie mogę powiedzieć, że grał on źle. Jasne, nie było to nic wielkiego, ani nic powalającego. Mate spisało się świetnie jako zespół, który miał za zadanie otworzyć drugi dzień RnW, a przy okazji rozruszać publiczność. I na pewno udało mu się to lepiej, niż 24 godziny wcześniej miejscowej Cresce. Niestety, w odwiecznej wojnie między Zieloną Górą a Gorzowem, tym razem pierwsze z wymienionych miast było górą. Swoją drogą, występ Mate pokazał, że muzyka reggae ma za zadanie łączyć, a nie dzielić, bowiem obyło się bez nieprzyjemnych incydentów, które przecież czasem, zwłaszcza w takich sytuacjach, występują. Ba, sporo osób bawiło się znakomicie.

3. Następnie sceną zawładnęła Cała Góra Barwinków - bez wątpienia jedna z gwiazd tegorocznej eydcji festiwalu. Nazwę zespołu oczywiście kojarzyłem, lecz piosenki formacji usłyszałem wczoraj po raz pierwszy. Z miejsca mi się spodobało, choć nie można powiedzieć, aby był to występ, który będę pamiętać do końca życia, tak jak było to w przypadku ubiegłorocznego koncertu Gery Moralesa. Cała Góra Barwinków zagrała bardzo dobrze, przyciągnęła pod scenę sporo osób (dla wielu z nich będzie to pewnie najlepszy występ drugiego dnia) i na pewno nie omieszkam sprawdzić płyty tej grupy w najbliższej przyszłości.

4. Kolejnym punktem programu była wyczekiwana przeze mnie Masala. Część "właściwa" koncertu, czyli już z Duże Pe na mikrofonie, poprzedzona została - nazwijmy to - "setem", który opierał się w głównej mierze na "odgłosach gardłowych" dwójki instrumentalistów. W końcu jednak pojawił się główny wokalista, który już na początku zaatakował publikę swoim freestylem, mającym na celu poderwanie wszystkich z siedzeń i zaproszenie pod scenę. Oczywiście widownia zareagowała połowicznie - część faktycznie ruszyła tyłki, lecz druga część ewidentnie nastawiona była na Daab i nie ruszyła się z miejsca. Masala zaprezentowała w głównej mierze utwory ze swojego najnowszego krążka, choć nie zabrakło też bardziej, że tak powiem, "klasycznego" materiału, w postaci numerów "Od Tarnobrzega po Bangladesz" oraz "XXI wiek". Z moich ulubionych "Obywateli IV Świata" zagrane zostało tylko "Myśl i nie ufaj" (w nieco zmienionej wersji, która zresztą - z tego co pamiętam - zakończona została całkiem niezłym freestylem). To i tak więcej niż się spodziewałem, więc i tak plus dla Pe i spółki, że postanowili zaprezentować cokolwiek z tej epki. Nie przedłużając, Masala nie zagrała może najlepszego koncertu podczas Reggae nad Wartą, ale na pewno została wyśmienicie przyjęta przez publikę, co jest swego rodzaju wyznacznikiem jakości. Sam bawiłem się rewelacyjnie.

5. Potem nadszedł czas na Daab, czyli na zespół, którego wszyscy oczekiwali (no, może poza mną). Nie jestem fanem grupy, może dlatego, że nigdy nie byłem obeznany w jej repertuarze. Mniej więcej do połowy czasu trwania koncertu, podobało mi się. Taki cover "No Woman, No Cry" odebrałem świetnie, choć - co chyba zrozumiałe - był oczywiście gorszy od oryginału. Później jednak muzyka Daabu zaczęła działać na mniej usypiająco. Szczerze mówiąc, sam nie wiem dlaczego. Ale nie mam zamiaru tutaj psioczyć. Od strony technicznej koncert stał na naprawdę wysokim poziomie, dinozaury reggae pokazały klasę i nie ma co do tego żadnej wątpliwości. To, że Daab niekoniecznie trafia w moje gusta, to już zupełnie inna sprawa i nie zamierzam się dalej nad nią rozwodzić. Prawda jest taka, iż właśnie ten występ zgromadził największą publikę, co było zresztą do przewidzenia - przyszli na niego w końcu nie tylko młodzi fajni muzyki z Jamajki, ale również ci nieco starsi, którzy pewnie mogą pamiętać koncerty Daabu z pierwszych edycji festiwalu jeszcze w latach 80.-tych. Co najważniejsze, niemal wszyscy (tak, poza mną) byli tym ponad godzinnym występem zauroczeni.

6. Tegoroczne Reggae nad Wartą wieńczyło Stage of Unity - również nieco dinozaurowaty zespół, który jednak debiutował właśnie w Gorzowie. Formacja Kristafariego grała całkiem przyjemnie, choć już do o wiele mniejszej widowni w porównaniu do wcześniejszych koncertów. Nie było to jednak nic porywającego - dobra muzyka, nic więcej. Wielbicielom bardziej klasycznego reggae na pewno się podobało. Inna sprawa, że sam Kristafari na zakończenie nieco mnie zażenował - był w stanie mocno wskazującym, przez co niektóre jego gadki zahaczały o głupotę i śmieszność.

7. Reggae nad Wartą 2009 można zaliczyć do imprez udanych, mających jednak pewne minusy. Największy to przede wszystkim regres, w porównaniu do lat ubiegłych. Podrożenie biletów wcale nie przyniosło więcej gwiazd, a wręcz przeciwnie. Efekt był gołym okiem zauważalny na widowni amfiteatru, na której panowała niezwykle niska frekwencja. Dobrze, że budynek będzie w tym roku modernizowany - może go pomniejszą, żeby w przyszłości mogli szczycić się wypełnieniem po brzegi? W tej chwili mogę tylko wyrazić nadzieję, że osoby odpowiedzialne za festiwal wezmą sobie do serca liczne narzekania i w przyszłym roku postarają się o gwiazdy, a nie jedną gwiazdę.

8. No i tak na koniec, powiedzmy takie post scriptum, chciałbym pozdrowić wszystkich znajomych, z którymi się przez te 2 dni bawiłem, na czele z twórcami i wykonawcami piosenki "Ba ba ba". Zdjęcia autorstwa Piotra Biernackiego.

3 komentarze:

  1. U nas na reggae day też ma byc Stage of Unity.
    A reszta to raczej mniej znane zespoły, ale i tak będzie fajnie. Pozdro.

    OdpowiedzUsuń
  2. Już pojawił się jakiś singiel czy co z płyty Mroka (czyt. jakiegoś łaka z pierwszej lepszej łapanki), myślę, że możesz spokojnie umieścić ten numer w klasykach wszech czasów albo jakiś najważniejszych utworach w historii polskiego hip-hopu... dobra beka ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. bababababa !!

    OdpowiedzUsuń