2. Jak przed rokiem festiwal otworzyła gorzowska Creska. Grali nieźle, nic więcej. Tego się jednak można było spodziewać - wciąż jest to młody zespół, który w dodatku nie wybija się niczym charakterystycznym. Na rozgrzewkę Creska była jednak jak znalazł, a przecież chyba o to chodziło w ich występie. Nawet kilka osób kręciło się przez jakiś czas pod sceną.
3. Następnie na scenie zaprezentowała się Plebania. I to było mega zaskoczenie, bo zespół o takiej nazwie, którego zresztą w ogóle nie kojarzyłem, pokazał naprawdę coś ciekawego. Muzycy, pytani o reprezentowany gatunek, odpowiadają: "punk reggae indian music", co jest chyba najtrafniejszym określeniem. Pozytywna energia przekazywana jest tu z nieco mocniejszym uderzeniem, wspomaganym przez chociażby taką harmonijkę ustną oraz tekstami w języku Indian. Pogo przy Plebanii było najbardziej ostre (i zarazem nie przesadzono), sam bawiłem się doskonale.
5. Po Czerwie nastąpiła nieco dłuższa przerwa - stroiła się bowiem gwiazda wieczoru United Flavour. Szczerze mówiąc, pierwszy raz usłyszałem o tym zespole dopiero przed Reggae nad Wartą, i zapowiadało się naprawdę ciekawie. Wpływy afrykańskiej i hiszpańskiej kultury, wraz z prawdziwym miksem stylów muzycznych (reggae, latino, soul, r'n'b, hip hop i dancehall) mogły dać naprawdę porażający efekt. Nie myliłem się. United Flavour zagrało naprawdę fajnie - hiszpańska wokalistka śpiewała dobrze oraz potrafiła nawiązać kontakt z publiką. Prawdziwą bombą okazała się jednak osoba afrykańskiego basisty, który podczas koncertu zaliczył kilka rewelacyjnych wejść wokalnych. Swoją drogą, warto wspomnieć o deszczu, padającym właśnie podczas występu United Flavour. Nie wiem czemu, ale wydaję mi się, że po prostu doskonale pasował on do tej muzyki. Jest to na pewno jeden z tych zespołów, którym w najbliższym czasie się zainteresuję.
6. Na koniec zagrało Village Kollektiv. Na pewno nie można muzyki tej formacji sklasyfikować jako reggae. Był to raczej zbiór dziwnych instrumentów, dziwnego śpiewu i w miarę normalnej elektroniki. Nie mogę powiedzieć, aby mi się podobało. Nie mówię, że było słabe. Może po prostu taka muzyka do mnie nie trafia, może nie pojmuję jej głębi.
7. W porównaniu z zeszłym rokiem, pierwszy dzień Reggae nad Wartą zaliczył spory regres - droższy bilet, mniej ludzi, gorsze kiełbaski i - bądź co bądź - gorszy line-up. Jasne, Plebania mi się podobała, United Flavour również, ale to nie to samo, co zeszłoroczne Maleo Reggae Rockers czy Dubska Division z wybitnym występem Gery Moralesa. Liczę, że dzisiaj będzie lepiej. Masala to mój pewniak, Daab też się raczej postara. O Całej Górze Barwinków oraz Stage of Unity również słyszałem mnóstwo pozytywnych opinii, więc po prostu musi być lepiej.
8. Na koniec oczywiście pragnę pozdrowić wszystkich moich towarzyszy niedoli, których w tym roku było naprawdę sporo. Zamieszczone w tym artykule zdjęcia są autorstwa Piotra Biernackiego, mojego fotografa (no co, masz akredytację dzięki temu blogowi). Jutro możecie spodziewać się kolejnej szybkiej (no bez przesady) relacji z Reggae nad Wartą, a dalej, w tygodniu, myślę, że jeszcze jakichś dwóch materiałów odnośnie samej imprezy.
ahahihiahaha
OdpowiedzUsuń